#341 Placebo “Without You I’m Nothing” (1998)

Po zapoznaniu się z debiutanckim albumem brytyjskiego zespołu Placebo, zatytułowanym (jakże oryginalnie) “Placebo”, wiedziałam, że na tym moja przygoda z grupą się nie zakończy. Tak więc co jakiś czas po kolei będę odkrywać kolejne pozycje w ich dyskografii. Trochę tego jeszcze przede mną, a już dziś zapraszam do czytania recenzji drugiego studyjnego krążka Placebo “Without You I’m Nothing”. Premiera albumu odbyła się w 1998 roku, czyli dwa lata po debiutanckim “Placebo”. Niby czasu niewiele, ale zmiany zaszły znaczące.

“Without You I’m Nothing” to płyta inna niż poprzednia. Przede wszystkim jest dojrzalsza  i bardziej dopracowana, przemyślana. Podczas jej nagrywania zespół wykorzystał doświadczenie, które zdobył podczas prac nad “Placebo”. Drugi album grupy jest nie tyle spokojniejszy, co bardziej poukładany niż debiut. Wszystkie piosenki do siebie pasują i razem tworzą hipnotyzującą całość, co, jak sami zobaczycie, nie musiało być takie oczywiste.

Kiedy po raz pierwszy włączyłam album “Without You I’m Nothing” zauważyłam jeszcze jedną zmianę. Dotyczy ona wokalu Briana Molko. Na drugim albumie brzmi naturalniej i po prostu lepiej. Przyjemnie się go słucha.

Płyta promowana była pięcioma singlami. Pierwszym z nich została otwierająca jednocześnie “Without You I’m Nothing” piosenka “Pure Morning”. To hipnotyzujący kawałek, zwracający na siebie uwagę zrównoważoną melodią (jedynie w refrenie słychać ostrzejsze gitary). Może i utwór nie należy do moich ulubionych na tym krążku, ale od czasu do czasu posłuchać go lubię. Nie jestem natomiast fanką kawałka “You Don’t Care About Us”. Z tej jednej piosenki mogłyby powstać dwie – mamy tu bowiem popowe zwrotki oraz mocny, rockowy refren. Razem, moim zdaniem, w tym przypadku nie komponuje się to dobrze. Zwrotki oraz refren zamiast tworzyć całość, stoją oddzielnie. Trzecim utworem promującym drugi album Placebo została piosenka “Every You Every Me”. To jedna z pierwszych kompozycji zespołu, jaką poznałam. Spodobała mi się od razu. O ile pozostałe utwory z “Without You I’m Nothing” wymagają wielokrotnego przesłuchania by zostały w głowie, tą zapamiętałam od razu. To szybki, rockowy kawałek z chwytliwym refrenem.

Utwór “Without You I’m Nothing” to czwarty numer promujący ten album. W przeciwieństwie do trzech pozostałych, piosenka jest nie tyle spokojniejsza, co bardziej emocjonalna. Pełna bólu. Podobają mi się fragmenty, w których Brian powtarza tik-tak, tik-tak. Nie tylko ja jestem fanką tego nagrania. Docenił go również David Bowie, który zaproponował od razu zespołowi ponownie nagranie tego numeru – tym razem z jego udziałem. Ostatnia piosenka, którą zespół wybrał na singiel, również należy do spokojniejszej części płyty. Jej tytuł to “Burger Queen”. Utwór jest bardzo wyciszający, uspokajający. Byłby idealnym zamknięciem albumu, gdyby Placebo nie umieścili za nim jeszcze jednego kawałka. “Evil Dildo” to tak zwany hide track. Jest to najdziwniejsza piosenka na “Without You I’m Nothing”. Nie słyszymy w niej Briana, ale rozmowy zarejestrowane na automatycznej sekretarce. A to wszystko to ostrej, gitarowej muzyki.

Album “Without You I’m Nothing”, jak już pokazały single, można podzielić na dwie części. Z jednej strony mamy dynamiczne, psychodeliczne nawet rockowe utwory, z drugiej ballady. Przykładem kompozycji z tej pierwszej kategorii są “Brick Shithouse”, gitarowe „Allergic (To Thoughts Of Mother Earth)” oraz mroczne “Scared of Girls”. Jednak to właśnie spokojniejsze piosenki szybciej zdobyły moje serce. Weźmy chociażby łagodne, delikatne “Ask for Answers”, w którym głos Briana jest pełen goryczy. Pięknymi, pełnymi melancholii i smutku balladami są także “The Crawl” oraz “My Sweet Prince”. Warto też posłuchać podobnego do “Ask of Answers”, ale jednak bardziej depresyjnego, nagrania “Summer’s Gone”. Wsłuchajcie się w piękny, subtelny wokal Briana.

To, co podoba mi się w muzyce Placebo, to teksty. Szczere – ten przymiotnik opisuje je najlepiej. „Allergic (To Thoughts Of Mother Earth)” opowiada o działaniu narkotyków (echa debiutu). W “Burger Queen” znajdziemy wyznania geja – opowiada o samotności i życiu w nietolerancyjnym środowisku. “Pure Morning” traktuje natomiast o przyjaźni. Zespół sięgnął w utworze po znane każdemu powiedzenie

A friend in need’s a friend indeed (PL: Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie).

W “Scared of Girls” mamy obraz mężczyzny, który lubi wykorzystywać kobiety.

Debiutancka płyta “Placebo” całkiem mi się spodobała, choć nie znalazłam na niej piosenki, do której chętnie i często bym wracała. “Without You I’m Nothing” to krążek dużo lepszy niż jego poprzednik. Bardziej przemyślany, dopracowany itp. Konkretny. Podoba mi się jego melancholijny, pesymistyczny  klimat. Z pewnością będzie często gościć na mojej playliście.

23 Replies to “#341 Placebo “Without You I’m Nothing” (1998)”

  1. Słuchałem kiedyś kilku piosenek. Chyba warto odświeżyć. U mnie nowa recenzja: Lady Gaga – Born This Way. PS. Już funkcjonuje dział spam, więc proszę tam umieszczać informacje o nowych notkach 😉

  2. Nie znam ich muzyki. Jedynie cover “Running Up That Hill (A Deal With God)” – wolę jednak wersję Kate (którą uwielbiam <3).
    Nowa recenzja: "Overexposed" Maroon 5 (fizzz-reviews.blogspot.com)

  3. Z okazji zbliżających się świąt Wielkiejnocy chciałabym złożyć wprost od serca najserdeczniejsze życzenia, zdrowych, radosnych, rodzinnych i spokojnych Świąt Wielkanocnych, spokoju ducha, wiary w ludzi, umiejętności dostrzegania piękna tego świata, wiary w siebie i we własne możliwości.

Odpowiedz na „~paulineAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *