#655 Maroon 5 “V” (2014)


Przeszło dziesięć lat na scenie, niemała liczba przebojów i status zespołu, do którego słuchania niektórzy wolą się nie przyznawać. Maroon 5, amerykańska kapela z Adamem Levinem na czele, w drugiej połowie 2014 roku wydała swoją piątą studyjną płytę. Płytę, którą grupa ponownie “rozbiła bank”, lecz zabrnęła jeszcze bardziej w świecie popowo-tanecznych, doprawianych gitarami melodii, w których nie każdemu jest do twarzy.

Maroon 5 najlepsze czasy mają już za sobą. Nie warto nawet zmyślać, że jest inaczej. Sam zespół nawet już nie próbuje udawać, że od chwili ukazania się “Overexposed” chodzi mu o coś więcej niż o komercyjny sukces. Dowodem tego jest chociażby “wystosowanie” propozycji współpracy do topowych producentów. Najbardziej w oczy rzucają się Shellback oraz “hit maker” Max Martin, którzy są ojcami takich przebojów jak “I Wanna Go” Britney Spears, “Problem” Ariany Grande, “Shake It Off” Taylor Swift i “Roar” Katy Perry.

Nie zaskoczę was raczej, kiedy powiem, że najbardziej do gustu przypadają mi trzy pierwsze krążki kapeli. Szczególnie miło wspominam “Songs About Jane”. To było to Maroon 5, do którego bardziej wymagający słuchacz chciał wracać! Połączenie funku, soulu i rockowych brzmień z unikalnym głosem Adama Lavine’a dało smakowity efekt i oddało w nasze ręce płytę, której – przy dzisiejszym podejściu do muzyki – grupa już nie przeskoczy.

Na album “V” składa się jedenaście piosenek, które osadzone są w gatunkach,  o których wspominałam na samym początku recenzji. Są to utwory pozbawione oryginalności, lecz jeśli chodzi o wpasowanie się w dzisiejsze trendy, ciężko im cokolwiek zarzucić. Maroon 5 postawili ponownie na sporą liczbę zachęcających do zabawy numerów, wplatając w cały zestaw kilka wolniejszych kawałków, od których zacznę, by było miło.

Nie, nie będzie miło. Ciężko polubić ociekającą ckliwością balladę “Unkiss Me”, która – choć nieźle zaśpiewana – zasmuca swą wtórnością, razi elektroniczną obróbką i zwyczajnie nuży. Nie warto zawracać sobie głowy stadionowym “Leaving California” (za każdym razem mam wrażenie, że jak kończą się Adamowi pomysły na tekst, lukę postanawia wypełnić przyśpiewkami oooo). Pokładałam nadzieję w “My Heart Is Open”. Jurorzy “The Voice” mają chyba zasadę, że każdy nagrywa coś z każdym, więc duet Maroon 5 z Gwen Stefani pojawić się kiedyś musiał. Ich zagrana na pianinie ballada niczym niestety nie zachwyca. Po prostu jest, wypadając na tle swoich albumowych kolegów o niebo lepiej.

Żywsze kompozycje oparte są na jednym schemacie. Zwrotka, refren, zwrotka, refren, mostek, refren. Standard. Piosenki wpadają w ucho, lecz – w przypadku właśnie takich nagrań – to negatywna rzecz. Co my tu mamy? Jest chociażby “Maps”, z którego zabieram dla siebie fajną gitarkę. Jest “Animals”, w którym falset Adama przekracza zalecaną granicę. Pojawia się i “It Was Always You”, z którego można by zrobić przyjemny rockowo-funkowy kawałek, gdyby obedrzeć tę piosenkę z elektroniki. Otrzymujemy i kompozycje kompletnie nijakie, pełniące funkcję zapychaczy (“In Your Pocket”, “Coming Back For You”, “New Love”). Najgorsze zostaje nam niemalże na sam koniec. Utwór “Feelings” chciałabym traktować jak prima aprilisowy żarcik. Po kilku drinkach do elektroniczno-tanecznej melodii mogłabym się nawet zabawić. Nie wiem jednak, ile musiałabym mieć promili w wydychanym powietrzu, by nie skrzywić się na śpiew Levine’a. Żeby jednak zakończyć pozytywnym akcentem, powiem, że zahaczające o disko, funk i dobry pop “Sugar” jest jedną z najlepszych piosenek w karierze Maroon 5.

Nie spodziewałam się po amerykańskim zespole rewolucji. Już płytą “Overexposed” z 2012 roku ugruntowali swoją pozycję na listach przebojów za sprawą popowych utworów. Tym samym grupa na dobre rozstaje się stylem, który ponad dekadę temu przyniósł jej rozpoznawalność. “V” to album banalny, przewidywalny i schematyczny. Szkoda na niego czasu.

 

3 Replies to “#655 Maroon 5 “V” (2014)”

  1. Jak możesz ich hejtować?! To jest wspaniały zespół, a jak tak nie uważasz to nie pisz recenzji bo recenzja to powinna być obiektywna. Poćwicz pisanie argumentów bo Ci nie wychodzi, a najlepiej to usuń tego bloga. Dobrze Ci radzę.

    A teraz na poważnie 😉 Nie cierpię tego zespołu. Adam ma okropnie irytującą barwę głosu, a muzyka która tworzą jest do bólu komercyjna.

    Pozdrawiam, Namuzowani

  2. OMG… kompletnie nie pamiętam już tego krążka. Uwielbiam z niego Animals a po nim Maps. Sugar odkąd wyszedł teledysk zaczęło mnie denerwować. Zgodzę się z tobą – ich debiut jest the best.

  3. Lubię “Sugar”, a reszty w sumie nie znam. Chcę się jednak zapoznać bliżej z Maroon 5. Sięgnę kiedyś po “Songs About Jane”.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „SzafiraAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *