RECENZJA: The Blue Nile “Hats” (1989) (#1567)


Założony w latach 80. przez Paula Buchanana zespół The Blue Nile szybko doczekał się łatki formacji, która jest koszmarem każdej wytwórni płytowej. Powolne tempo pracy, unikanie rozgłosu, niechęć do promocji swojej muzyki i negowanie wszelkich zasad show biznesu – można powiedzieć, iż grupa robiła wszystko, by nikt nie zwracał na nią uwagi. A przy tym wszystkim wydała album, który jest już legendarny.

“Hats”, bo o tym wydawnictwie mowa, nie jest pierwszym krążkiem, jaki ukazał się pod szyldem The Blue Nile. Pięć lat wcześniej formacja zaprezentowała debiutancki album “A Walk Across the Rooftops”, który wpisał się w klimat synth popowych lat 80., rozszerzając paletę dźwięków o sophisti pop i blue eyed soul. Płyta spotkała się z ciepłym przyjęciem i pojawiło się ciśnienie na szybkie zaprezentowanie jej następcy. Proces ten przebiegał jednak w bólach, lecz efekt był tego warty.

Długi czas oczekiwania na następcę “A Walk Across the Rooftops” nie został wynagrodzony słuchaczom pokaźną liczbą nowości. “Hats” jest bowiem krążkiem zawierającym raptem siedem nagrań. W dużej mierze są to jednak piosenki rozbudowane i chętnie przekraczające pięć czy sześć minut. Dźwięki automatu perkusyjnego i towarzyszące im łagodne syntezatory w utworze “Over the Hillside” wprowadzają w melancholijny, smutny klimat albumu. Więcej popowego błysku niesie w sobie kołyszące “The Downtown Lights”. Klimat sentymentalnej ballady przemycony zostaje w “Let’s Go Out Tonight”, w którym z głosu Buchanana bije nie tylko spokój, ale i rezygnacja. Sporo wzruszeń (It’s over now/I know it’s over/But I love you so) dostarcza i wzbogacane dęciakami, vintage’owe “From a Late Night Train”. Ejtisowe “Headlights on the Parade”, new wave’owe “Seven A.M.” i smyczkowy art pop “Saturday Night” dopełniają dzieła będąc wprawdzie utworami żywszymi i bardziej przebojowymi, lecz utrzymanymi w podobnej ponurej atmosferze.

Zespół The Blue Nile zostawił po sobie jedynie cztery płyty, ale nie ogłosił oficjalnie swojego rozpadu, więc patrząc na brak pośpiechu w przygotowywaniu kolejnych piosenek przypuszczać można, że te dwie dekady, jakie minęły od premiery “High”, to jedynie przerwa i grupa czymś nas jeszcze zaskoczy. Chciałabym, bo ich album “Hats” uznaję za jedno z najlepszych wydawnictw z lat 80., na jakie dotąd się natknęłam. Jest to muzyka cudownie nastrojowa i wciąż brzmiąca współcześnie. Słuchanie jej jest jak spacer we mgle – nie do końca komfortowe przeżycie przez ogrom emocji, jakie zostały w niej zawarte, ale z pewnością niezapomniane.

Warto: From a Late Night Train & Saturday Night & Let’s Go Out Tonight

Autor

Zuzanna Janicka

Rocznik '94. Dziewczyna, która najbardziej na świecie kocha muzykę. Nie straszny jej (prawie) żaden gatunek, ale najbardziej lubi sięgać po r&b z lat 90. oraz indie/alt rocka. The-Rockferry prowadzi od 2010 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *