#941 Jessica Pratt “Quiet Signs” (2019)

Ma nietypową urodę i jeszcze bardziej nietypową barwę głosu. Przyszła na świat w 1987 roku w muzykalnej rodzinie. Matka dbała, by córka nie zawracała sobie głowy radiowymi artystami. Brat pożyczał zaś gitarę. Jessica Pratt, bohaterka płyty, która spędza mi sen z powiek od dobrego miesiąca, już w chwili swojego płytowego debiutu przyciągnęła uwagę prasy. Bo chociaż jej muzyka jest prosta, potrafi zachwycić.

Jessica Pratt powróciła po czterech latach i daje nam ciche znaki. Zaliczana do nurtu freak folku artystka od lat zmaga się z porównaniami do legendarnej Joan Baez. Bo choć sporo w jej twórczości klimatu lat 60., całość niewiele ma wspólnego z klasycznym brzmieniem, jakie przychodzi nam na myśl na hasło “muzyka folkowa”. Ten freak także może zmylać, bo szaleństwa w piosenkach Jessiki jest jak na lekarstwo. Tym bardziej po postawieniu jej obok niezrównoważonego Ariela Pinka, do którego podziw nieraz w wywiadach wyrażała. Pratt to Pratt – wokalistka o naiwnym, dziecięcym głosie wytwarzająca wokół siebie magiczną aurę.

“Quiet Signs”, płyta składająca się z dziewięciu utworów, nie trwa nawet pół godziny. Rozpoczyna się (a jakże) kompozycją zatytułowaną “Opening Night”. Chociaż jest to proste, półtoraminutowe intro zaaranżowane na pianino, sporo w tym filmowej atmosfery sprzed paru dekad. Sama gitara akustyczna wybrzmiewa w nuconym melancholijnie przez Pratt nagraniu “As the World Turn”, które dzierży tytuł mojego ulubionego momentu “Quiet Signs”. Wyrazistszym numerem jest następujące po nim “Fare Thee Well”, które intryguje produkcją – kompozycja brzmi bardzo vintage’owo, a smaczku nadaje jej pojawiająca się w końcówce melodia wygrywana na flecie.

Ciężko przejść obojętnie obok jasnego, rozmarzonego “Here My Love”. Marzycielka atmosfera nie opuszcza “Poly Blue”, w którym Jessica pozwoliła grać gitarze akustycznej głośniej, mianując ją równą partnerką dla swojego głosu. Na pierwszy plan niepowtarzalny wokalny instrument Amerykanki wysuwa się w prościutkim “This Time Around”. Tu nawet plumkająca gitara nie jest potrzebna. Nastrój tworzy Jessica, której słodki, lecz przeszywająco smutny śpiew oddziałuje na słuchacza. Podobnie jest w bogatszym instrumentalnie “Crossing”. Tym razem jednak artystka wskakuje na wyższe rejestry, co w połączeniu z tajemniczą muzyką daje nietypowo mroczny efekt. Końcówka albumu skrywa nie mniej udane utwory. “Silent Song”, mimo swego tytułu, wcale nie jest najcichszą kompozycją na krążku, ale nosi znamiona baśniowej kołysanki. W niespiesznym “Aeroplane” Pratt robi ukłon w stronę fanów klasycznego folku i dodaje kilka tamburynowych akcentów.

“Quiet Signs”, wbrew swojej prostocie, jest płytą dziwną i zagadkową. Przygotowane przez Jessikę Pratt piosenki zdają się mieć drugie dno, które ukryła przed nami sama artystka, określana już przeze mnie mianem jednego z najbardziej intrygujących, kobiecych głosów ostatnich lat. Niesamowite jest to, że ona nie musi specjalnie się wysilać – coś zanuci, coś sobie pośpiewa, a z miejsca jej kompozycje nabierają specyficznego klimatu. Podoba mi się jej podejście do dźwięków. Minimalizm jest ogromną siłą “Quiet Signs”. Jednocześnie jej utwory nie rozpływają się w powietrzu. Chociaż trzeci krążek Pratt walczyć będzie o miano najlepszej płyty 2019 roku, nie będę nikogo przekonywać do zapoznania się z nim.Warto to zrobić, ale “Quiet Signs” nie zasługuje na bycie płytą słuchaną w biegu.

Warto: As the World Turns & This Time Around & Crossing

3 Replies to “#941 Jessica Pratt “Quiet Signs” (2019)”

  1. Bardzo specyficzny wokal. Nie przepadam za takimi, choć z pewnością mają swój urok, jednak ja nie potrafię się do nich przyzwyczaić. Muszę się jednak zgodzić, że dodaje on ‘tego czegoś’ piosenkom.
    Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂

Odpowiedz na „ScarlettAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *