Relacja z koncertu Toma Odella


Brytyjski wokalista Tom Odell jest z nami od 2013 roku, a nie było jeszcze roku (poza tym, w którym debiutował), by nie odwiedził swoich polskich fanów. Wpada na festiwale, występy w telewizyjnych programach czy w końcu osobne koncerty, które najlepiej pokazują, jaką popularnością w kraju nad Wisłą cieszy się jego muzyka. By nie pozostawić tego zagadnienia bez odpowiedzi – nadal dużą.

Koncert Toma w Polsce w ramach promocji każdej kolejnej płyty to pewniak i gwarancja świetnej sprzedaży biletów. Tym razem warszawskiego Torwaru nie wyprzedał, ale puste miejsca nie rzucały się w oczy. Zaintrygował mnie wiekowy przekrój. O ile poprzednim razem (Poznań, końcówka 2016 roku) ciężko było zauważyć w tłumie osobę grubo powyżej dwudziestym rokiem życia, tak teraz występ Odella przyciągnął różnorodniejsze towarzystwo. To tylko pokazuje, iż jego muzyka jest niezwykle uniwersalna i łatwo trafiająca do słuchaczy o różnych życiowych doświadczeniach.

Polskę w mroźny, styczniowy weekend Brytyjczyk odwiedził w ramach trasy Jubilee Road Tour. Album, którym przybliża nam historie mieszkańców tytułowej Jubilee Road, nie jest tak koncertowym krążkiem, jak dwa poprzednie wydawnictwa Odella. Jest spokojniejszy, bardziej refleksyjny. Do słuchania, nie skakania. Usłyszeliśmy z niego zaledwie garstkę utworów – otwierające koncert “Jubilee Road”, ekspresywne “Son of an Only Child” oraz “Half as Good as You”, do odśpiewania którego artysta zaprosił chłopaków z supportującego go zespołu Jane’s Party. Ostatnia z piosenek zasługuje, mimo krótkiego stażu, na bycie kompozycją, która wybrzmiewać powinna na każdej trasie Odella. Do końca świata i jeden dzień dłużej. Porywające nagranie.

Największą uwagą Tom obdarzył swój debiut, z którego nie mogło zabraknąć takich przebojów jak “I Know”, “Another Love”, “Grow Old with Me” czy “Can’t Pretend”. Najwięcej zamieszania narobił jednak utwór “Hold Me”. Wokalista stwierdził, że najfajniej wykonać będzie ten numer… w tłumie. Dotarł aż do wysepki dźwiękowców, gdzie tysiące głosów pomogło mu wyśpiewywać słowa when you hold me, hold me in your arms, when you hold me, yeah I can feel your heart beating. Nie zabrakło też punktów z płyty “Wrong Crowd”. Obok już klasycznego “Still Getting Used to Being On My Own” pojawiły się “Sparrow” i “Concrete”. Były i niespodzianki. Odell wykonał dwie piosenki, których wcześniej nie kojarzyłam – “Behind the Rose” i wystrzałowe “See If I Care”. Jak zawsze można byłoby coś dodać, coś wymienić. Mi zabrakło tanecznych “Wrong Crowd” i “Magnetised” z poprzedniego albumu. Chciałam też usłyszeć “Don’t Belong to Hollywood” z zeszłorocznego krążka.

Widziałam już Tom Odella na żywo, więc mniej więcej wiedziałam, czego po tym chłopaku się spodziewać. Chociaż wygląda na ułożonego i grzecznego, sporo w nim dzikości i szaleństwa. Najlepiej widać to po jego zachowaniu względem fortepianu – instrumentu, z którym najbardziej jest utożsamiany. Służy mu ono nie tylko do grania, ale i… skakania. Oby tylko podczas kolejnych koncertów nie złamał sobie nogi, bo zbliża się lato i myślę, że na jednym z polskich festiwali mógłby dla nas zaśpiewać.

5 Replies to “Relacja z koncertu Toma Odella”

    1. Polecam, bo może Tom nie jest jakiś supereksperymentalny czy odkrywający nowe muzyczne światy, ale widać, że czuje się bardzo dobrze na scenie i nie rusza w trasy “bo wypada zarobić”

  1. Pisałem to już na jednym z blogów, ale zazdroszczę koncertu. Nowy album choć szybko przepadł w czeluściach internetu, to jednak mam wrażenie, że na żywo brzmiałby sto razy lepiej.

Odpowiedz na „bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *