Relacja z koncertu Algiers

Pół dnia w pracy, potem kurs niemieckiego. Szybka obiadokolacja i skierowanie kroków do poznańskiego klubu Meskalina. Poniedziałek był bardzo intensywnym i męczącym dniem, ale nie mógł skończyć się lepiej, jak koncertem amerykańskiej grupy Algiers. Chociaż kapela dopiero zbiera materiał na nowy album, ponownie zabrała sprzęt i ruszyła w trasę.

Do Polski formacja dowodzona przez obdarzonego soulowym wokalem Franklina Fishera wpadła na dwa koncerty, zaliczając Warszawę i Poznań. Tak się złożyło, że trzeci rok z rzędu miałam okazję zobaczyć ją na żywo. Swój debiut zaliczyłam pod koniec 2017 roku w tym samym klubie, by kilka miesięcy później z nie mniejszym zainteresowaniem obserwować poczynania Algiers na czeskim festiwalu Colours of Ostrava. Jednak co mały gig to mały gig. Muzyce na wyciągnięcie ręki. Lepsze oddziaływanie na publiczność, wśród której nie ma przypadkowych osób. Amerykańska kapela należy do zespołów, które w wersji live nie zawodzą. Wręcz przeciwnie – potrafią wstrząsnąć słuchaczem jeszcze bardziej. Bo taka też jest ich twórczość: mocna, nośna, agresywna, pełna złości. Trudna do sklasyfikowania, gdyż jest intrygującą, zajmującą mieszanką rock & rolla, bluesa, soulu czy industrialu.

W Poznaniu Algiers zaprezentowali nam przekrój przez swą (na razie niewielką) twórczość. Z imiennego debiutu usłyszeliśmy m.in. “Black Eunuch”, “Old Girl” i “Claudette”. Drugi, jeszcze lepszy album, reprezentowały takie kompozycje jak “Plague Years”, “The Underside of Power”, “Walk Like a Panther” czy “Cry of the Martyrs”, które już wyrosło na jeden z klasyków w dyskografii kapeli. Pojawiło się także kilka nowości (ukrytych pod takimi tytułami jak “1UP” i “Mod Sax”), które narobiły mi smaka na kolejne wydawnictwo formacji. A sam koncert był tak znakomity, że chętnie pojechałabym za chłopakami w trasę. Swoją drogą zadziwia mnie ten zbiór osobowości: czterech kompletnie różnych facetów, którzy tworzą jeden świetnie działający, muzyczny organizm. U uwagę walczyli ze sobą wokalista, Franklin Fisher, popisujący się swymi wokalnymi umiejętnościami, oraz grający na gitarze i syntezatorach Ryan Mahan, któremu energii można tylko pozazdrościć. Lee Tesche (gitara) i Matt Tong (perkusja) woleli pozostać w cieniu, co jakiś czas wspomagając wokalnie Fishera.

One Reply to “Relacja z koncertu Algiers”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *