Kolumbia dała nam kawę, telenowele i Shakirę. W 2018 do tej listy najlepszych towarów eksportowych dopisać można i Karly-Marinę Loaizę, która, choć urodziła się w Stanach Zjednoczonych, jest pełnokrwistą Kolumbijką. Nie jest jednak postacią nową na muzycznej scenie. Swój pierwszy mixtape (“Drunken Babble”) wydała już w 2012 roku, a nawiązana dwa lata później znajomość ze Snoop Doggiem zaowocowała nowymi kontaktami w branży (m.in. Diplo, Kaytranada) i epką “Por Vida”. Jednak to debiutancki krążek “Isolation” sprawił, że o Kali Uchis (taki Loaiza przybrała pseudonim) zrobiło się głośno.
Tytuł pierwszego pełnoprawnego dzieła Kolumbijki nie jest przypadkowy. Artystka ma bowiem za sobą okres izolacji. Będąc zaledwie siedemnastoletnią dziewczyną opuściła rodzinny dom, wsiadła w samochód i podjechała na parking pobliskiego supermarketu, gdzie przez kolejne miesiące mieszkała, w dzień chodząc do szkoły a wieczorami pisząc piosenki. Buntowniczka? W jej muzyce nie czuć zadziorności czy agresywności, choć teksty utworów do najgrzeczniejszych nie należą. Większe szaleństwo “Isolation” pokazuje ze swojej muzycznej strony.
Wydawnictwo rozpoczyna jedno z lepszych wstępów, z jakimi kiedykolwiek się spotkałam. “Body Language” jest zmysłową, jazzującą produkcją. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro palce maczał w niej Thundercat. W podobnym tonie utrzymane jest moje ulubione “Miami”, któremu smaczku dodaje rap Bia. Pochodząca z Puerto Rico raperka nie jest jedynym gościem na “Isolation”. W wpadającym w ucho, kręcącym się wokół pieniężnej tematyki “Just a Stranger” udziela się Steve Lacy z zespołu The Internet. Latynoskie, hiszpańskojęzyczne “Nuestro Planeta” zawiera wokale Reykona. Ten hołd dla kolumbijskich korzeni Kali podoba mi się z całego albumu najmniej. Minusem piosenki jest sama Uchis, od której w takim zachęcającym do wstania z krzesła numerze oczekiwać można większej energii. Mieszane uczucia zostają także po popowo-rhythm’and’bluesowym “Tyran” (feat. Jorja Smith). Świetnie za to wypada wychillowane, rozmarzone, przywołujące klimat lat 70. “After the Storm” (feat. Tyler, The Creator & Bootsy Collins), zawierające mój ulubiony cytat wpośród wszystkich kompozycji znajdujących się na płycie: if you need a hero just look in the mirror. Warto także zwrócić uwagę na elektroniczne “In My Dreams”, w którym słyszymy Damona Albarna.
Z solowych utworów do gustu najbardziej przypadły mi: “Flight 22”, “Your Teeth in My Neck”, “Killer” i “Tomorrow”. Pierwsza z kompozycji jest najelegantszym punktem “Isolation”. Ten słodki, kobiecy kawałek (wsparty m.in. dęciakami) pokazuje nam romantyczną stronę Uchis, przenosząc nas jednocześnie w lata 50. Nieco bliżej w czasie lądujemy za sprawą bujającego “Your Teeth in My Neck” oraz “Tomorrow”. Druga z kompozycji brzmieć może podejrzanie znajomo. Dźwiękowym obrazkiem historii o uciekaniu ograniczeniom są psychodeliczno-popowo-elektroniczne melodie znane z twórczości Tame Impala. I faktycznie – Kevin Parker wymieniany jest wśród twórców piosenki. Zachwyca oldskulowe, soulowe “Killer” będące najstarszym nagraniem na “Isolation”. Tekst powstał w czasie, kiedy relacje artystki z rodziną nie były najlepsze. Nic więc dziwnego, iż utwór należy do najbardziej emocjonalnych momentów wydawnictwa. Warto także sięgnąć po dwa króciutkie numery – jazzujące “Coming Home” i neo soulowe “Gotta Get Up” – oraz żywsze “Feel Like a Fool”, które spodobać by się mogło Amy Winehouse. Kompletnie nie przekonuje mnie za to popowe, trącące banałem “Dead to Me”.
Życiorysy niektórych wykonawców bywają ciekawsze i bardziej pasjonujące niż tworzona przez nich muzyka. Kali Uchis udało się zainteresować mnie nie tylko swoją dziwaczną przeszłością, ale przede wszystkim piosenkami. Jej debiutancki album “Isolation” jest krążkiem utkanym z dźwiękowych pocztówek z kilku dekad, któremu w tym wszystkim udaje się zachować spójność i godnie reprezentować 2018 rok. Może i Uchis nie jest wybitną wokalistką, ale pomysłów na kompozycje jej nie brakuje. Chyba najlepszą rekomendacją dla jej longplay’a jest ta, że ciężko po ostatnich sekundach nie wcisnąć ponownie play. Więcej takich debiutów!
Warto: Miami & After the Storm & Tomorrow & Killer
Ten vibe, ten groove! Dodając do tego aksamitny głos wokalistki…
ah, naprawdę przyjemnie się tego słucha. Słuchając “After The Storm” nie jestem w stanie opanować bujania. Takich kawałków mi potrzeba! 🙂
Pozdrawiam
https://songarticles.wordpress.com/
Przyznam szczerze, że nie spodobała mi się jej debiutancka epka “Por Vida”, ale “Isolation” mnie zaskoczyło. To naprawdę dobry album. Póki co najbardziej lubię Miami i After the Storm.
Ubiegłaś mnie z recenzją. 😉
Podoba mi się ten album, tylko według mnie mógłby mieć mniej utworów . Na chwilę obecną “After The Storm”, “Miami” i “In My Dreams” to moje faworyty.
Pozdrawiam.
Znam ją tylko z jednego duetu z Juanesem… Trzeba posłuchać więcej. 😉
Zrecenzujesz najnowszy album Kali?
https://the-rockferry.pl/2023/03/09/recenzja-kali-uchis-red-moon-in-venus-2023-1375/
🙂