Relacja z koncertu Warhaus


© Facebook Warhaus

Kiedy już wydawało mi się, że po zjechaniu Europy z materiałem z debiutanckiego “We Fucked a Flame Into Being” Maarten Devoldere wróci do belgijskiego zespołu Balthazar i szybko nagra z nimi czwarty krążek, wokalista zaskoczył informacją o premierze drugiej studyjnej płyty swojego projektu Warhaus. A jak album, to i kolejne koncerty. Jeden z nich odbył się w Warszawie.

Zaskoczyła informacja o miejscu, które tym razem Belg wypełnić miał swoją niesztampową muzyką. Postawiono na spory klub, jakim jest Progresja. Przed rokiem miałam okazję być na jego pierwszym polskim występie (Poznań, Pod Minogą) i na własne oczy widziałam, że Warhaus nie ma jeszcze dużej grupy fanów. Przez rok ta ekipa znacznie się jednak rozrosła, bo chociaż w Warszawie sold out’u nie było, a dzień tygodnia nie należał do imprezowych (czwartek), pustek nie było. Z drugiej jednak strony bez problemu na kilka minut przed rozpoczęciem koncertu zajęłam miejsce w drugim rzędzie.

Jak już wspomniałam na początku, warszawski gig Warhaus odbył się w ramach promocji imiennej płyty, która do naszych rąk trafiła w październiku ubiegłego roku. Mimo wszystko artysta mniej więcej po równo podzielił materiał i zadowolił fanów obu swoich wydawnictw. Z debiutu przypomniał m.in. uwielbiane “Against the Rich”; wyproszone “Machinery”; instrumentalne, będące dziwaczną jazzową jazdą “Beaches” oraz kołyszące “The Good Lie”. Pojawiło się także “Here I Stand”, które wprawdzie nie trafiło na “We Fucked a Flame Into Being”, lecz regularnie wykonywane jest przez Maartena na koncertach. Z “Warhaus” wybrzmiały zaś takie numery jak “Well Well”; “Dangerous” (śpiewane solo, gdyż towarzysząca mu na albumach Sylvie Kreusch ponownie nie dotarła); wpadające w ucho “Love’s a Stranger” i poruszające “Fall in Love With Me”, które zamknęło całe wydarzenie. Wokalistka duchowo obecna była w “Kreusch” – kompozycji, którą artysta z początku recytował, przywodząc na myśl twórczość Leonarda Cohena, do którego (wcale nie na wyrost) jest porównywany. Nie zabrakło także singla “Mad World”, podczas którego Devoldere przeskoczył przez barierki i śmiało ruszył w tłum. Podobnie zrobił na Colours of Ostrava, lecz tym razem miałam to szczęście być niemalże w centrum tego miłego, szalonego spaceru.

Odniosłam wrażenie, że w ciągu tego roku zmienił się sam Maarten, który bardziej otworzył się na publiczność, pozwalając sobie nawet na małe żarty. Dodając do tego świetne piosenki o hipnotycznym, odurzającym klimacie otrzymujemy koncert, w którym chciałoby się uczestniczyć co wieczór. Na horyzoncie nowa płyta Balthazar, ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś spod szyldu Warhaus trafi w nasze ręce.

SETLISTA

Well Well
The Good Lie
Control
Beaches
Against the Rich
Dangerous
Kreusch
Love’s a Stranger
I’m Not Him
Here I Stand
Machinery
Mad World
Fall in Love With Me

6 Replies to “Relacja z koncertu Warhaus”

  1. O zespole słyszałem, teraz przesłuchałem ich kawałek pierwszy raz i… no nie do końca to muzyka dla mnie. Gdyby grali na Spring Breaku, to może bym z ciekawości poszedł, ale do Wawy bym na ich koncert nie pojechał raczej 😉

    Zapraszam na nowe notowanie na http://tojestlista.blogspot.com/ – od tego notowania głosujemy również w komentarzach 😉

Odpowiedz na „DamianAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *