#342 Hurts “Exile” (2013)

W 2010 roku piosenka „Wonderful Life” zaczarowała niemalże cały świat. Jej autorami był wówczas mało znany duet Hurts. Potem przeszedł czas na takie hity jak „Stay” czy „Sunday” i ani się obejrzeliśmy, ich debiutancka płyta „Happiness” była jednym z najlepiej sprzedających się albumów roku. Hurts zachwycili każdego, kto miał już dość muzycznych eksperymentów z muzyką w stylu Lady GaGi i zatęsknił za czymś spokojniejszym, ale równie przebojowym. „Happiness” był zestawem dwunastu synthpopowych utworów. Hurts całymi garściami czerpali inspiracje z dokonań takich zespołów jak Depeche Mode czy Pet Shop Boys, ale nie zapomnieli dodać czegoś od siebie – brytyjskiej elegancji i dużo, dużo miłości. Chociaż na początku „Happiness” wydawał mi się strasznie nudnym i banalnym albumem, doceniłam go i polubiłam.

Nie dało się nie zauważyć, że po wypuszczeniu kilku singli z debiutanckiej płyty popularność duetu spadła. Zaczęłam się zastanawiać, czy ich powrót po trzech latach ma jakiś sens. Na szczęście słuchacze po raz kolejny nie zawiedli i udowodnili, że o dobrej muzyce pamięta się zawsze. Hurts zostali więc przywitani z otwartymi rękami. Czy warto było tyle czasu czekać na ich drugi studyjny album?

Obawiałam się, czy muzycy nie zaprezentują nam zestawu piosenek powielających brzmienie „Wonderful Life” czy „Better Than Love”. Stało się na szczęście inaczej. Chociaż „Exile” to przebojowa płyta, na której znajdziemy kilka potencjalnych radiowych hitów, to całość jest znacznie lepsza niż utwory z „Happiness”. Z grzecznego, spokojnego popu Hurts przeszli w pop bardziej agresywny. Zaczęli śmiało korzystać z gitar, basu i perkusji. W wielu utworach pojawia się również chórek, co jest ciekawym urozmaiceniem piosenek. O ile „Happiness” było bardziej kameralną płytą, tak „Exile” śmiało można nazwać krążkiem stadionowym. Koniec z występami w małych klubach. Refreny nowych piosenek będą śpiewać wszyscy.

Cieszę się, że na „Exile” znalazło się kilka takich utworów, które pozostaną ze mną dłużej niż tydzień. Jedną z takich piosenek jest tytułowe nagranie. Utwór „Exile” kreśli nam obraz całej płyty – nadal eleganckiej i neoromantycznej, ale zarazem ostrzejszej.  Będącej czymś więcej niż debiut. To mocny, przebojowy numer pełen elektronicznych gitar, odznaczający się niepokojącym klimatem. Nic zresztą dziwnego. Po polsku „Exile” oznacza wygnanie. W przypadku Hurts wygnanie ze spokojnych, sennych rejonów w muzykę, która porusza serca i hipnotyzuje. Uwielbiam też singlowe „Miracle” – epicki numer, wielka produkcja. Dzieki tej piosence po raz pierwszy stwierdziłam, że wokalista – Theo – ma naprawdę piękny głos. Lubię również „The Road”, które, mimo iż zaczyna się jak ballada, szybko się rozkręca. Jestem zachwycona utworem „Mercy”, który odznacza się świetnym, mocnym refrenem i chórkiem, który co jakiś czas literuje tytułowe słowa. W zupełnie inną stronę Hurts podążyli w utworze „Help”. To piękna kompozycja, w której na pierwszy plan wysuwają się pianino, skrzypce oraz chórek. Genialna, poruszająca piosenka.

Jednak obok wspaniałych kompozycji, które sprawiały, że miękły mi kolana, są i na „Exile” piosenki, które dziś zdarza mi się omijać. Jednym z takich numerów jest nudne „Somebody to Die For”, które mimo udanej muzyki psuje nieco Theo. Nie jestem fanką radiowej, pogodnej, a przy okazji niepasującej mi do płyty „Exile”, piosenki „Sandman” (choć dziecięcy chórek jest uroczy) oraz nawiązującego do debiutu łagodnego, tanecznego nagrania „Only You”. Jednak najbardziej mam ochotę na Hurts nawrzeszczeć za piosenkę „Blind”. Nie podoba mi się w niej zbyt delikatny i rzewny refren. Utwór kojarzy mi się również z muzyką boysbandów. Ale muszę przyznać, że wybór tej piosenki na singiel to dobre posunięcie. Wydaje mi się, że słuchacze szybko ja łykną.

Warto zainteresować się wersją deluxe, na której znalazły się dwie dodatkowe kompozycje. Pierwszą z nich jest „Heaven”. To przyjemna, choć nie wnosząca niczego nowego do muzyki Hurts piosenka. Znacznie lepszy jest drugi dodatkowy utwór – „Guilt”. Nie mogę przeboleć, że kawałek ten nie znalazł się na podstawowej wersji płyty. To spokojny, balladowy utwór. Tylko pianino i fantastyczny wokal Theo – czego chcieć więcej. Piękne zamknięcie przygody z „Exile”.

Na początku recenzji zadałam pytanie, czy warto było tak długi czas czekać na drugi album duetu Hurts. Odpowiedź jest prosta: tak. Jak najbardziej. „Exile” to album dużo lepszy niż „Happiness”, bardziej wyrazisty, ciekawszy. Bogatszy w dźwięki i instrumenty.

27 Replies to “#342 Hurts “Exile” (2013)”

  1. Zamierzasz przenieść się na blogspot? Byłoby naprawdę wygodniej, bo blog genialny i zasługuje zdecydowanie na więcej uwagi 😉

    1. Myślałam nad tym rok temu, kiedy na Onecie było wiele błędów, awarii itp. Jednak się na to nie zdecyduję, bo żal mi rezygnować z tego wszystkiego. Na blogspocie musiałabym zaczynać od zera, na nowo wszystko układać, przenosić wszystkie posty itp.
      Cieszę się, że podoba Ci się mój blog 🙂

  2. Rozumiem, że się komuś “Exile” podoba, ale jak dla mnie ten album jest lichy. Poszli w najgorszą stronę – zaczęli eksperymentować z tymi wszystkimi syntezatorami, perkusją, “Mercy” i “Cupid” brzmią, jakby wymieszali w nich wszystkie dostępne w studiu instrumenty. Tyle że to wcale nie jest dobre. Przez to zatracili tą romantyczną aurę i to coś, za co ich polubiłem na “Happiness”. Tak naprawdę jedyne piosenki, przy których warto się zatrzymać to “Miracle” i “Help”, pozostałe są przekombinowane, zbyt elektroniczne. A mimo tego brzmią bardzo nieprofesjonalnie.

    1. A moim zdaniem “Happiness” było bardziej elektroniczne i nieprofesjonalne. “Exile” to już porządna robota.

  3. Tak to prawda, Francja-elegancja, a może…..Anglia elegancja. Zgadzam się z Tobą, kiedy w 2010 roku Hurts wchodzili w eter i w ogóle we wszystkie środki przekazu muzycznego mówiło się dobrze że stworzyli coś nowego ale jednocześnie spokojnego eleganckiego, przyzwoitego. I owszem Wonderful Life czy Stay trzymały się znakomicie tak następne single gorzej.. Sunday trochę zapomniane a nie jakie “Blood, Tears And Gold”, pamiętasz może? bo ja pamiętam jak bezsensownie kręciło się na nie których antenach i po prostu zostało tragicznie zapomniane, ja już tez nie pamiętam i zamierzam sobie przypomnieć, bo po Twojej recenzji raczej warto zwrócić na nich bardziej uwagę 🙂
    Pozdrawiam i Wesołych świąt!

  4. Bardzo długo czekałam na tą płytę. Trochę się jej obawiałam, bo debiut dla mnie był genialny! Jednak po przesłuchaniu tej płyty moje obawy minęły. Uważam, że druga płyta jest o wiele lepsza od debiutu. Uwielbiam Hurts za ich eksperymentowanie z muzyką. Nie potrafię wybrać ulubionej piosenki. Wszystkie dla mnie są genialne. 😉

  5. Zapraszam na otwarcie pierwszej strony o Ninie Nesbitt. Mile widzane pozytywne komentarze : ) + co powiesz o dodaniu do Elity? {http://nina-nesbitt.blogspot.com/}

Odpowiedz na „Zuziio ©Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *