#851 Ezra Furman “Transangelic Exodus” (2018)

Nie raz już wspominałam, że do sięgnięcia po niektóre albumy – szczególnie tych wykonawców, którzy wcześniej stanowili dla mnie sporą niewiadomą – zachęcają mnie grafiki zdobiące wydawnictwa. Nie inaczej było w przypadku Ezry Furmana – amerykańskiego wokalisty, którego kariera sięga 2007 roku. Okładka jego drugiej solowej płyty (“Transangelic Exodus”) wygląda jak kadr ze starego filmu utrzymanego w stylistyce noir. Trudno oderwać wzrok od przepełnionego niepokojem spojrzenia rzucanego przez artystę. Czy równie ciężko odsunąć od siebie nowe piosenki Furmana?

“Transangelic Exodus” jest zamkniętą opowieścią. Bohater stworzonych przez Ezrę kompozycji spotyka anioła i razem z nim przemierza Stany. Oboje nie pasują do tego świata (to them you know we’ll always be freaks – takie słowa padają już w otwierającej album piosence), uciekają przed siebie, próbują znaleźć bezpieczną przystań. A to wszystko w rock & rollowych rytmach, które jednocześnie są czymś więcej. Bo choć u Furmana muzycznie dzieje się sporo, ani przez chwilę nie towarzyszy mi myśl, że słucham składanki a nie kompletnej płyty.

Pierwszy kawałek może być nieco mylący. “Suck the Blood from My Wound” z przytupem i sporymi pokładami punkowej energii rozpoczyna całą historię. Pozostałe numery skręcają jednak w spokojniejszą stronę, jeszcze wyraźniej podkreślając euforyczny, choć nieco paranoiczny wydźwięk nagrania. Ciekawiej brzmi następujący po “Suck the Blood from My Wound” tango rockowy utwór “Driving Down to L.A.” zaskakujący nagłymi elektronicznymi zrywami. Mniej chaotycznie prezentuje się balladowe, wyciszone “God Lifts Up the Lowly”, będące piękną, wzbogaconą smyczkami kompozycją, w której niepewny głos Ezry ma mnóstwo przestrzeni. Przyspieszyć i zwolnić – taki pomysł na epicki, dziwaczny kabaret odbywający się pod szyldem “No Place” miał wokalista. I był to pomysł bardzo trafiony, gdyż utwór szybko został zaliczony do grona moich ulubionych momentów płyty. Inne highlighty? Świetnie wypada niedługie “From a Beach House”, którego niepokojący początek kojarzyć się może z horrorami a dalsza część przechodzi w musical. Warto sięgnąć także po jazzujące, vintage’owe “Come Here, Get Away From Me”; łączące (ponownie) coś na kształt tango z country, soulem (najładniejsza śpiewana partia na albumie) i gitarowymi wstawkami “Peel My Orange Every Morning”; nawiązujące do niego “Psalm 151” oraz przywodzące mi na myśl twórczość The Killers (!) “Love You so Bad”, będące lekką, młodzieżową piosenką, która mogłaby znaleźć się na soundtracku do serialu lub filmu o nastolatkach.

Słabych nagrań na “Transangelic Exodus” nie ma. Pojawiają się jedynie takie, które nieco mniej były w stanie mnie sobą zainteresować. Do tej niedużej grupki należy utrzymane w jednym tempie, lekko egzotyczne “The Great Unknown”; urokliwe i eleganckie, choć nużące “Compulsive Liar”; nieco przedobrzone “Maraschino Red Dress $8.99 at Goodwill” (tu komputerowe wstawki, tam śmigające gitary, gdzieniegdzie zwierzęce odgłosy) oraz brzmiące optymistycznie i nawet radośnie “I Lost My Innocence”, lecące podczas napisów końcowych, gdyż utworem tym dobiega końca nasza przejażdżka z outsiderami.

Ezra Furman nie stara się dopasowywać swojej muzyki do aktualnych trendów. On raczej zostaje gdzieś w przeszłości, robiąc to większe to mniejsze wycieczki w lata 60. czy 70. Współcześniej wypada warstwa liryczna “Transangelic Exodus”, bo mamy tu opowieść osoby, której społeczeństwo nie akceptuje i która często spotyka się z nietolerancją. Furman nagrał więc płytę o politycznym podłożu, ale stojącą kilka półek wyżej od innych anty-systemowych, które ukazały się przez ostatnie dwa lata. Nie czytam z kryształowej kuli, ale podejrzewam, że “Transangelic Exodus” może być kiedyś ważniejszą płytą niż nam się dziś wydaje.

Warto: No Place & From a Beach House & Come Here, Get Away From Me

4 Replies to “#851 Ezra Furman “Transangelic Exodus” (2018)”

  1. Mimo, że lubię posłuchać dobrego rock’a to, gdy słucham tak tych dwóch kawałków to zastanawiam się, jaka grupa odbiorców na poważnie darzy sympatią tego wokalistę. Faktycznie nie ma tu mowy o podążaniu za trendami i czuć inspirację oldschool’em, ale wokal brzmi strasznie irytująco! Słucham drugi i trzeci raz i jedyne o czym myślę, to spauzowanie. Nie wiem, nie potrafię tego słuchać 😀

    Pozdrawiam!
    https://songarticles.wordpress.com/

  2. Podoba mi się “Suck the Blood from My Wound” (fajnie wymawia słowo ‘wound’) i zainteresowała mnie całość, więc zapiszę ją na Spotify i przesłucham. A okładka też bardzo mi się podoba, tak swoją drogą 😀
    Zapraszam na nowy wpis.
    Pozdrawiam 🙂

  3. Brzmi nieźle. Co prawda nie przekonały mnie te dwie piosenki do końca, ale lubię takich indywidualistów. Okładka też spoko i zapodaje fajny, niepokojący klimat.

    U mnie też nowy wpis, zapraszam 🙂

Odpowiedz na „TomaszAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *