#322 Ellie Goulding “Halcyon” (2012)

O ile będziemy mieli jeszcze kiedyś możliwość sięgnięcia po nowy krążek od Ellie, mam nadzieję, że będzie trzymać się tego, w czym jest najlepsza. Eksperymenty z electropopem i muzyką taneczną niech zostawi tym, którzy nie potrafią śpiewać i nie mają innego pomysłu na siebie i swoją twórczość. Takimi słowami zakończyłam opublikowana rok temu recenzję debiutanckiego krążka Ellie Goulding “Lights”. Na początku przyznam szczerze, że młoda brytyjska wokalistka wydawała mi się gwiazda jednej płyty. Jednak wielki sukces singla “Lights” w USA trochę zmusił mnie do przyjęcia innej postawy wobec Ellie. Dziś jest ona światową gwiazdą, której drugim albumem “Halcyon” wszyscy się zachwycają. Odbiega on w ogóle od tego, co było na debiucie? Przeczytajcie i… sprawdźcie.

Nad produkcja utworów na “Halcyon” pracowała głównie Ellie. I za to muszę ją pochwalić. Produkowała, pisała, śpiewała, nawet grała. Zaangażowała się w nowy album całą sobą. Artystka nawiązała również współpracę z Jimmym Elliotem z duetu Kish Mauve, Calvinem Harrisem (efektem tego jest “I Need Your Love”), Justinem Parkerem (odpowiedzialny za niektóre utwory Lany Del Rey) oraz Starmith’em, który pomagał jej również przy debiucie.

Na swoim debiucie Ellie zamieściła piosenki łączące w sobie pop, folk oraz muzykę elektroniczną. Pozowała na skromną, dziewczęcą wokalistką przygrywającą sobie na gitarze akustycznej. Nowy album wydaje się być bardziej wyrazisty. Ale również szału nie ma. Sporo tu lekkich, popowo-elektronicznych dźwięków, które na chwile sprawiają, że słuchaczowi robi się przyjemnie. Jednak na dłuższą metę słuchanie tych czternastu podobnych do siebie utworów może być po prostu bardzo męczące.

Chociaż piosenka, która w zeszłym roku wywołała szał na Ellie znalazła się już na reedycji debiutanckiej płyty, postanowiono, że nic się nie stanie, jeśli umieszczona ona zostanie na “Halcyon”. “Lights” oświetliło karierę Ellie w USA. To chwytliwy, przebojowy kawałek, który… w ogóle mi się nie podoba. Ellie brzmi strasznie. Chociaż w przypadku innych piosenek na “Halcyon” Goulding śpiewa dobrze, tak tu rani moje uszy. Zbyt słodko, zbyt wysoko, zbyt cienko.

Ciężko na drugiej płycie artystki coś wyróżnić. Większości piosenek nie pamiętam, więc dziękuje sobie za to, że w trakcie słuchania robiłam notatki. Całkiem podoba mi się utwór zatytułowany “Anything Could Happen”. To lekki, elektroniczno-folkowy kawałek charakteryzujący się bajkowym klimatem. Piosenka całkiem trafnie wybrana została na singiel. Ambitna bardzo może nie jest, ale sprawdza się dobrze w leniwe sobotnie popołudnie, gdy mamy ochotę na nic nierobienie. Trochę trudniejszą i bardziej złożoną piosenką jest drugi (albo może i trzeci) singiel z “Halcyon”. “Figure 8” to bardzo różnorodny kawałek. Mamy tu elementy elektroniki, dubstepu. Są syntezatory, jest i pianino. Mieszanka więc ciekawa i odważna. Ellie zaryzykowała i udało jej się. “Figure 8” to dobra kompozycja.

To może przelecimy całym album po kolei? Wita nas “Don’t Say the Word”. Chociaż wokalistka nawołuje nas, byśmy nie powiedzieli ani słowa, ja zaryzykuję. To tajemniczy, nieco etniczny kawałek. Może to Ellie ucieszy – więcej nic konkretnego powiedzieć o nim nie umiem. Dalej mamy spokojne “My Blood” oraz wspomniane już wcześniej “Anything Could Happen”. Zaraz po ostatnich taktach tego drugiego utworu zaczyna się “Only You”, które nie odstaje od stylistyki pierwszych piosenek na “Halcyon”. Podoba mi się w nim moment, kiedy Ellie śpiewa (a może wypowiada?) słowa

Only you can be the aching in my heart, my enemy (PL: Tylko ty możesz być bólem w moim sercu, moim wrogiem).

Tytułowa piosenka jest elektroniczną balladą, w której (niestety) dawka elektroniki przekroczyła zalecaną normę. Utwór “JOY” również możemy zaliczyć do ballad. To subtelny, delikatny kawałek, który podkreślony jest cudownie dziewczęcym, specyficznym wokalem Ellie. Spokojniejsze jest również “Hanging On”. Piosenka nie jest autorstwa Ellie. Pierwotnie wykonuje ją artysta ukrywający się pod pseudonimem Active Child. Wersja Ellie jest podobna do oryginału. Nie wniosła nic nowego. Najwyraźniej miała jeszcze miejsce na płycie więc stwierdziła, że w taki oto prosty sposób je zapełni.

Najpiękniejszą balladą na “Halcyon” jest bez wątpienia “I Know You Care”. To prosty, nie przerabiany komputerowo kawałek. Ma cudowną melodię, Ellie brzmi świetnie, bardzo (wreszcie) dojrzale. Uwagę na siebie zwraca “Dead in the Water”. A musicie wiedzieć, że w przypadku tej płyty to spory wyczyn się wyróżniać i zostawać w pamięci. Piosenka jest spokojna, jakby filmowa. Jednostajna, ale jestem w stanie to Ellie wybaczyć.

Na zakończenie dostajemy (chciałoby się powiedzieć – wreszcie) utwór z Calvinem Harrisem “I Need Your Love”. On ma talent do przekonywania znanych i lubianych artystek do zaśpiewania  swoich utworach. Czasem ponosi artystyczna porażkę (koszmarne “We Found Love” z Rihanną), czasem wręcz przeciwnie (“Sweet Nothing” z Florence Welch). Piosenka z Ellie średnio mu wyszła. Jest nijaka i nudna.

Drugi album Goulding “Halcyon”, chociaż zachwycił tyle osób, na mnie dużego wrażenia nie zrobił. Przerost formy nad treścią. Po prostu. Muzyka tu zawarta nieco tylko dobiega od debiutanckich utworów – mniej tu folku i muzyki akustycznej, więcej elektroniki i syntezatorów. Mogło być lepiej. Spodziewałam się czegoś lepszego.

15 Replies to “#322 Ellie Goulding “Halcyon” (2012)”

  1. Ja tym albumem się zachwycam i będę to nadal robił.:)

    Bardzo dobry album. Brakuje takich na rynku..

    Uważam, że najgorszą piosenką na tym krążku jest ‘Atlantis”.

  2. Dobry album, ale rozumiem, że może się komuś nie podobać 😉 Mnie np. trochę się już znudził, ale kilka piosenek do dziś uwielbiam (Halcyon, My Blood).
    Może folku dużo tu nie ma, ale z drugiej strony nie nazwałbym też tej płyty do końca elektroniczną.

  3. Powtórzę się, co do komentarza pod poprzednim postem – słyszałam i czytałam o niej, muzyki raczej nie znam 🙂

Odpowiedz na „~DuśkaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *