Relacja z koncertu Hurts

Wychodząc z ubiegłorocznego, lutowego występu Hurts już zaczęłam marzyć o powtórce. Bo chociaż muzyka Theo Hutchcrafta i Adama Andersona nie podoba mi się tak jak kiedyś, zdecydowanie zyskuje w koncertowych aranżacjach. Tym razem duet przyjechał do Polski w ramach trasy Desire Tour, podczas której promuje materiał z wydanej pod koniec września płyty “Desire”.

To było jak uczucie déjà vu. Ta sama hala, podobna – chłodna i wietrzna – pogoda, pewnie nawet masa tych samych twarzy. Nawet miejsce zajęłam prawie identyczne jak przed rokiem. Zmieniła się za to scenografia (m.in. nad sceną zawisł wielki, mieniący się różnymi kolorami żyrandol), a do koncertowego setu doszło kilka premierowych kawałków. Inny był także support, choć i tym razem postawiono na polskiego wykonawcę. A może raczej duet – Bass Astral x Igo. Miałam ich na oku od czasu tegorocznego Spring Break’u, ale dopiero poznański koncert Hurts umożliwił mi zobaczenie ich na żywo. Można narzekać, że zaprezentowana przez nich muzyka ograniczała się do wciśnięcia play, ale obserwowanie tanecznych ruchów Kuby a przede wszystkim słuchanie śpiewu Igora (ależ głos!) sporo wynagradzały. Taneczna, klubowa elektronika spod szyldu Bass Astral x Igo robi świetne wrażenie.

Gwiazda wieczoru na scenie pojawiła się przy dźwiękach rewelacyjnego intro “Desire”, by płynnie przejść do piosenki, która po prostu musiała ten koncert otwierać – “Ready to Go”. Fani Hurts zdecydowanie nie są osobami, które rozkręcają się powoli. Od pierwszych sekund stworzyli świetną atmosferę, pokazując Theo i Adamowi, że tak zaangażowanej w występ, skorej do zabawy i wspólnego śpiewu publiki ze świecą szukać.

Setlista polskiego występu Brytyjczyków była przekrojem przez całą ich – niezbyt jeszcze długą – karierę. Nowe kompozycje szybko znalazły w tym zbiorze swoje miejsce, nie tak bardzo odstając od starszych numerów. Brakuje im może tej epickości i klimatu m.in. zagranych “Wonderful Life”, “Stay” czy “Better Than Love”, ale kontynuują eksploatowanie bardziej popowych, przebojowych rejonów znanych nam z “Surrender”. Z poprzedniej płyty duet przypomniał chóralne “Some Kind of Heaven”, poruszające “Rolling Stone” i “Wings” (podczas którego halę rozświetliły światełka telefonów komórkowych), bujające “Lights” czy w końcu dyskotekowe “Nothing Will Be Bigger Than Us”, które w tym roku było jeszcze skoczniejsze niż ostatnio. Ciekawie Hurts podeszli do utworów z “Exile”. Takie numery jak “Sandman” i “Miracle” unowocześniono, a wzruszające “Somebody to Die For” zaprezentowano w akustycznej odsłonie. Zaskakująco dobrze w koncertowych aranżacjach wybrzmiały tegoroczne piosenki Hurts. Moje ulubione (m.in. “Wait Up” i “Boyfriend”) wprawdzie się nie pojawiły, ale godnie zastąpione zostały przez m.in. “People Like Us” (czemu w studyjnej wersji nie zastosowano tak wielkich bębnów?), “Walk Away”, “Hold on to Me” czy zostawione niemalże na sam koniec “Beautiful Ones”, które, z tego co widziałam i słyszałam, szybko stało się kolejnym dużym przebojem w dyskografii chłopaków.

Mankamenty? Tylko jeden. Opuszczając halę towarzyszyło mi wspomniane na początku uczucie, że już w tym koncercie brałam udział. Hurts nic się przez ten rok nie zmienili, proponując nam show bardzo zbliżone do tego z poprzedniej trasy. Z paroma nowymi piosenkami, ale także z powtórzonym zestawem z poprzedniego razu. A tak bardzo chciałabym usłyszeć coś innego w miejsce takiego “Sandman” czy “Better Than Love”. Może w takim razie powinnam udać się na ich kolejny występ dopiero za dziesięć lat?

_____________________________________
© Zdjęcia: Piotr Galuhn Fotografia

6 Replies to “Relacja z koncertu Hurts”

  1. Byłem na Hurts, więc chociaż tym razem nie muszę zazdrościć 🙂 Trochę szkoda, że się panowie nie rozwijają, trochę mi ich żal, bo początek, jak dla mnie, mieli świetny.

    A nad śnieżnymi piosenkami obiecuję pomyśleć! 😀

    PS. Nowy wpis.

  2. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam pierwsze zdjęcie, to pomyślałam, że to Pet Shop Boys. 🙂
    Nie wiem, czy chciałabym wziąć udział w tym koncercie, szczególnie że po roku niewiele się zmieniło, a najnowsza płyta do najciekawszych nie należy. Ale przynajmniej wyszłaś z domu, nie to co ja. 😛
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  3. Byłam dwukrotnie na Hurts i rzeczywiście, poza lekkimi zmianami w setliście niewiele się zmieniło. Trochę szkoda, ale nie mogę powiedzieć, że za każdym razem nie było świetnie 😉
    U mnie nowy wpis, zapraszam!

Odpowiedz na „~royalrockinAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *