Open’er Festival 2017 – dzień trzeci

Piątki i soboty przyciągają na festiwal jeszcze więcej osób. W tym roku właśnie na pierwszy dzień weekendu zaproponowano nam występ… The Weeknd – wokalisty, który bije rekordy popularności. Dziesiątki tysięcy słuchaczy przybyło do Gdyni specjalnie na jego pierwszy polski koncert. Ten dzień obfitował jednak w nie mniej ciekawe nazwiska.

THE DUMPLINGS & ORKIESTRA

Chociaż polski duet The Dumplings gra od 2011 roku (sławę zdobył trzy lata później), dopiero pod koniec 2016 miałam okazję przekonać się, jak Justyna i Kuba wypadają na żywo. Nie było to niestety niezapomniane doświadczenie. Znacznie lepiej ich numerów słucha mi się w domu, z płyty, niż w wersji live. Nie mogłam sobie jednak odmówić sprawdzenia, jak kompozycje tego elektronicznego duetu brzmią w orkiestrowej aranżacji. Ciężko tu jednak mówić o jakiejś wielkiej orkiestrze, bo na scenie The Dumplings towarzyszyła garstka dodatkowych muzyków. Przyznam szczerze, że nie sądziłam, iż młodociany duet tak szybko zdecyduje się na wystąpienie w towarzystwie smyczków i dęciaków. To brzmi tak… poważnie. Utwory Justyny i Kuby nabrały doroślejszego sznytu przy jednoczesnym ograniczeniu ich tanecznego potencjału. Wyjątkiem był rozrywkowy “Betonowy las”. Najbardziej podobał mi się dobór piosenek. Narzekałam ostatnio, że The Dumplings za bardzo stawiają na język angielski, kiedy publiczność kocha ich za polskie numery. Na Open’erze anglojęzycznych kawałków było jak na lekarstwo (usłyszeliśmy tylko “Odyseusza”, “Tide of Time” i pełną wersję ośmiominutowego “Dark Side”). Miejsce na setliście zajęły za to nowości z reedycji “Sea You Later” (“Piękne dłonie”, “Kto zobaczy”), piosenki z podstawowej wersji tej płyty (np. “Nie gotujemy”) oraz moje ulubione “Nie słucham” z debiutu, które duet wykonuje na koncertach niesamowicie rzadko. Kto przegapił, nie ma czego żałować. Ponoć na jesień planowana jest trasa klubowa The Dumplings & Orkiestra.

RALPH KAMIŃSKI

Ubiegłoroczny szał na nową gwiazdę polskiego alternatywnego popu, Ralpha Kamińskiego, mnie ominął. Kiedyś zaczęłam słuchać jego debiutu (“Morze”), ale szybko mnie ten album znużył. Pojawienie się na festiwalowym koncercie wokalisty zawdzięczam… pogodzie. Przy zapowiadanych opadach deszczu spędzenie czasu pod Alter Stage było wyśmienitym pomysłem. Zaskoczyła mnie publiczność. Osób przypadkowych (do których, mimo wszystko, zaliczałam się i ja) było jak na lekarstwo. Przeważały te, dla których twórczość Kamińskiego faktycznie dużo znaczy. To był naprawdę dobry występ. Ralph świetnie brzmi na żywo, wczuwając się w muzykę i przekazując nam wiele emocji. Podobało mi się to, że mogłam zobaczyć jego dwa oblicza – przebojowe, pląsające po scenie i sypiące w pierwsze rzędy konfetti, oraz to bardziej melancholijne, smutniejsze. Dawidowi Podsiadło wyrosła konkurencja.

JMSN

Gdy złożona głównie z młodych ludzi publiczność opuściła namiot po koncercie Ralpha, bez trudu zajęłam pierwszy rząd i zaczęłam odliczać minuty do występu amerykańskiego wokalisty Christiana Berishaja, występującego jako JMSN. Artysta prezentuje muzykę z pogranicza blue eyed soulu i r&b. Przed koncertem doszło do małej wpadki – przekręcono jego pseudonim i przed dłuższą chwilę na znajdującym się z tyłu sceny ekranie widniał napis “JSMN”. Otoczka samego występu Christiana była równie skromna co same wizualizacje. Wokaliście towarzyszył jedynie perkusista i gitarzysta, a on sam w niektórych piosenkach przygrywał sobie na gitarze. Chętniej jednak tańczył, tak kręcąc biodrami, że sama Shakira mogłaby przyznać, że jej pozycja najlepszej tancerki wśród wykonawców jest zagrożona. Kompozycje JMSN powinny do gustu przypaść osobom, które nie kupują tego, co dziś wciska Justin Timberlake. Mniej jednak w nich efekciarstwa i stadionowych, popowych refrenów. Choć trzeba przyznać, że zamykające występ “‘Bout It” śpiewali z artystą chyba wszyscy. Facet ma tak ogromną charyzmę, że z powodzeniem obdzielić nią mógłby kilku innych kolegów po fachu. Z The Weeknd włącznie.

THE WEEKND

Headliner, na którego występ czekałam najbardziej. Co mogło zaskakiwać, gdyż bardziej od ostatnich dwóch płyt wolę to, co było na samym początku. Szkoda, że nikt po premierze “Trilogy” (lub chociaż “Kiss Land”) nie wpadł na pomysł, by zaprosić The Weeknd do Polski. Swój pierwszy (i z pewnością nie jedyny; już zapowiedział, że postara się do nas za rok wrócić) koncert w kraju nad Wisłą zagrał jako wielka gwiazda, mająca na koncie kilka hitów, liczbowych rekordów i muzycznych nagród. Początek był naprawdę niesamowity. Zaprezentowane “Starboy” i “Party Monster” wprawiły wszystkich w imprezowy nastrój. Takie piosenki jak “Sidewalks”, “Or Nah”, “Six Feet Under” i “Wicked Games” nieco ostudziły atmosferę. Ponownie gorąco zrobiło się po moim ulubionym “Often”. Chwilę później znów skalaliśmy w rytm “Rockin'”, “Secrets” a przede wszystkim “Can’t Feel My Face” i “I Feel It Coming”, w trakcie którego niebo rozświetliły fajerwerki. Wbrew tytułowi piosenki – niespodziewane. Wokalista na chwilę zniknął, by – przywołany ogromnymi brawami – zaprezentować jedną z najlepszych piosenek w swojej dyskografii, “The Hills”. The Weeknd był takim Pharrellem tegorocznej edycji imprezy. Wykonawcą, który przyjechał do nas z przebojami, lecz znacznie mniejszymi pokładami energii. Było poprawnie, ale (na szczęście) ponarzekać mogłam na poziom swojej kondycji fizycznej.

3 Replies to “Open’er Festival 2017 – dzień trzeci”

  1. No widzisz, musiałaś pojechać aż na Open’era, żeby mi napisać o Ralphie Kamińskim 😉
    Jeśli był na niego szał, to też przegapiłem, chociaż to “Morze”, którego właśnie słucham, zapowiada się ciekawie.
    “Apple Air” piękne, bardzo amoskowe, w najlepszym znaczeniu tego słowa.

    No, a The Weeknd… po paru ostatnich płytach, sam z siebie na jego koncert bym nie poszedł, ale gdyby był na festiwalu w okolicy, to czemu nie, z ciekawości. Trochę mnie stracił tym swoim ostatnim parciem na komercję i bardzo powoli odbudowuje zaufanie 😉

  2. Przeczytałam wszystkie wpisy dotyczące Openera i zastanawiam się, czemu mieszkam tak blisko, a jeszcze się nie wybrałam 🙂 W tym roku najbardziej mnie interesował Foo Fighters i z tego co czytam, spisali się świetnie 🙂

Odpowiedz na „~http://sin-nancy.blog.pl/Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *