#1023 David Bowie “Pin Ups” (1973)

W lipcu 1973 roku David Bowie staje na deskach sceny londyńskiej sali koncertowej Hammersmith Odeon, prezentując swoje słynne alter ego – Ziggy’ego Stardusta, muzyka z odległej galaktyki, który przybywa ocalić świat. Zadanie to okazuje się być niewykonalne, lecz po Starduście i jego muzykach (Spiders from Mars) zostają świetne kompozycje. Trzeciego dnia lipca Bowie ogłasza światu, że Ziggy wraca na swoją planetę. Po zejściu ze sceny Brytyjczyk gotowy jest na nowy rozdział swojej muzycznej historii.

Wydana w październiku 1973 roku płyta “Pin Ups” jest szczególnym krążkiem. David zrezygnował bowiem z własnych tekstów i postanowił przedstawić nam kompozycje zespołów, które zaprzątały jego myśli w połowie lat 60. Były to nie tylko grupy, których sława nie wyblakła do dzisiaj (The Who, Pink Floyd, The Kinks), ale i nieco dziś zapomniane formacje (The Easybeats, The Merseybeats, Them). Całość utrzymana jest w rockowo-punkowym klimacie.

Bowie nie bawił się w przydługie wstępy i już pierwszą piosenką postanowił porwać nas do zabawy. Żywiołowe rockabilly postaci pędzącego “Rosalyn” brzmi może i nieco przaśnie, ale nie sposób ustać przy tym nagraniu w miejscu. Równie szybko, choć pół tonu spokojnie przewija się ekspresyjne “Here Comes the Night”, w którym podoba mi się wykorzystanie saksofonu. Mniej elegancko przedstawia się jazgotliwe, intensywne “I Wish You Would”, które należy do moich ulubionych momentów “Pin Ups”. Do innych utworów, które bardziej przypadły mi do gustu, należą zmienne, lekko psychodeliczne i prezentujące całą gamę instrumentów “See Emily Play”; urokliwe “Sorrow”; skoczne, bluesowe “Don’t Bring Me Down” i zachwycające perkusyjną partią “Anyway, Anyhow, Anywhere”. Ostatnia z piosenek jest jedną z dwóch, jakie od The Who pożyczył sobie Brytyjczyk. Drugim coverem jest gitarowe, spokojniejsze “I Can’t Explain”. Warto sięgnąć także po wpadające w ucho, idealne do chóralnego odśpiewania “Where Have All the Good Times Gone”.

Nagrywając płytę z coverami David Bowie chciał dać sobie czas na przemyślenie swojego kolejnego muzycznego kroku. Jak już wiemy, długo mu to nie zajęło, gdyż już w pierwszej połowie następnego roku zaskoczył nowym wydawnictwem. “Pin Ups” traktuję jednak jako ciekawostkę, aniżeli pełnoprawny album artysty. Podoba mi się pomysł sięgnięcia po nagrania z lat 60., bo mimo rozpoczęcia kariery w tamtej dekadzie niewiele Bowie na swoich płytach miał wspólnego z muzyką rockową tamtych czasów. “Pin Ups” jest więc wycieczką do niedalekiej przeszłości i okazją do zanurkowania w brzmienie, które nieco się przykurzyło. Sporo w tym zabawy i luzu. Brakowało mi tego po liryczne dość ciężkim “Aladdin Sane”. Z drugiej jednak strony mało tu inwencji, eksperymentowania i wychodzenia poza ramy, do czego przyzwyczaił nas David na poprzednich krążkach.

Warto: I Wish You Would & See Emily Play

One Reply to “#1023 David Bowie “Pin Ups” (1973)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *