#736 Björk “Post” (1995)

W jednej z ostatnich piosenek wydanego w 1993 roku albumu “Debut” Björk zamieściła wers this is where I’m staying, this is my home. Nie przeszkodziło jej to jednak w opuszczeniu Islandii i przeniesieniu się do zupełnie innego świata – gwarnego, kolorowego, multikulturowego Londynu. O zmianach informuje nas już barwna, wesoła okładka albumu “Post” (1995 rok), którą zdobi zdjęcie wykonane na Piccadilly Circus. Tak odmienna od skromnej, prostej i oszczędnej fotografii przyozdabiającej poprzednie wydawnictwo artystki. Wielkiej metamorfozie nie uległa sama muzyka, będąca wciąż przeplatanką ulubionych gatunków Björk. Coś jednak w tym wszystkim nie do końca mi zagrało i sprawiło, że “Post” nieczęsto można u mnie usłyszeć.

O drugim wydawnictwie islandzkiej wokalistki krąży sporo historii i ciekawostek. Przytoczę tę dotyczącą genezy tytułu, gdyż lubię, gdy ten nie jest wybierany przypadkowo. Dla Björk post miało dwa znaczenia, oba zresztą związane z przeprowadzką. Podkreślało, że zawarte na albumie piosenki napisane zostały już po opuszczeniu przez artystkę ojczyzny. Zdradzały także pragnienie komunikowania się wokalistki z rodziną i przyjaciółmi, bo w końcu słowo post powiązać można z pocztą.

Recenzowane wydawnictwo Björk ciężej mi sklasyfikować aniżeli “Debut”. Otagowanie go jako płyty elektronicznej nie mówi nam absolutnie nic, a sama Islandka tak bawi się dźwiękami, byśmy sami do końca nie wiedzieli, z czym mamy do czynienia. W telegraficznym skrócie poinformować mogę, że do gatunków, które najbardziej inspirowały artystkę, należą m.in. wspomniana elektronika (i jej liczni znajomi, jak ambient, techno, trip hop, house) oraz jazz.

Zaczyna się naprawdę świetnie. Nawiązujące do muzyki rockowej (a nawet samplujące Led Zeppelin) “Army of Me” to porcja przestrzennego, agresywnego grania. Wyciszyć się możemy za sprawą folkowo-klubowego “Hyperballad”, w którym za każdym razem moją uwagę skupia na sobie tekst. I Imagine what my body would sound like slamming against those rocks fantazjuje Björk, a ja ciągle snuję rozważania, jak ten numer wypadałby w bardziej tajemniczej, psychodelicznej odsłonie, zamieniając się na melodie z takim “The Modern Things”, które na trackliście kryje się pod numerem trzy. Szybko jednak o całej sprawie zapominam, bo wokalistka ma dla nas najbardziej zaskakujący numer na całym “Post” – “It’s Oh So Quiet”, nurkujące w świecie big bandowych, jazzowych brzmień i zabierające nas w podróż do lat 40. XX wieku. Klimaty retro przewijają się w krótkim, znikającym, choć ładnym “You’ve Been Flirting Again” oraz cichym “Cover Me”. Na sposób godny lat 90. ujęte zostały w romantycznym, zerkającym na trip hop “Possibly Maybe”.

Ciemny, intrygujący i nieco obłąkany. Taki jest utwór “Enjoy”, będący efektem współpracy Björk z Trickym. Moje odczucia względem kompozycji idealnie oddaje jej tytuł. Nie zaskoczę więc zdradzając, że “Enjoy” jest moim ulubionym momentem płyty. Bardzo cenię także drugi owoc współdziałania tej dwójki wykonawców – “Headphones”. Tej cichej, minimalistycznej, ambientowej piosenki najlepiej słuchać w tytułowym sprzęcie. Łatwiej wtedy zamknąć ją w głowie. Puszczona w przestrzeń gubi swą drogę i bardziej irytuje, niż zachwyca. Na koniec warto napomknąć coś o egzotycznym, jazzowo-elektronicznym “I Miss You” oraz bogatym w orkiestrowe melodie “Isobel”.

Po przeczytaniu akapitów o poszczególnych kompozycjach i zestawieniu ich z zamykającym wstęp zdaniem możecie mieć mętlik w głowie. Ale właśnie taka ta płyta jest. Przedziwna, nieporządna, kuriozalna. Słuchanie piosenek wybiórczo – i pojedynczo – dostarcza niesamowite przeżycia. Björk odważnie połączyła rożne odmiany elektroniki z vintage’ową stylistyką, nagrywając utwory bliższe Europie, a nawet chwilami zahaczające o nowojorski Broadway. “Post” jest albumem prostszym w odbiorze niż “Debut”, choć podobnie eksperymentalnym. Tym razem jednak cały zestaw mnie przytłoczył, a jednocześnie nie zostawił po sobie większego, wyraźniejszego śladu. Drugi krążek Björk nic nie wniósł do mojego życia. I to jest najsmutniejsze.

5 Replies to “#736 Björk “Post” (1995)”

  1. Nie wierzę, że od kilku wpisów robisz przegląd moich ulubionych, wręcz kultowych płyt-tudzież-wykonawców 😉

    Każdy utwór na “Post” to jednak dla mnie monument. Nie ma tu ani jednej piosenki, na którą nie patrzyłbym bez emocjonalnego bagażu, do tego stopnia odbieram je w sposób osobisty. Więc Twoja recenzja to dla mnie trochę taki katalog, kolorowy i zapraszający do odwiedzenia płyty. Może to i dobrze, choć z wnioskami końcowymi oczywiście w ogóle się nie zgadzam 😉

    Ale co do “Enjoy”, pełna zgoda. Właśnie leci w moich słuchawkach.

    1. I to jest właśnie fajne w recenzjach – można przekonać się, jak daną płytę, która dla nas jest mega ważna i znacząca, odbierają różne osoby, które dopiero co po nią sięgnęły.

      1. Dokładnie, zawsze mnie ciekawią takie teksty, szczególnie gdy ktoś, tak jak Ty, słucha ze zrozumieniem 🙂
        A poza tym, wydaje mi się, że jeszcze nie powiedziałaś ostatniego słowa i że jeszcze Cię kiedyś “Post” zaskoczy 🙂

        U mnie nowe znalezisko prosto z dźwiękowej kopalni, więc zapraszam.

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *