#1015 Fink “Bloom Innocent” (2019)

Każda nowa płyta jest dla mnie jak czysta kartka – mówi w wywiadach promujących nowy album, “Bloom Innocent”, brytyjski wokalista Fink. W przypadku tegorocznego wydawnictwa zamiast kompletnie nowego arkuszu papieru mamy odwrócenie kartki na drugą stronę i bazowanie na notatkach, jakie powstały podczas prac nad “Resurgam” z 2017 roku. Fink kombinować nie chciał i ponownie przyjął pomocną dłoń Flooda. W końcu zwycięskiego składu się nie zmienia…

Fink wybrał się na zasłużoną przerwę. Zanim zagrał niezliczoną ilość koncertów w ramach ostatniej trasy, wydał w przeciągu paru miesięcy dwa albumy (“Resurgam” i “Fink’s Sunday Night Blues Club Vol. 1”). Naszkicował tym samym dla siebie dwie drogi, którymi następnie mógł podążyć. Płyta “Bloom Innocent” już od pierwszych chwil oznajmia nam, że na tego surowego, amerykańskiego Finka jeszcze musimy poczekać.

Każde kolejne wydawnictwo Brytyjczyka jest jak zaproszenie do wspólnej podróży. Wraz z pierwszą kompozycją (rozpoczynającą się, co ciekawe, słowami not a single cloud in the sky tonight) wychodzimy na miasto po zmroku. Tytułowe “Bloom Innocent” zaskakuje swoim przestrzennym, smyczkowym wstępem, który po chwili ustępuje miejsca bardzo minimalistycznemu graniu. Słuchacz co jakiś czas dopieszczany jest jednak dźwiękami pianina, a w dalszej części tego niemalże siedmiominutowego (!) nagrania perkusją. Do jednostajnych numerów nie należy także singlowe “We Watch the Stars”. Szczególnie ładnie wypada jej wyrazistsza, bardziej dynamiczna końcówka. Przy tych dwóch utworach zaskakująco zwyczajnie wypada “Once You Get a Taste”. Tą gitarową kompozycją Fink zdaje się robić ukłon w stronę swoich fanów, którzy pokochali go za sprawą takich albumów jak “Perfect Darkness” czy “Distance and Time”.

Nowocześniejszym kawałkiem jest oparte na klaskanych i podszytych pewną nerwowością uderzeniach perkusji “Out Loud”, które niestety spychają na drugi plan stonowane, bluesowe wokale artysty. Ponownie melodia i głęboki, piękny głos Finka wspólnie odprawiają czary w ciemniejszym, trzymającym w napięciu “That’s How I See You Now” oraz intrygującym, zahaczającym o free jazz “I Just Want a Yes”. Perełką jest surowe, mroczne, powolne “Rocking Chair”, które już trafiło do grona moich ulubionych finkowych kompozycji. Na zakończenie Brytyjczyk serwuje nam wyciszającą balladę “My Love’s Already There”. Tak delikatnej, subtelnej piosenki wokalista jeszcze nie miał. W tych dźwiękach warto się zatopić.

Chociaż “Bloom Innocent” bazuje na dźwiękach, z jakimi Fink rozpoczął przygodę na “Resurgam” (alternatywny rock, odrobina chłodnego bluesa i ledwie wyczuwalnej elektroniki), jest płytą bardziej skomplikowaną, niż podczas pierwszego odsłuchu może nam się wydawać. Dźwiękowo i emocjonalnie dzieje się tu naprawdę sporo. To wszystko serwowane jest jednak z ogromnym wyczuciem. “Bloom Innocent” jest także albumem najmniej piosenkowym z całej dyskografii Finka. Mało który refren na dłużej się nas uczepia, a długość utworów może wiele osób odstraszać, ale słuchanie tych utworów dostarcza mi wiele wrażeń. Brytyjczyk ponownie trafił (niemalże) w dziesiątkę.

Warto: Rocking Chair & My Love’s Already There & Bloom Innocent

One Reply to “#1015 Fink “Bloom Innocent” (2019)”

  1. Fink może nie należy do moich ulubionych artystów, ale lubię go posłuchać od czasu do czasu. Tytułowe nagranie jest przepiękne, więc na pewno sięgnę po całą płytę.
    Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *