Kilka lat temu Madonna podjęła zdecydowaną decyzję i – by wspierać piłkarską karierę jednego ze swoich dzieci – przeniosła się za Ocean. Odrzuciła propozycje zamieszkania w Hiszpanii i Włoszech, by postawić na Lizbonę. Czująca samotność artystka postanowiła zbudować nowe grono znajomych, dla których muzyka też wiele znaczy. Tak trafiła na lokalnych muzyków, którzy zainspirowali ją do nagrania nowej płyty.
Ten wspomniany album wcale taki nowy nie jest. Od premiery “Madame X”, czternastego studyjnego wydawnictwa Amerykanki, mija właśnie pięć lat. Płyta ukazała się 14 czerwca 2019 roku, a zwiastowały ją takie kompozycje jak “Medellín” czy “Crave”, a w ramach jej promocji odbyły się dwa występy, które odbiły się szerokim echem po świecie. Madonna zaskoczyła bowiem zaawansowanym technologicznie show w ramach Billboard Music Awards śpiewając u boku swych hologramów, a także nie uniknęła skandalu podczas Eurowizji, gdzie nawiązała do konfliktu na linii Izrael-Palestyna.
Jak to zwykle bywa, istnieje kilka rozszerzonych wydań albumu, które łącznie przynoszą nam sześć dodatkowych kompozycji. Nie do końca rozumiem zignorowanie “Extreme Occident” podczas decydowania, które utwory wejdą na podstawową wersję “Madame X”. Oszczędne, sięgające po brzmienie morna nagranie to Madonna śpiewająca (także i po portugalsku) o swojej przeprowadzce i związanym z nią ponownym poszukiwaniem własnej tożsamości – to od tego w końcu zaczęła się jej przygoda z world music kontynuowana na “Madame X”. Swoją wrażliwą stronę wokalistka ujawnia i w nowocześniejszej balladzie “Looking For Mercy”. Mniej podoba mi się utrzymane w średnim tempie “I Rise”, któremu brakuje czegoś, co pomogłoby mi zapamiętać ten numer.
Ciekawszą grupę piosenek stanowi kolejna trójka. W electropopowo-egzotycznym “Funana” Madonna inspiruje się samą sobą przed trzech dekad, nawiązując do kapitalnego “Vogue”. Tym razem wymienia w poszczególnych tekstach wiele muzycznych ikon (m.in. Aretha Franklin, George Michael, David Bowie, 2Pac), których nie ma już wśród nas. Sporo zabawy dostarcza “Ciao Bella” będące połączeniem dwóch światów – trip hopowo-house’owych bitów z plemiennymi, afrykańskimi motywami. Całość brzmi może jak remix, ale porządnie buja. Ostatni delux-numer, “Back That Up to the Beat”, cieszył się większą popularnością niż jakikolwiek singiel z “Madame X”. Piosenka stała się viralem za sprawą filmików na tik toku. Co ciekawe dokonała tego jej nie do końca legalnie udostępniona w sieci wersja demo.
Zapominam o tym, że “Extreme Occident” i “Looking For Mercy” to bonusy, bo są w wersji na Spotify. Szkoda, że zostały pominięte w podstawowym wydaniu, szczególnie ten pierwszy. Czasem wracam do “Back That Up to the Beat”, ale tylko w przyśpieszonej, tiktokowej wersji, “Bella Ciao” już nie pamiętam, a o “Funanie” chciałabym zapomnieć. 😀
Pozdrawiam.