#731 Kelis “Wanderland” (2001)


Podopieczna The Neptunes nie dała sobie dużo czasu na rozmyślanie o kolejnym wydawnictwie. Nie zdążyły ucichnąć echa porządnego i odważnie patrzącego w przyszłość rhythm’and’bluesa “Kaleidoscope”, a Kelis już uraczyła swoich fanów nowym albumem. O “Wanderland” mówi się dziś bardzo mało (hmm, no dobra, o samej Kelis niewiele więcej), chętniej przeskakując do prowadzonego paroma przebojami “Tasty”. Czy słuchacze coś stracili? A może dobrą decyzją było zapomnienie o krążku? Wyruszam na poszukiwanie odpowiedzi.

“Intro” zapraszające nas do odkrywania płyty “Wanderland” jest jak połączenie się z inną planetą i pozaziemską cywilizacją. Kosmiczne dźwięki dopełnia ładna, śpiewana zapowiedź zawojowania świata (Kelis wplotła nawet podtytuł jednej z części “Gwiezdnych wojen” – The empire strikes back). Elektroniczne dźwięki nie opuszczają pierwszej pełnowymiarowej propozycji artystki. “Young, Fresh n’ New” jest utworem charakteryzującym się mocnym, a-melodyjnym bitem oraz powtarzanymi niezliczoną ilość razy słówkami huh. Słucha się tego jednak ciężko i bez przyjemności.

Chwilą na zaczerpnięcie oddechu są znacznie spokojniejsze, zmysłowe “Flash Back” oraz jednostajny duet z Pusha T “Popular Thug”. Kakofonią dźwięków nie atakuje nas także “Daddy” (feat. Malice), będące moim ulubionym kawałkiem na “Wanderland”. Mało nowoczesne, ale ciemne, hip hopowe brzmienie i chętnie recytująca Kelis wypadają nadzwyczaj ciekawie i nietuzinkowo. Do pozostałych duetów należą miarowe, monotonne “Digital World” (feat. Roscoe) z fajnie wyśpiewywanymi przez wokalistkę wyższym głosem frazami electric love, electric light, electric life; oraz soulujące, przywołujące ducha lat 70. “Mr. U.F.O. Man” (feat. John Ostby).

A co z innymi solowymi popisami? Warto sięgnąć po spokojniejsze, osnute lekkim mrokiem “Scared Money”; delikatniejsze, po prostu ładne (choć niepokojąco długie) “Shooting Stars”; będące kwintesencją Kelis “Junkie” i “Get Even”; oraz mechaniczne, elektroniczno-rhythm’and’bluesowe “Easy Come, Easy Go”. Niezrozumianym przeze mnie numerem jest “Perfect Day”, w którym Amerykanka próbuje zmierzyć się gitarowym, rockowym brzmieniem, jakby wyjętym z szuflady zespołu No Doubt. Szybkie spojrzenie na listę twórców kawałka wszystko wyjaśnia – kompozycja powstała we współpracy z członkami wspomnianej formacji. Jednak to, co pasuje Gwen Stefani, u Kelis zakrawa na parodię. Naprawdę wokalistka czuła się w tej piosence tak swobodnie, by dzień z No Doubt podsumować przymiotnikiem perfect?

Po zaprezentowaniu wytwórni przygotowanego materiału Kelis usłyszała, że ta nie rozumie jej artystycznej wizji i nie ma ochoty na wydawanie albumu na terenie USA, łaskawie wprowadzając go do sklepów w Europie. Brak kolejnych singli sprawił, że o wydawnictwie szybko zapomniano. A szkoda, bo “Wanderland” jest krążkiem dość spójnym i wcale nie aż dziwacznym, jak podsumowało to Virgin Records. Kelis, która już na “Kaleidoscope”, jak  swego czasu pisałam, wprowadziła rhythm’and’bluesa w nową dekadę, zrobiła kolejny krok w przód, nadając paru kompozycjom futurystyczny wydźwięk. Brakuje mi jednak na “Wanderland” piosenki, która pokazałaby nam wybuchowy temperament artystki.

Autor

Zuzanna Janicka

Rocznik '94. Dziewczyna, która najbardziej na świecie kocha muzykę. Nie straszny jej (prawie) żaden gatunek, ale najbardziej lubi sięgać po r&b z lat 90. oraz indie/alt rocka. The-Rockferry prowadzi od 2010 roku.

9 komentarzy do “#731 Kelis “Wanderland” (2001)”

  1. Dla mnie debiutancki album Kelis nadal pozostaje niedościgniony. Później jeszcze “Kelis Was Here”, reszta średnio mnie rusza, bo Kelis zawsze miała problem z dobrym materiałem. Ale “Young , Fresh ‘N New” to mimo wszystko jedna z moich ulubionych piosenek tej wokalistki.

    A co do Goldfrapp… Nie chcę wyjść na malkontenta, więc marudzenie zrzucam na bezsensownie ciągnące się przeziębienie. “Anymore” to w sumie piosenka-schemat. Po spokojnej płycie przychodzi znowu czas na electro, ale… “The Strict Machine” ta piosenka w żaden sposób nie dorównuje i tak naprawdę to porównywalne jakościowo utwory nagrywała na przykład Kylie Minogue. Już jakieś 10 lat temu 🙂

    Ale na płytę czekam niezmiennie, bo wokal Alison wszystko jak zwykle ratuje 😀

      1. Spodziewałam się takiej piosenki. Szkoda, że Goldfrapp są tak przewidywalni. Ale ogólnie całkiem mi się podoba, choć nie dobija do poziomu kawałków z Supernature czy Black Cherry.

  2. Przesłuchałam na razie tylko “Perfect day”, bo byłam ciekawa Kelis w wydaniu rockowym i rzeczywiście dziwnie brzmi, nawet Gwen nie wyobrażam sobie w tym kawałku.

  3. Tak naprawdę nie znam żadnego albumu Kelis, przesłucham “Kaleidoscope” i później zastanowię się co dalej.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  4. O Kelis słyszalam nie raz, ale nie wiem, czy znam jakąkolwiek jej piosenkę 🙂
    Może dla niej był to “Perfect day”? Może chciała od dawna sprawdzić się w czymś takim? Aż go przesłucham, o ile nie zapomnę 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *