#200 Joss Stone „Introducing Joss Stone” (2007)

Przy okazji płyty “Mind, Body & Soul”, która ukazała się 3 lata przed “Introducing Joss Stone” artystka mówiła, że to jej właściwy debiut. Miała oczywiście na myśli w pełni autorskie kompozycje, a nie zbiór coverów, z których składał się jej pierwszy krążek (“The Soul Sessions”). W wywiadach po wydaniu płyty, którą właśnie recenzuje takie słowa również padły. No więc jak to jest? Czy przy promocji “Colour Me Free” i “LP1” tez usłyszymy, że to jej ‘debiut’? To się jeszcze okaże, mam w planach te płyty. Dalekich, ale jednak. Na “Introducing Joss Stone” nadal pierwsze skrzypce gra ‘czarny’ wokal Joss. Styl się nie zmienił. To nadal r&b pomieszane z soulem i funkiem. 19-letnia Stone sama napisała większość tekstów.

Mimo, iż album został przeze mnie przesłuchany kilka razy, nie potrafię zanucić ani jednego utworu. O ile z poprzedniego (świetnego zresztą) krążka pamiętam większość utworów (z boskimi “Less Is More” i “Sleep like a Child” na czele), tak tu nic. Zero. Pustka. Gdyby nie robione przeze mnie w trakcie słuchania notatki, recenzja byłaby chyba krótka. Album otwiera intro “Change”. Słyszymy w nim jakiegoś gościa mówiącego między innymi o zmianach. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo mnie później rozśmieszy. Zdradzę wam już teraz, że płyta nie wiele różni się od poprzedniej. A jak już się różni, to znaczącą cechą – “Mind, Body & Soul” było różnorodne. Raz było reggae, raz ballady. Tu wszystko jest właściwie do siebie podobne. W każdym utworze niemal te same wpływy r&b i soulu. Zaskoczeniem jest jedynie obecność duetów. W “Tell Me What We’re Going To Do Now” pojawia się Common. Wprowadza do utworu nieco hip hopu. Jednak jego obecność jest niemal niezauważalna. Co innego współpraca z Lauryn Hill przy piosence “Music”. Chociaż cały numer zaliczyłabym do jak najbardziej udanych, to part wykonywany przez Lauryn zrobił na mnie największe wrażenie. Śpiewa między innymi: Colours of sound Scales and beauty Audio scenery Electric love and Rhythmic symmetry Written in memory (…) Sonic energy Piercing insensitivity Sympathetic poetry For some even identity Collective entity Something to belong to A source of energy (PL: Barwy brzmienia Skale i piękno Audio sceneria Elektryczna miłość i Rytmiczna symetria Napisane w pamięci (…) Dźwiękowa energia Przeszywająca niewrażliwość Współczująca poezja Dla jakiejś jeszcze indywidualności Zbiorowa istota Coś należącego do Źródła energii). Świetny hołd złożony muzyce przez dwie artystki, dla których jest ona z pewnością całym życiem. Najbardziej brakuje mi tu ballad. Wyjątkiem jest jedynie nieco jazzowe “What We Were Thinking”. Nie dorównuje ona jednak takim piosenkom jak “Security” czy “Sleep Like a Child”. Przy innych na “Introducing Joss Stone” wypada całkiem dobrze. Podoba mi się szczególnie początek. Przez chwilę Joss śpiewa a capella. Mimo to uważam, że stać ją na więcej. Boje się trochę, że wokalistka już się wypaliła.

Poprzednia płyta Joss Stone mnie zauroczyła. Była różnorodna i dobrze się jej słuchało. Z “Introducing Joss Stone” jest niestety trochę gorzej. Miałam wrażenie, że ciągle leci to samo. Chyba aż za bardzo wzięła sobie do serca słowa swojego utworu “Less Is More”. A może słowa krytyków spowodowały, że płyta brzmi jak brzmi. Jednego odmówić Joss nie można. Śpiewa jak mało kto. Czasem jednak głos nie wystarczy. Potrzebne są jeszcze ciekawe melodie, których tu niestety zabrakło. Płyta jest mało przebojowa. Może i Joss konkuruje z Beyonce pod względem umiejętności, ale to Knowles wygrywa na listach przebojów.

One Reply to “#200 Joss Stone „Introducing Joss Stone” (2007)”

  1. Zajrzałam na tę recenzję z ciekawości, po tym jak przeczytałam recenzję płyty “LP1”. O albumie nr pięć napisałaś,że jest lepszy niż nr cztery.

    Nie zamierzam z tym dyskutować, bo masz prawo do własnej opinii, gusta są różne, tym bardziej wyrażane w tak zgrabny i kulturalny sposób 😉

    Napiszę tylko,że dla mnie to właśnie IJS jest najbardziej innowacyjnym i kreatywnym albumem w karierze Joss. Próbowała wypracować swój własny styl i szkoda,że nie poszła z tym dalej. Przy CMF wróciła do tego w czym brzmi najlepiej, jasne, ale jednocześnie do bezpiecznego i przewidywalnego grania.

    Płyta jest moim zdaniem przebojowa (“Tell Me ‘Bout It”, “Put Your Hands On Me” czy “Girl The Won’t Believe It”), spójna (czuć ten same klimat na całej długości krążka, nie jak poskładany z odpadów CMF czy byle jaka i nijaka “LP1”).

    I piszesz,że IJS niewiele rożni się od MB&S? Chyba raczej różni się i to bardzo. O ile MB&S to taki pop, soul, to IJS to sporo nowoczesnych dźwięków, jasne, też oscylujących wokół popu,m soulu czy r&b, ale dużo więcej tu elektroniki, jest orkiestra czy większa lekkość brzmienia.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *