#794 D’Angelo “Brown Sugar” (1995)

Jego ojciec słuchał muzyki gospel a matka jazzu. On sam, choć szanował te gatunki i przyznawał, że miały wpływ na jego muzyczną historię, odnajdywał się w świecie nowocześniejszych brzmień z pogranicza r&b i hip hopu. Zanim jednak D’Angelo dostał szansę nagrania debiutanckiej płyty, stworzył przebój dla supergrupy Black Men United (w jej skład wchodzili m.in. R. Kelly, Usher i Lenny Kravitz) “U Will Know”. Więcej nagrań od zespołu nie otrzymaliśmy, ale ta jedna piosenka otworzyła przed artystą wiele drzwi. Gdyby tego nawet nie zrobiła, “Brown Sugar” z hukiem by je wyważyło.

Jestem jedną z tych osób, które czytają w książeczkach płyt credits’y* i zdałem sobie sprawę, że Prince był prawdziwym artystą. Pisał, produkował, wykonywał. Też tak chciałem – zachwalał swojego idola i największą inspirację D’Angelo. Nie rzucił słów na wiatr, lecz w pełni zaangażował w tworzenie debiutanckiego albumu, odpowiadając za każdy jego aspekt. W “Brown Sugar” najbardziej intryguje połączenie dwóch światów. Tradycyjny soul przecina się nowoczesnym (jak na tamte czasy) r&b. Funk spotyka hip hop. Do produkcji Amerykanin wykorzystywał zarówno sprzęt z metką vintage, jak i komputery czy automaty perkusyjne. Eksperymentujący ze “starym i nowym” D’Angelo miał mocny wkład w rozwój neo soulu, który stał się gatunkiem wprowadzającym soul w ostatnią dekadę XX wieku.

Otwierająca album tytułowa kompozycja szybko stała się wizytówką artysty. Nic dziwnego. “Brown Sugar” zostaje w pamięci, będąc piosenką pulsującą, klimatyczną i odkrywającą przed nami wokalny talent D’Angelo, który czasem zaśpiewa falsettem, a czasem zaprezentuje coś na kształt recytacji. Ciekawi sama warstwa liryczna utworu. Chociaż wydawać się może, że kawałek dedykowany jest pewnej kobiecie, Amerykanin tak naprawdę… śpiewa o marihuanie. Do swojej drugiej połówki D’Angelo kieruje kolejny numer. W surowszym, choć wykonywanym z delikatnością “Alright” stara się ją przekonać, że nie warto przekreślać wspólnie spędzonych lat. Ciekawiej brzmi łączące tematykę dwóch pierwszych kompozycji “Jonz in My Bonz”. W tym dusznym, choć eleganckim utworze artysta śpiewa o uzależnieniu od miłości. Za chórki robi mu zaś Angie Stone. Sporą dawką uczuć wokalista obdarzył także takie utwory jak posiadające melodyjny refren “Me and Those Dreamin’ Eyes of Mine”; zapraszające do współpracy smyczki “Cruisin'” czy przydługie, przystępne “Lady”. Mnie jednak Amerykanin najbardziej spodobał się w “Shit, Damn, Mothefucker” i zamykającym krążek, inspirowanym gospel “Higher”. Szczególnie pierwsza z piosenek z łatwością trafiła w mój gust, będąc nagraniem spokojnym, nieprzesadnie ekspresyjnym, lecz… zabójczym. Tytułowe słowa są reakcją bohatera nagrania, który zastał w łóżku swoją żonę i najlepszego przyjaciela. Why the both of u’s bleeding so much? ze stoickim spokojem nuci D’Angelo przyznając się do zabójstwa oszukujących go ludzi. “Shit, Damn, Mothefucker” jest najbardziej zmysłową murder ballad, na jaką kiedykolwiek trafiłam.

Płyta “Brown Sugar” obrosła już wieloma legendami i przydomkami. Począwszy od obecności w zestawieniach najlepszych wydawnictw lat 90. przez książkę “1001 albumów do posłuchania przed śmiercią” po uznawanie jej za krążek, który zmienił muzykę r&b/soul i wywarł wpływ na innych wykonawców z Eryką Badu i Maxwellem na czele. Zaimponowało mi, że D’Angelo prawie od nikogo nie chciał pomocy podczas tworzenia swojego debiutu, dając sobie radę z instrumentami, aranżacjami i tekstami, choć te ostatnie należą raczej do prostych i niewymagających. Na “Brown Sugar” dużo się nie dzieje, ale słuchanie tej płyty to ogromna przyjemność. Całość jest tak zrealizowana, że słuchacz odnosi wrażenie, iż uczestniczy w jakimś kameralnym jam session. D’Angelo wie jak nagrywać nastrojową muzykę.

* zna ktoś jakieś ładne, polskie, pasujące określenie?

Warto: Shit, Damn, Motherfucker & Brown Sugar

4 Replies to “#794 D’Angelo “Brown Sugar” (1995)”

  1. Zawsze miałem wrażenie, że wolę Maxwella, ale przysłuchując się właśnie “Brown Sugar”, jak by na to nie patrzeć, płycie sprzed ponad dwudziestu lat, ciężko powiedzieć, żeby się zestarzała. Brzmi na maxa świeżo. Chociaż mimo wszystko, sentyment do Maxwella i Eryki mam większy, no ale to już bardzo indywidualna sprawa.

    Co do creditsów, używa się też czasami słowo “personnel”, ale mam wrażenie, że w tym kontekście, pomimo polskiego brzmienia, niewiele to pomaga 😉

  2. Muszę się przyznać, że nie słyszałam o tym Panu. Może dlatego, że rzadko słucham r’n’b czy soulu. Muzyka przyjemna, nastrojowa, ale do posłuchania raz na jakiś czas.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *