#541, 542 Selena Gomez “For You” (2014) & Leighton Meester “Heartstrings” (2014)

Selena Gomez dorastała na naszych oczach. Najpierw oglądać ją mogliśmy w serialach produkcji Disney’a, potem postanowiła spróbować sił jako wokalistka. Muzyczna kariera Gomez nie była dziełem przypadku i wyrazem jej wielkiej miłości do muzyki. To raczej biznes, bo Disney postanowił wycisnąć z nazwiska Seleny co tylko się da. Młoda wokalistka podpisała kontrakt z Hollywood Records, do której trafiały i inne gwiazdy seriali oraz filmów wspomnianej korporacji. W barwach wytwórni swoje albumy wydawały takie postacie jak Miley Cyrus, Hilary Duff czy Nick Jonas. Obecnie grono wokalistów Hollywood Records prezentuje się dość biednie. Ostatnio wytwórnia straciła uwielbianą przez nastolatki Selenę Gomez.

Wokalistka postanowiła szybciej wypełnić postanowienia swojego kontraktu. Zamiast przygotowywać zupełnie nowy materiał, zebrała co miała, dodała kilka nowości i voilà. Można otwierać szampana i świętować wolność. “For You” jest bowiem kompilacją singli Seleny. Zarówno tych nagranych jeszcze pod szyldem “Selena Gomez & The Scene”, jak i tych zupełnie solowych. Czy Gomez ma w ogóle jakieś przeboje, którymi mogłaby się chwalić? Czy jej best of dorównuje składankom najpopularniejszych wokalistek pop, z Madonną i Britney Spears na czele? Niestety, “For You” do najbogatszych kompilacji nie należy, bo i Selena nie ma w końcu przebojów z prawdziwego zdarzenia.

Gomez należy do tej grupki artystów, których płyty przesłucham, zrecenzuję i odłożę. Ani przez chwilę nie miałam ochoty, by przypomnieć sobie jej piosenki. Zwyciężyła jednak ciekawość. Zaczęłam się zastanawiać, jak dziś odebrałabym jej pierwsze utwory. Wielkiego zaskoczenia jednak nie było. Z debiutanckiego “Kiss & Tell” znajdziemy tu cztery propozycje. “Naturally” to poprawna popowa piosenka z wpływami disco. Utwór “Tell Me Something I Don’t Know” kiedyś bardzo mi się podobał, ale teraz patrzę na niego z politowaniem, bo śmieszą mnie próby przekonania słuchaczy, że Selena mogłaby sprawdzić się w mocniejszych, gitarowych brzmieniach. Dla mnie wypada to jednak strasznie cukierkowo. Podobny patent wykorzystano w “Falling Down” oraz “Más”, będącym hiszpańskojęzycznym odpowiednikiem “More”. Tak właśnie brzmiałaby Shakira, gdyby karierę muzyczną zaczęła dziesięć lat później.

Drugi album Seleny podobał mi się nieco bardziej, bo pokazywał nam różne oblicza młodej piosenkarki. Nie widać jednak tego po doborze piosenek, które reprezentują ten krążek na “For You”. Boli szczególnie to, co zrobiono z utrzymanym w wolniejszym tempie “A Year Without Rain”. Teraz to zwykła rąbanka, która odnalazłaby się raczej na trzecim wydawnictwie Gomez – “When the Sun Goes Down”. Chociaż płyta ta podoba mi się najmniej ze wszystkiego, co dotąd otrzymaliśmy od gwiazdki, promowana była dwoma mocnymi singlami – łączącym lekkie dubstepowe inspiracje z disco i popem “Love You Like a Love Song” oraz nie tak komputerowym, czystopopowym “Who Says”.

Czwarty, i jak na razie ostatni, album Gomez to pożegnanie z zespołem i śmiałe otwarcie drzwi z napisem muzyka elektroniczna. Elektronika wprawdzie wiele ma twarzy, ale wokalistka postawiła na szybkie, taneczne numery, w których brzmi nie tyle dojrzalej, co bardziej kobieco. Płyta zawierała kilka ciekawych propozycji (“Birthday”, “B.E.A.T.”), ale na “For You” trafiły przeciętniaki. W dubstepowym „Come & Get It” Selena pokazuje nam swoje bardziej seksowne oblicze. “Slow Down” to pospolity numer, a dyskotekowe “Forget Forever” w remixie brzmi jeszcze gorzej niż oryginał.

Chociaż na razie moja opinia o kompilacji “For You” była dość gorzka, ale – na szczęście – na krążek trafiły trzy premierowe nagrania, które pokazały mi, że nie warto długo rozpamiętywać miernych dokonań Seleny, skoro nowe piosenki rozjaśniają nam jej obraz. Zachwyca trip hopowo-popowe “The Heart Wants What It Wants”. Marzę, by kolejne wydawnictwo Gomez charakteryzowało się takim nowoczesnym, syntetycznym brzmieniem. Chociaż nie pogardziłabym też kolegami “Do It” czy hiszpańskojęzycznego, słonecznego i bujającego “Bidi Bidi Bom Bom”. Na takie utwory się czeka.

Wyjście z wytwórni Hollywood Records jest niczym muzyczna reinkarnacja. Wokaliści, zobowiązani wcześniej by nagrywać wątpliwej jakości bezpieczny pop dla niewymagających słuchaczy, mogą rozwinąć skrzydła i pokazać nam, kim tak naprawdę są. Selena postanowiła pozostawić Disney’owi po sobie nie tylko miłe wspomnienia i dodatkowe miliony na koncie, ale i poczucie satysfakcji, że udało im się wychować całkiem niezłą wokalistkę. Gomez ma potencjał, co najlepiej pokazały premierowe kompozycje. Jednak cały album “For You”, podsumowujący jej dotychczasowe muzyczne działania, jest nieco smutnym wydawnictwem, bo mało odkrywczym. Ale światełko w tunelu widzę. I wcale nie jest to pociąg.

 

Urodzona w 1986 roku amerykańska aktorka Leighton Meester karierę zrobiła dzięki roli w popularnym młodzieżowym serialu “Plotkara”. Później pojawiała się w filmach u boku takich gwiazd szklanego ekranu jak Robert Downey Jr. czy Gwyneth Paltrow. Między przeglądaniem  jednego a drugiego scenariusza zdarzało jej się wpaść do studia, by co nieco nagrać. Na cały album czas przyszedł jednak dopiero w 2014 roku. Debiutancki krążek Leighton nosi tytuł “Heartstrings”, i z powodzeniem ubiegać się może o miano jednego z najbardziej niedocenionych wydawnictw ostatnich miesięcy.

Czy osoba spełniająca się w aktorstwie może być dobrym muzykiem? To pytanie powraca za każdym razem, ilekroć dowiadujemy się, że kolejny aktor bądź aktorka planują zająć się śpiewaniem. Kilka ostatnich lat pokazało nam, że jedno nie wyklucza drugiego. Taylor Momsen (też występowała w “Plotkarze”) daje czadu ze swoim hard rockowym zespołem The Pretty Reckless, Zooey Deschanel spełnia się jako głos duetu She & Him (ich album “Classics” jest jednym z najlepszych wydawnictw 2014 roku), Emmy Rossum zachwycała w klasykach, a Hugh Laurie pokazał nam, że w jego żyłach płynie blues. Już po pierwszym zetknięciu z Leighton wiedziałam, że i ją dopiszę do swojej powyższej listy artystów.

Meester szerszej publiczności najbardziej znana jest z roli wrednej i złośliwej Blair Waldorf. Bywa, że widzowie zaczynają utożsamiać aktorkę z graną przez nią postacią. Czy na co dzień Leighton jest równie nieprzyjemna jak jej serialowa bohaterka? Nawet jeśli tak, to skutecznie zatuszowała to w swoich kompozycjach. “Heartstrings” jest bowiem płytą prostą, bezpretensjonalną. Niewyszukaną. Aktorka serwuje nam gitarowy pop w kobiecym wydaniu.

Album “Heartstrings” otwiera tytułowa kompozycja. Uroczy, zgrabny kawałek spodobał mi się ze względu na zróżnicowany wokal Leighton. Raz artystka chwali się jego wysokimi rejestrami, innym razem daje go sobie lekko zmodyfikować w studiu. Do najbardziej udanych piosenek na albumie należy prowadzone przebojowym refrenem, zawierające wpływy country “Good for One Thing”. Świetnie wypadają również zmysłowe i charakteryzujące się ładnymi smyczkami “Sweet” oraz eleganckie “Dreaming”, odświeżające nieco muzykę sprzed paru dobrych dekad. Warto sięgnąć także po słodkie, rozmarzone “L.A.”, w którym to Leighton tęsknym głosem śpiewa

I’m living in L.A., won’t you come sometime, waking up and smiling times (PL: Żyję w L.A., wpadnij czasem, będziemy się budzić i śmiać).

Nieźle wypadają również pozostałe kompozycje, jakie przygotowała dla nas aktorka. “Run Away”, kolejna przyjemna, gitarowa piosenka, zwraca uwagę romantycznym tekstem. “On My Side” rozpoczyna się wyrazistą melodią, która utrzymuje się na szczęście przez cały kawałek, czyniąc go najbardziej rockowym numerem na “Heartstrings”. W odwrotnym kierunku zmierza “Blue Afternoon”. To najspokojniejszy, najcichszy utwór na albumie. Nieco tylko więcej energii Meester wykrzesała z siebie w “Entitled”.

Album “Heartstrings” swoją premierę miał chwilę po bestsellerowym “1989” Taylor Swift. Czemu o tym wspominam? Bo w pewnym stopniu Leighton Meester przypomina mi nową ulubienicę Ameryki. Tak samo grzeczna, ułożona, utalentowana. Spoglądająca z pogardą na inne wokalistki, które prześcigają się w nagrywaniu chwilowych przebojów. Taylor wprawdzie do tego wyścigu szczurów dołączyła, ale już nie płaczę nad jej nową muzyką. Znalazłam bowiem kolejną wokalistkę, która wprowadzi do mojego świata nieco harmonii za sprawą swoich gitarowych, relaksujących kompozycji. Może i mało co na “Heartstrings” wpada w ucho i wychodzi przed szereg, ale płyta to niezwykle udana.

 

One Reply to “#541, 542 Selena Gomez “For You” (2014) & Leighton Meester “Heartstrings” (2014)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *