#670 Jake Bugg “On My One” (2016)

W 2012 roku młody wokalista Jake Bugg za sprawą swoich retro-melodii zdobył sporą popularność. Rok później jego akcje nieco spadły, a nagrany za Oceanem album “Shangri La” przyjęty został chłodniej. Mogłoby się wydawać, że małe niepowodzenia nieco podkopały entuzjazm Brytyjczyka. Na swój kolejny krążek Jake Bugg kazał nam czekać aż trzy lata. Okładkę wydawnictwa “On My One” zdobi kolorowa grafika, która podpowiadać nam może, że Brytyjczyk ma dobry humor. Jednocześnie pierwszy singiel jest jednym z najbardziej gorzkich utworów tego roku. W jaką stronę zmierza reszta kompozycji?

Debiutancki, imienny album Jake’a to płyta uroczo nieporadna, prosta i szczera. Bugg nie wydziwiał, nie szukał, lecz nagrał zestaw piosenek inspirowanych twórczością m.in. Boba Dylana i Johnny’ego Casha. Na wydanym rok później krążku “Shangri La” chętniej eksperymentował z rockowymi melodiami, prezentując nam m.in. pełne mocy “Slumville Sunrise” i “Kingpin”, nie zapominając o czymś spokojniejszym, bardziej starodawnym – najlepszym przykładem jest “Storm Passes Away”.

To nie przypadek, że Bugg zwlekał z wydaniem nowej płyty blisko trzy lata. Zmienił nie tylko producenta (Ricka Rubina zastąpił współpracujący m.in. z Editors, Kasabian i U2 Jacknife Lee), ale i zdecydował, że tym razem sam napisze i skomponuje wszystkie piosenki. “On My One” jest więc płytą jego i tylko jego.

I’m just the poor boy from Nottingham, I had my dreams, but in this world they’re gone (PL: Jestem tylko biednym chłopcem z Nottingham, miałem marzenia, ale na tym świecie przepadły)

takimi słowami rozpoczyna swoją płytę Jake. Bluesowe, ponure (i przy okazji świetne!) nagranie “On My One” nie brzmi jak kompozycja chłopaka, który ma przed sobą całe życie. Wręcz przeciwnie – kawałek pasowałby do zgorzkniałego, dwa razy starszego muzyka. Młodzieńczą energię Bugg przekazuje nam w dynamicznym, naznaczonym gitarami elektrycznymi “Gimme the Love”, w którym balansuje na granicy śpiewu i… rapu. Piosenki słucha się dość dobrze, choć chętniej sięgam po wykonane z rozmachem (smyczki!) “Love, Hope  and Misery”.

Dalsza część albumu to w zasadzie Jake jakiego znamy i… nie znamy. W spokojnym “The Love We’re Hoping For” powraca do folkowych brzmień, lekko przygrywając sobie na gitarze akustycznej. Wielką zaletą utworu jest smyczkowa sekcja, która odpowiada za nieco filmowy wydźwięk kompozycji. W “Put Out the Fire” i sprawiającym wrażenie niedopracowanego “Livin’ Up Country” sięga po country. Dobrze wypadają proste, akustyczne “All That” i żywsze, nawiązujące do bluesa “Hold on You”. Zaskakują skręcające w stronę popu “Never Wanna Dance” (piosenką zainteresowany mógłby być Ed Sheeran) i nijakie, niezostające w pamięci “Bitter Salt”. Największą niespodzianką jest jednak “Ain’t No Rhyme” – kompozycja łącząca hip hop z indie rockową nutą. Taki eksperyment mógł zakończyć się fiaskiem, bo utwór nie przypomina niczego, co Bugg wcześniej nam prezentował. Chłopak wyszedł jednak z tego obronną ręką, a ja mam kawałek, który często towarzyszyć mi będzie przez najbliższe dni.

“On My One” budzi we mnie różne emocje. Z jednej strony pojedynczych piosenek słucha się świetnie. Z drugiej jednak  płyta jako całość sprawia wrażenie wydawnictwa chaotycznego i nie do końca przemyślanego. Ciężko wprawdzie spierać się o to, który z albumów Jake’a Bugga zawiera najdojrzalsze utwory (wiadomo, że tegoroczny), ale zdania nie zmienię, że “Shangri La” zawiera kompozycje przyjemniejsze, łatwiej wpadające w ucho, a przede wszystkim bez problemu wpływające na mój nastrój, sprawiając tym samym, że słuchanie poprzedniej płyty Brytyjczyka nie jest czynnością bezproduktywną. Warto jednak przypomnieć, że wokalista ma zaledwie 22 lata. Już teraz Jake osiągnął wysoki poziom, więc za kilkadziesiąt lat może być muzykiem wybitnym.

5 Replies to “#670 Jake Bugg “On My One” (2016)”

  1. Przesłuchałem całość w piątek i tytułowy utwór spodobał mi się bardzo. Reszta…, nie wiem. Jeśli miałbym go oceniać tak jak każdego innego wykonawcę, a nie 22-latka (!) z trzypłytowym stażem, to musiałbym powiedzieć, że trzy pierwsze piosenki są super, do tego “Ain’t No Rhyme” i koniec. Ale chyba nie potrafię być aż tak bezduszny 😉

    Pozdrowienia!
    Bartek

    http://bartosz-po-prostu.blog.pl

  2. Przekonuję się do niego już od X czasu… Mam w planach dwa pierwsze albumy, wyszedł już trzeci, a ja się dalej nie umiem zabrać, bo te kilka piosenek, które przesłuchałam mnie tak mierzi, że… Brr…

    Przy okazji zapraszam również do siebie na nowy wpis. (Wracam do pisania dwóch notek dziennie, chyba). 🙂

    to-tylko-muzyka.blog.pl

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *