The xx – stawiamy krzyżyk czy słuchamy dalej? | #772, 773, 774 The xx “xx” (2009) & “Coexist” (2012) & “I See You” (2017)


Przygoda czwórki przyjaciół spod szyldu The xx ze wspólnym graniem zaczyna się dość banalnie. Wszyscy poznali się w szkole – londyńskim Elliott School, do którego uczęszczały takie sławy jak Piece Brosnan czy członkowie grupy Hot Chip. Najpierw był duet, który stworzyli Romy Madley-Croft i Olivier Sim. Nieco później dołączyli do nich Baria Qureshi (opuściła grupę w 2009 roku) oraz Jamie Smith, który z The xx występuje po dziś dzień. Razem tworzą trio, które ma tyle samo zwolenników, co antyfanów.

Nie wiem z czego to wynika, ale ciągle wydaje mi się, że debiutancką płytę Brytyjczycy wydali w niedalekiej przeszłości. A tymczasem ani się obejrzymy, a “xx” świętować będzie dziesiąte urodziny. Krążek był sporym wydarzeniem, zdobywając Mercury Prize dla najlepszej brytyjskiej płyty i zostawiając w tyle wydawnictwa takich zespołów jak Mumford & Sons, Foals czy Biffy Clyro. Jego następca (“Coexit”), co ciekawe, ukazał się dopiero po trzech latach, gdy emocje wokół bandu opadły. Na trzecie dzieło Iksów słuchacze czekać musieli jeszcze dłużej, bo niemalże pięć lat. W styczniu tego roku “I See You” w końcu ujrzało światło dzienne, przynosząc z sobą znaczącą rewolucję w brzmieniu tria.

XX (2009)

Jaki inny kawałek mógłby otwierać ten album, jak nie piosenka zatytułowana “Intro”? Ten trwający dwie minuty utwór, w którym krzyżują się drogi indie popu i trip hopu, a zamiast śpiewu mamy nucenie, jest jednym z najciekawszych momentów płyty. Warto dodać, że kawałek był sporym przebojem, a do jego fanów należała Rihanna, która wykorzystała sample w swoim numerze “Drunk on Love”. Jeszcze lepiej brzmi proste, popowe “VCR”, w którym wokale Romy i Oliviera tworzą smaczny koktajl o nostalgicznym posmaku – w końcu tytuł odnosi się do niczego innego jak formatu kaset VHS. Pamiętacie takie cuda? Mniej podoba mi się podobne do “VCR” “Crystalised”. Czegoś mi w tej piosence brakuje. Może klimatu? Może większego zaangażowania w przedstawianie tej historii o skomplikowanych relacjach między kochankami? O ile te przenikanie się głosów dwójki artystów w większości nagrań bardzo mi się podoba (jak chociażby w dark popowym “Infinity”; wykonywanym z początku jedynie przy akompaniamencie gitary “Night Time” czy romantycznym “Stars”), tak “Islands” – numer o delikatnym, tanecznym błysku – widziałabym wykonywane przez jedną osobę. I takie właśnie jest zmysłowe, smutne “Shelter”, które od lat zachwyca mnie w wersji Birdy, nieco mniej do gustu przypadając solowym wykonaniem Romy. Także i Olivier ma na albumie swoje pięć minut. A konkretniej to 2:38, bo tyle trwa jego solowy popis “Fantasy” czyli inspirowany shoegaze, mroczny, duszny kawałek. Krótko mówiąc – mój faworyt spośród debiutanckich piosenek The xx. Najlepszym duetem na “xx” bez dwóch zdań jest “Heart Skipped a Beat”, będące kompozycją dość przewrotną – brzmiącemu całkiem optymistycznie i jasno podkładowi towarzyszy pełna tęsknoty rozmowa kobiety i mężczyzny, których drogi właśnie się rozeszły, lecz nadal potrafią zdobyć się na wyznanie sometimes I still need you. Najsłabiej zaś wypada nudne i zawsze przelatujące ledwo przeze mnie zauważane “Basic Space”.

Warto: Intro & Fantasy

COEXIST (2012)

Chwilę przed premierą “Coexist” Jamie Smith (znany szerzej jako Jamie xx) powiedział, że członkowie The xx czas po powrocie z trasy promującej debiutanckie wydawnictwo spędzili na nadrabianiu towarzyskich zaległości i imprezowaniu, dodając, iż muzyka klubowa miała spory wpływ na kształt ich drugiego krążka. Kto jednak na płycie planuje znaleźć zachęcające do tańca kawałki, niech lepiej od razu “Coexist” pominie i przejdzie dalej. Pulsujące klubowe rytmy pojawiające się w paru kompozycjach podane są w bardzo subtelny, delikatny sposób. Przykładem są będące dialogiem między skłóconą parą “Chained”; romantyczne “Fiction”; rozkręcające się w końcówce “Reunion”; nawiązujące do UK garage “Sunset” oraz zaczynające się spokojnie i z czasem przeobrażające się w zapatrzony w smaczne klimaty dance, pięciominutowy track “Swept Away”. Dobrym pomysłem w tym ostatnim było ograniczenie wokali i skupienie się na instrumentalnej części, tworzonej m.in. przez elektryczne pianino. Z pozostałych numerów najlepiej wypadają “Try” i “Tides”. Pierwsza z piosenek pięknie łączy głosy Romy i Oliviera, którzy nie dzielą się wersami, lecz śpiewają obok siebie na tle zapętlanych podkładów. Podobny patent wykorzystuje bogate w smyczki, rytmiczne “Tides”. Dobrze słucha się również eksperymentalnego “Missing” – utworu o melancholijnym wydźwięku, zwracającego uwagę rozbudowaną, mocniejszą wokalną partią Oliviera oraz Romy robiącą za nucący chórek. Ponownie muzyk pozytywnie zaskoczył mnie, nazwijmy to, solową piosenką. Mniej do gustu przypadł mi popis Romy, będący ładnym, choć nudnym kawałkiem “Angels” opowiadającym o byciu zakochaną. Warto posłuchać dwóch wrzuconych na koniec podobnie balladowych i skromnych utworów – “Unfold” i “Our Song”.

Warto: Sunset & Missing

I SEE YOU (2017)

Uważajcie na ten album, jeśli po raz pierwszy planujecie słuchać go w słuchawkach. Przyzwyczajona do cichych melodii, którymi wypełnione były dwa poprzednie wydawnictwa The xx, na wszelki wypadek zwiększyłam głośność, kliknęłam play i doznałam wielkiego szoku, po którym kilka razy musiałam sprawdzić, czy na pewno sięgnęłam po właściwą płytę. Zespół ewoluował. Zmianę od pierwszych sekund zwiastuje żywiołowy, wsparty dęciakami kawałek “Dangerous”. Tak tanecznie u Iksów jeszcze nie było. W podobne przebojowe tony uderza ciekawsze, samplujące ejtisowe “I Can’t Go for That (No Can Do)” Hall & Oates “On Hold”. Do potupania nóżką otrzymujemy jeszcze przestrzenne “Say Something Loving”; tajemnicze, będące moim ulubionym momentem płyty “Lips” (niesamowicie magicznie brzmią tu zapożyczenia z chóralnego, przywodzącego na myśl czasy średniowiecza (!) “Just (After Song of Songs)”); refleksyjne, muzycznie może nawet zbyt agresywne w drugiej części “A Violent Noise” (tytuł jednak zobowiązuje…) oraz “I Dare You”. Z pozostałych kompozycji zachwyca mnie solowe dzieło Romy. Jej balladowe, zaaranżowane m.in. na instrumenty smyczkowe “Performance” jest smutnym wyznaniem osoby, która pod sztucznym uśmiechem ukrywa swoje prawdziwe, negatywne emocje i problemy. Niewesoło brzmi także drugi solowy popis wokalistki. Elektroniczna ballada z paroma mocniejszymi momentami (te bębny!) “Brave For You” porusza tekstem, który Romy napisała dla swoich zmarłych rodziców, obiecując im, że zawsze będzie silną i odważną dziewczyną. Wzrusza także wykonywane w duecie, skromne “Test Me”, będące utworem umacniającym przyjaźń między członkami formacji. Ładnie również wypada aksamitne nagranie “Replica”.

Warto: On Hold & Lips

Rozumiem szał na debiut The xx. Album “xx” jest zbiorem piosenek, które najlepiej opisywane są przez takie określenia jak zmysłowość, intymność, minimalizm. Ta dream popowa, chłodna atmosfera towarzysząca kompozycjom potrafiła nawet w środku upalnego lata przyprawić o gęsią skórkę. To brzmiało świeżo, intrygująco i bardzo tajemniczo, punktując dodatkowo nieprzekombinowanymi tekstami, będącymi w dużej mierze dialogami nieobojętnych sobie kobiety i mężczyzny. “Coexist” nieco rozbudowywało te pomysły, stawiając na melodie wyraźniej inspirowane muzyką klubową. Mniej na płycie jest perkusji, więcej za to rozlanych gitar i chłodnych klawiszy. Nastrój obu pierwszych wydawnictw The xx jest dość smutny, chwilami nawet nostalgiczny. Lepiej jednak z tej potyczki wychodzi “xx”, któremu na dłużej udało się mnie przy sobie zatrzymać. “Coexist” jest, jeśli można tak powiedzieć, brzydszym bratem bliźniakiem. Gdybyśmy kontynuowali określanie albumów The xx przy pomocy rodzinnych więzów, tegoroczne “I See You” podejrzewać można o bycie przyrodnim bratem dwóch poprzednich płyt. Ciekawszym, skorym do zabawy, otwartym na świat, optymistyczniej patrzącym w przyszłość przy jednoczesnym poruszaniu trudniejszych tematów. Na trzecim albumie grupa łączy swoje dream popowe melodie z jeszcze wyraźniejszą elektroniką. Takie odświeżenie było im potrzebne. Kolejna wyciszająca płyta sprawiłaby, że nie czekałabym z niecierpliwością na ich następny ruch. Tymczasem “I See You” (będące, krótko mówiąc, moim ulubionym punktem dyskografii The xx) pokazuje, że Brytyjczycy nie dadzą na długo zamknąć się w jednej szufladce. Co dalej?

4 Replies to “The xx – stawiamy krzyżyk czy słuchamy dalej? | #772, 773, 774 The xx “xx” (2009) & “Coexist” (2012) & “I See You” (2017)”

  1. Nazwa The XX parę razy odbiła mi się o uszy, ale nie byłam w stanie określić jaki rodzaj muzyki wykonują. Przesłuchałam na razie ich pierwszy album i szczerze, to niezbyt mi się spodobał. To nie mój typ muzyki – za spokojne, zbyt melancholijne i oszczędne. Ale fajnie, że znów dzięki Twojej recenzji mogłam poznać coś nowego 🙂

  2. Ja słucham dalej 🙂 Dwie pierwsze płyty był świetne, ale “I See You” to coś absolutnie przyjemnego w zupełnie inny sposób. Być może stracą przez to kilku fanów, ale ja bym się tym nie przejmował.

    Nowy wpis u mnie, zapraszam 🙂

Odpowiedz na „~http://sin-nancy.blog.pl/Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *