#378, 379, 380 Goldfrapp “Supernature” (2005) & “Seventh Tree” (2007) & “Head First” (2010)


Data 9. września jest w moim kalendarzu zaznaczona, pogrubiona, podkreślona od połowy czerwca. To wtedy odbędzie się premiera szóstego studyjnego krążka duetu Goldfrapp “Tales of Us”. Pierwszy singiel “Drew” potwierdził, że Alison i Will powracają w dobrym stylu. Polecam trailer płyty, w którym wykorzystano fragmenty niektórych nowych piosenek. Magia. W oczekiwaniu na “Tales of Us” postanowiłam uzupełnić recenzowe braki i ocenić trzy ostatnie studyjne albumy Goldfrapp. Nie są to długie recenzje, ale – mam nadzieje – treściwe i konkretne. No i szczere.

SUPERNATURE

Dwa lata po “Black Cherry” Goldfrapp zaserwowali fanom album “Supernature”. Słuchając poprzedniej płyty miałam wrażenie, że duet określił już swój styl. Zamienili wówczas magiczne, tajemnicze dźwięki znane z utworów z “Felt Mountain” na syntezatory i komputer. Na “Supernature” idą jeszcze dalej. Chociaż tytuł płyty wskazywałby na coś super naturalnego, minimalistycznie i zwyczajnie nie jest. Otrzymujemy natomiast potężną dawkę elektronicznej, dyskotekowej muzyki zmieszanej gdzieniegdzie z glam rockiem. Jeśli ktoś nie poczuł uroku “Felt Mountain” ani nie bawił się dobrze przy “Black Cherry”, album “Supernature” jest na to lekarstwem. To bowiem krążek bardziej przebojowy i taneczny niż poprzednie. I prostszy w odbiorze. Takie piosenki jak “Ooh La La”, “Lovely 2 C U” czy “Ride a White Horse” sprawdzą się świetnie na parkiecie. Równie przebojowe są zadziorne “Slide In” i wyróżniające się interesującym brzmieniem “Satin Chic”. Jednak “Supernature” to nie tylko płyta do tańca. Fani spokojniejszych melodii również znajdą tu coś dla siebie. Nie spodziewajmy się jednak zwykłych ballad. Są to raczej elektroniczne kompozycje, które ładnie współgrają z taneczną częścią albumu. Subtelne “You Never Know” oraz “Let It take You” mają w sobie coś z debiutanckich nagrań Goldfrapp. Czyni to ich jednymi z najlepszych propozycji z “Supernature”. Godne uwagi jest również przypominające niektóre utwory z “Black Cherry” “KoKo”, w którym wokal Alison został poddany małej obróbce. Polecam również balladowe, niezwykle piękne, elektroniczno-orkiestrowe “Time Out From the World”. Na zakończenie duet serwuje nam elektroniczne, ale wyciszające “Number 1”. To całkiem dobra kompozycja, choć nie należy do mojej czołówki utworów Goldfrapp. Podobnie zresztą jak nieco nudne “Fly Me Away”. Nie polecam słuchania płyty “Supernature” pobieżnie. Bardziej wtedy was zmęczy niż zachwyci. Warto podejść do niej na spokojnie i wczuć w piosenki. Ja tak właśnie zrobiłam i nie żałuję. “Supernature” nie dorównuje wprawdzie “Felt Mountain”, ale stawiam go wyżej niż “Black Cherry”.

SEVENTH TREE

Nowy album – nowe brzmienie. Taką zasadą najwyraźniej kierują się Alison z Willem. O ile „Supernature” naładowane było elektronicznymi i glam rockowymi rytmami, tak na „Seventh Tree” Goldfrapp zdają się wracać do korzeni. Jest melancholijnie i refleksyjnie – podobnie jak na niezapomnianym „Felt Mountain”. Piosenki nie są jednak tak tajemnicze. Materiał zawarty na czwartej płycie duetu określić możemy jako mieszankę delikatnej elektroniki z folkiem. Nie jest to prosty album. Potrzeba wielokrotnie przesłuchać ten krążek, by któraś z piosenek została nam w głowie. Wielkim atutem nagrań zawartych na „Seventh Tree” jest Alison. Brzmi nieziemsko, niesamowicie delikatnie i subtelnie. Zaczyna się od cichego, wprowadzającego w klimat albumu „Clowns”. Dalej otrzymujemy urocze, marzycielskie „Little Bird” (z mocniejszą końcówką nieco wybijającą z sennych rejonów), radośniejsze, żywsze „Happiness” oraz całkiem przebojowe „Road to Somewhere”. Nie można ominąć zagranego głównie na pianinie „Eat Yourself” (mój numer jeden z płyty) oraz zachwycającego tekstem „Some People”. Po ostatnich taktach tej drugiej piosenki przychodzi kolej na pierwszy z wydanych singli z „Seventh Tree” – „A&E”. Kiedyś numer ten robił na mnie lepsze wrażenie. W zestawieniu z innymi utworami z czwartej płyty duetu wypada jednak nieco blado. To zbyt słodka kompozycja. Od „A&E” blisko już do końca przygody z albumem. A tam czeka na nas nie tylko uczta dla uszu, ale i ducha: dream popowe „Cologne Cerrone Houndi”, przyjemne, nieco gitarowe „Caravan Girl” oraz wyciszające, będące świetnym podsumowaniem tego, czym Goldfrapp nas na „Seventh Tree” raczyli – „Monser Love”. Czwarty krążek duetu może być sporym zaskoczeniem i rozczarowaniem dla osób spragnionych szybkich, elektronicznych utworów. Jest to bowiem album bardzo skromny i prosty, ale mający w sobie magię. W żadnym stopniu nieprzekombinowany, choć różnych dźwięków na nim co nie miara. „Seventh Tree” jest najspokojniejszą płytą, jaką dotąd Goldfrapp nam zaserwowali. Ładne brzmienie. Po prostu.

 

HEAD FIRST

Duet Goldfrapp najwyraźniej sam stwierdził, że ich ostatnia płyta „Seventh Tree” to zestaw zbyt spokojnych i, dla niektórych, usypiających piosenek. Stąd całkowita zmiana brzmienia. Zamiast delikatnych folkowo-elektronicznych rytmów otrzymujemy album inspirowany latami 80. „Head First” to krążek popowy i przeładowany syntezatorami. Chociaż muzyka taneczna lat 80. może wydawać się tandetna, Goldfrapp ładnie z tego wybrnęli i zaserwowali nam ponad półgodziny beztroskiej zabawy przy lekkich, mało absorbujących przebojach. Z pośród dziewięciu utworów najbardziej spodobały mi się dwa: „Hunt” oraz „Shiny and Warm”. Pierwsza kompozycja, dzięki swojemu nieśpiesznemu rytmowi, przywodzi mi na myśl czasy albumu „Black Cherry” czy nieco unowocześniony zaginiony kawałek z „Seventh Tree”. „Shiny and Warm” to z kolei najbardziej przebojowa i najszybciej wpadająca w ucho piosenka na „Head First”. Co jeszcze przygotował dla nas duet? Chociażby pogodne „Rocket” (jak mnie to kiedyś irytowało), nudniejsze „Believer”, charakteryzujące się kiepskim i zbyt prostackim refrenem „Alive”, przyjemne, łagodniejsze „Dreaming” oraz utrzymane w podobnej stylistyce nagranie tytułowe – „Head First”. Na zakończenie warto jeszcze posłuchać wakacyjnego „I Wanna Life” oraz długie, ale interesujące „Voicething”, w którym Alison nie śpiewa, ale jedynie coś sobie nuci pod nosem. „Head First” nie jest płytą, przy pomocy której dałoby się rozkręcić imprezę. Lepiej sprawdzi się później, kiedy wszyscy będą już zmęczeni mocną, komputerową rąbanką i zamarzą o chwili wytchnienia. Jeszcze niedawno do piątego studyjnego krążka Goldfrapp byłam nastawiona bardzo negatywnie. Dałam mu szanse, zabrałam na wakacje i stwierdziłam, że wcale nie jest tak źle. Nie są to wprawdzie cudowne brzmienia w stylu „Felt Mountain” ani udane elektroniczne smaczki a’la „Supernature”, ale warto dać szansę. Może was czymś zaskoczy?

 

13 Replies to “#378, 379, 380 Goldfrapp “Supernature” (2005) & “Seventh Tree” (2007) & “Head First” (2010)”

  1. “Supernature” nie znam, choć single i “Lovely 2 C U” są spoko.
    “Seventh Tree” to, po “Felt Mountain”, mój ulubiony album Goldfrapp. Alison cudnie na nim brzmi, sama muzyka też taka spokojna, ładna. Szczególnie lubię “Clowns”, “Caravan Girl” oraz “A&E”, pozostałe też fajne (może oprócz “Little Bird”, tego jakoś nie lubię).
    “Head First” jest znośne, oceniłbym je tak jak ty, ale nie zachwycam się jakoś szczególnie. Bardzo lubię “I Wanna Life” i “Alive”, bo nawiązują do takiego fajnego disco, poza tym jeszcze “Dreaming” i to chyba tyle. “Voicething” co prawda ciekawe, ale mi się nie podoba.
    Mini-recenzje #3 (Depeche Mode, Disclosure, Daft Punk) (fizzz-reviews.blogspot.com)

  2. Śliczna okładka do “Head First” 🙂 Czytając recenzje, w szczególności tej pierwszej płyty z kolejności, przerażało mnie słowo “elektronika” i ballady z elektroniką 😀 Mimo Twoich pozytywnych recenzji nie zamierzam na razie sięgać po którąkolwiek z ich płyt. Może kiedyś się to zmieni.

  3. Jako że jestem fanem muzyki POPularnej i słuchaczem stacji radiowych przeglądając tu i ówdzie muzykę Goldfrapp zaliczyłbym do gatunku alternatywnego, niespotykanego na codzień na falach eteru. Ale to moż ei dobrze bo znam jeden jedyny singiel “Rocket” i jest oryginalny i nie przeciętny mógłbym go dość często odtwarzać i nawet się nie nudzi. Tyle zdołałem zapamiętać i skomentować z moich bardzo skromnych doświadczeń z tym zespołem 😀

    Serdeczne zaproszenia w stronę:

    11NN Muzycznego Instytutu Myśli : Vintage analizy audiowizualne, w roli głównej Capital Cities
    http://milr3.blogspot.com/2013/08/vintage-analizy-audiowizualne-czyli.html

    oraz wyników 5 serii Finalnych Pojedynków – sprawdź kto został zwycięzcą i jakie miejsca uzyskali Twoi faworyci!
    http://milr3.blogspot.com/2013/08/finalne-pojedynki-5-fina-sezonu-wyniki.html

    Polecam szczególnie w wolnej chwili tego upalnego poniedziałku 😉

  4. Fajne takie mini recenzje ^^ Z tego trzypłytowego zestawu najbardziej chyba lubię Supernature, chociaż w sumie ciężko mi zdecydować 🙂
    Nowa recenzja u mnie, zapraszam 😉

  5. Do tej pory słyszałam tylko kilka kawałków Goldfrapp i żaden jakoś specjalnie nie przypadł mi do gustu, chociaż chciałabym się lepiej zapoznać z muzyką duetu i wtedy może bym się do nich przekonała 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *