#679 Ray LaMontagne “Trouble” (2004)

Amerykański wokalista Ray LaMontagne nie jest materiałem na światową gwiazdę. Stroni od skandali, niezwykle rzadko udziela wywiadów, mieszka gdzieś na końcu świata na farmie z tą samą żoną i dziećmi. Nawet początek jego muzycznej drogi nie jest historią, w której główną rolę odgrywa łowca talentów czy rodzice, którzy za wszelką cenę chcą ze swojego syna zrobić maszynkę do zarabiania pieniędzy. Ot, pewnego ranka LaMontagne usłyszał utwór “Treetop Flyer” Stephena Stillsa. Rzucił pracę i zabrał się za tworzenie własnej muzyki. Wydał właśnie nową płytę, ale ja wrócę do czasów jego debiutu…

Płyta, która słuchaczom przedstawiła brodatego wokalistę z USA, zatytułowana została “Trouble”. W sprzedaży pojawiła się w 2004 roku, trafiając w niedługim czasie do domów przeszło miliona słuchaczy. Za produkcję nagrań odpowiada Ethan Johns, który współpracował wcześniej m.in. z Ryanem Adamsem, Rufusem Wainwrightem i Kings of Leon. Razem z Ray’em stworzyli porcję kompozycji, które w pierwszej kolejności polecać mogę fanom folkowych brzmień. Dla innych przygoda z muzyką Amerykanina wydawać się może nudna i nie warta czasu.

Album otwiera piosenka tytułowa, która wyróżnia się bogatą aranżacją, tworzoną m.in. przez gitarę akustyczną, smyczki i perkusję. Instrumenty te pogrywają także w spokojniejszym “Shelter”. “Hold You in My Arms” jest pierwszą kompozycją, w której to gitara odgrywa główną rolę. Ray LaMontagne przygotował także zwracające się w stronę country “Narrow Escape”, w którym nawet przygrywa sobie na harmonijce i zaprasza do wspólnego śpiewania Jennifer Stills. Kobiecy wokal, tym razem należący do Sary Watkins, pojawia się w smutnym, poruszającym “Hannah”. Przesiąknięte nostalgią i melancholią kawałki są specjalnością wokalisty, z czym trudno się nie zgodzić słuchając takich piosenek jak “Burn”, “Jolene” i pięknego “All the Wild Horses”. Na “Trouble” znalazło się także miejsce dla nieco żywszego grania – melodyjnego “Forever My Friend” i całkiem przebojowego “How Come”.

Debiutanckie wydawnictwo Ray’a LaMontagne’a jest płytą prostą, ale nie prostacką. Bazującą na sprawdzanych od dekad pomysłach, ale zachęcającą do sięgania po nią. Artysta świetnie odnalazł się w nieprzesadnie smętnych, ale i pozbawionych radosnego pierwiastka utworach.

4 Replies to “#679 Ray LaMontagne “Trouble” (2004)”

  1. Lubię go, ale nie robi na mnie ogromnego wrażenia. O wiele wyżej w moim rankingu artystów tworzących emocjonalną, prostą, ale bardzo ładną muzykę stoją Passenger, James Blunt i Thomas Dybdahl. Ray’owi czegoś brakuje…

Odpowiedz na „~DorotaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *