#427 Britney Spears “Britney Jean” (2013)

Nigdy nie byłam fanką Britney Spears. Jak to możliwe, że osoba, która nie ma dobrego głosu i której najlepszym przyjacielem jest playback, zrobiła taką karierę? Jednak nie oznacza to, że rzucam radiem o ścianę, ilekroć puszczą jej singiel. Lubię jej muzykę, szczególnie tę, z takich płyt jak “In the Zone” czy “Blackout”. Dużą sympatią darzę również jej pierwsze kompozycje – “Born to Make You Happy”, “Oops!… I Did It Again” czy “Sometimes”. Są to proste kawałki, ale bardzo naturalne i nieprzekombinowane. Pasujące do wieku Britney. Coś psuć zaczęło się prawie trzy lata temu, kiedy to w sklepach pojawiła się siódma studyjna płyta Spears “Femme Fatale”.

Nie będę za bardzo poświęcać czasu i uwagi albumowi “Femme Fatale”, bo nie ma po co. Zawiera on kilka genialnych kompozycji (“Gasoline”, “Inside Out”) oraz całą masę takich, o których pamiętać nie chcę (“I Wanna Go”, “Till the World Ends”). Był to album nastawiony na komercyjny sukces i próbę odzyskania utraconego tytułu księżniczki (dance) popu. Przed ukazaniem się najnowszego, “Britney Jean”, ze studia co jakiś czas wyciekały różne informacje. Słyszeliśmy o tym, że wokalistka bawi się gatunkami; że chce przemycić do swojej muzyki nieco hip hopu czy w końcu, że nowy album ma być jej najbardziej osobistym, o czym przekonywać miał tytuł “Britney Jean” (tak rodzina nazywa wokalistkę; czy i wam skojarzyło się to z “Billie Jean” Jackona?). W końcu płyta ujrzała światło dzienne i wszystkie te doniesienia można włożyć między bajki.

Nad piosenkami pracował cały sztab producentów. Mamy tu Williama Orbita, który jednak nie stworzył dla Britney utworów na miarę tych, które wyprodukował dla Madonny na “Ray of Light”. Bliżej im do zeszłorocznego dzieła Orbita – “MDNA” Królowej Popu. Pojawia się również Diplo, David Guetta i… will.i.am. W przypadku tego ostatniego aż chce się rzec – zmień przyjaciół, Britney.

“Britney Jean” do oryginalnych płyt nie należy. Postawiono nie tylko na popowe, ale przede wszystkim mocno elektroniczne i klubowe brzmienie. Otrzymano album, który miał być dla wszystkich, ale ostatecznie jest jedynie dla fanów tanecznej, dyskotekowej muzyki. Trochę szkoda, bo Spears pokazała już, że w electropopie czuje się jak ryba w wodzie, nagrywając jeden z pierwszych albumów łączących te gatunki – “Blackout”.

Zaczyna się przyjemnie. “Alien” to ani taneczna, ani balladowa kompozycja. Jest, moim zdaniem, spotkaniem nowoczesnej “Femme Fatale” z czującą się jak nastolatka “Britney”. Spokojniejszych rejonów nie opuszcza również popowe “Perfume”, które przez swoją infantylność odnalazłoby się na albumie “Oops!… I Did It Again”. Podobnie zresztą jak zaczynające się intrygująco “Don’t Cry” czy ładnie zaśpiewane, ale nieco puste “Passenger”.

A pozostałe piosenki? Chociaż we wspomnianym chwilę temu utworze “Don’t Cry” Britney prosi, byśmy nie płakali, ciężko nie uronić łzy słuchając nowych utworów Spears. Tak źle jeszcze nie było. I aż sama nie uwierzę w to, co napiszę, ale “Work Bitch” z pośród tych numerów jest… najlepsze! Mocno elektroniczne, posiadające ostry, klubowy bit, który szybko się wkręca. Dalej mamy kontynuację “Scream & Shout” – “It Should Be Easy”. Jak łatwo odgadnąć, w utworze pojawia się wypalony will.i.am. Podobnie jak słynne “Scream & Shout”, tak i nowa współpraca tych dwojga kompletnie nie przypadła mi do gustu. Jest też duet z raperem T.I.’em o inteligentnym tytule “Tik Tik Boom”. Właśnie w nim znalazłam ten zapowiadany hip hop! Szkoda tylko, że piosenka brzmi, jakby part T.I.’a doklejony został przez przypadek. Nic się nie klei z Britney. W “Body Ache” podoba mi się jedynie spokojniejszy moment przed refrenem. On sam zaś jest taneczny i mało oryginalny. Nie wyróżnia się również przetworzone do granic możliwości “Till It’s Gone”. Ciekawa byłam duetu Britney z…siostrą Jamie Lynn. Ich “Chillin’ With You” to piosenka ładnie zaśpiewana, ale bardzo słodka i banalna. Nie pomaga nawet gitara akustyczna.

Jednak w tym wszystkim koszmarnie plastikowe i nic sobą nie reprezentujące melodie nie są najgorsze. Boli to, kim stała się Britney. Kochająca muzykę dziewczyna, której występy i nagrywanie płyt sprawiały frajdę, zmieniła się w marionetkę, która robi to, co od niej wymagają – zupełne minimum, by się nie przemęczać i nie tracić na to za dużo czasu. Po części Britney rozumiem. Ma za sobą ciężkie lata. Na własnej skórze przekonała się, że show biznes to nie zabawa. Jednak powinna spojrzeć na swoich fanów, którzy trwają przy niej już dobre dziesięć lat. Oni nie chcą jej mądrości w stylu you better work bitch (PL: Lepiej pracuj, suko). Bo to nie oni powinni nad sobą popracować, ale ona. A przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, czy muzyka wiąż sprawia jej przyjemność. Bo jeśli nie, czas najwyższy odciąć marionetkowe sznurki i zająć się synami, którzy jako jedyni są w stanie sprawić, że Britney się uśmiechnie.

18 Replies to “#427 Britney Spears “Britney Jean” (2013)”

  1. Piosenka Work bitch nigdy mi się nie podobała a Perfume to nawet jest fajne. Teraz kiedy przeczytał twoją recenzję wiem ze inne kawałki są do bani i nie warto zwracac na nie uwagi.

  2. Nie znoszę Britney, jest dla mnie mega sztuczna i nudna. Irytuje mnie strrrasznie.

    Widzę, że jesteś wielką fanką TWD. Może dołączysz do forum http://www.strefawalkingdead.pl/forum/? Znajdziesz mnie tam pod nickiem “True-Villain”. Obecnie mało tam piszę bo chcę utrzymać liczbę postów 666 😀 Forum jest naprawdę dobre, wszyscy bardzo kulturalni, można podyskutować. Jest też dużo wątków o muzyce, więc taka mała odskocznia, która może Ci się spodobać.

    Pozdrawiam, NAMUZOWANI.blog.onet.pl

  3. A mi się ten album podoba, ale jak na każdym albumie są piosenki, które są do bani. A na “Britney Jean” najbardziej nie podoba mi się “Passenger”, którego słuchać się nie da. A “Till It’s Gone” to jedna z lepszych piosenek! “Body Ache” również!

    Ale rozumiem, że każdy ma inne gusta, a o nich się nie dyskutuje 🙂

  4. Kiedyś Britney mnie fascynowała. Były to czasy, gdy moja siostra była nastolatką, a ja naiwnym dzieckiem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz słuchałam jej piosenki. Nie jest to zdecydowanie mój typ i muzyki i osoby, której mogłabym słuchać. Dla mnie również “Britney Jean” brzmi bardzo podobnie do “Billie Jean” Jacksona, co raczej jest dziwnym podobieństwem.
    u mnie sylwestrowa notka /// http://sam-barks.blog.pl/ zapraszam i życzę udanej zabawy 😉

  5. Cały czas się zastanawiam czy sięgnąć po album` ale chyba zaryzykuje bo według mnie jej poprzedni album mi się podobał.
    Ja również uwielbiam serial „The Walking Dead” i według mnie jest to najlepszy amerykańska produkcja właśnie dzięki obsadzie a szczególnie aktor Andrew Lincoln

  6. Mam wszystkie plyty oryginalne plyty jestem jej fanem mam tez Britney Jean. Czekalem i…. zawiodlem sie i tez nie.
    Najlepsze jej plyty to Oops I… Britney oraz In The Zone.
    Blackout jest zaraz za nimi, Circus byl taki sobie natomiast Femme Fatale bym bardzo dobrym albumem. Co do Britney Jean. Przesluchalem pare razy, nadaje sie do samochodu, dyskoteki ale czy tego oczekujemy od Britney? Malo piosenek i malo ambitnych.
    Ale za to Work Bitch jest niesamowicie dobry hot-hit-lista.blogspot.com

  7. Będę szczera – kiczowata nazwa płyty. Ci, którzy nie znają Britney, będą myśleli, że tytułem próbuje wcisnąć się na półkę obok “Billie Jean” i epokowego “Thrillera” Michael Jacksona. Dla mnie Britney skończyła się po albumie “Circus”… a może nawet i wcześniej? U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam 🙂

  8. Według mnie następny album powinien być obdarzony w same ballady tak jak np.: Someday (Sometimes, I Will Understand), Girl In The Mirror, Everytime i Perfume ;). Chętnie bym posłuchał sobie nowych ballad od Britney ;). Jestem wielkim fanem Britney Spears i zgodzę się z autorką tekstu – masz wiele racji 😉

  9. Ta recenzja jest niesamowicie niesprawiedliwa.Ja uwazam ze wlasnie ta plyta jest jedna z lepszych w jej karierze.Wreszcie slychac glos Brit (Jezeli uwazasz, ze Britney nie umie spiewac to posluchaj jej piosenek acapella spiewanych na zywo)mnie sie Dont Cry podoba 🙂 Zaspiewala ja z jej siostra ktora rowniez ma wydac plyte.O czym tez niestety nie wspomnialas.Ja uwazam ze wspolpraca z Will AM wyszla jej wlasnie na baaardzo dobre.Co wiecej Britney nie bedzie spiewala tego co kiedys bo nie ma tylu lat co kiedys.Piosenki sa prawdziwe i sa momety w ktorych wlasnie Brit mnie wzrusza.

  10. Bardzo smutna sprawa uwielbiam In The Zone ,Circus czy mroczne Blackout.Spears nigdy wybitnego głosu nie miała on jest po prostu dobry poprawny bo ,że jest zły powiedzieć nie można.Widać jak wraz z latami zabijano w niej całą radość z nagrywania .W pewnym wywiadzie przed wydaniem Famme Fatale zaplakana Britney powiedziała reporterce ,że w tym nie ma już pasji nie ma radości ,szczęścia z nagrywania wytwórnia narzuca jej piosenki i ona je śpiewa potem wychodzi Shirley typu pretty girls .Może gdyby mogła wrocilaby do Czasów In The Zone i nagra jeszcze taka płytę .Życzę jej tego

Odpowiedz na „~anette15Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *