RECENZJA: Girl in Red “If I Could Make It Go Quiet” (2021) (#1225)

Zarówno Islandia jak i Szwecja mogą pochwalić się sporym gronem rozpoznawanych na całym świecie wykonawców. Znajdująca się między nimi Norwegia takiego szczęścia do gwiazd nie ma, choć dwudziestokilkuletnia  Marie Ulven Ringheim występująca jako Girl in Red zwróciła uwagę międzynarodowej prasy. Uwielbiają ją użytkownicy Tik Toka, a billboard z jej podobizną zawisł na nowojorskim Time Square. Nie za szybko?

Do jakości prezentowanych przez Marie na debiutanckiej płycie nagrań przejdę w dalszej części tekstu, ale po prześledzeniu losów młodej Norweżki dowiadujemy się, iż jej drabinka na szczyt nie była wcale krótka. Pięć lat musiało minąć od premiery jej pierwszego singla (wciąż głośnego “I Wanna Be Your Girlfriend”) do pojawienia się na sklepowych półkach albumu “If I Could Make It Go Quiet”. Po drodze była cała masa pojedynczych, produkowanych we własnych czterech ścianach singli. W przypadku debiutanckiego krążka Girl in Red postawiła na profesjonalną ekipę, a jednym z jej współpracowników został nawet Finneas*.

W tytule swojej płyty Ringheim zdaje się marzyć o ciszy, lecz nie wszystkie jej kompozycje należą do najspokojniejszych. Girl in Red już na samym początku albumu wytacza konkretne działo. Utwór “Serotonin” poruszający temat zdrowia psychicznego balansuje na granicy nowoczesnego indie rocka a podbitych hip hopowym feelingiem wokali. Nad kawałkiem unosi się także duch Billie Eilish – wystarczy zerknąć na zniekształcony głos Girl in Red w końcówce nagrania. Nieco bardziej przygaszoną, choć nadal utrzymaną w szybszym tempie piosenką jest “Did You Come?”. Jak na kompozycję o zdradzie jest jednak za obojętnie. Znacznie lepiej prezentują się mocno flirtujące z syntezatorami “Body and Mind”, powoli zyskujące na głośności “.”, czy utrzymane w melancholijnych, dojrzalszych indie rockowych barwach “Rue”. Swoją najbardziej agresywną stronę Marie pokazuje w pop punkowym “You Stupid Bitch”. Samo nagranie jest jednak najsłabsze na płycie. Wieje tu nudą i brakiem większej kreatywności.

Chętnie Girl in Red miesza indie z elektroniką i delikatnie tanecznymi bitami. Dzieje się tak chociażby w “Apartment 402”, w którym pulsujące bity kontrastują z depresyjnymi wokalami Norweżki i jej równie przygnębiającymi słowami. Więcej światła przenika w utrzymanym w wakacyjnym “I’ll Call You Mine”. Mi jednak Marie najbardziej podoba się w urokliwym, minimalistycznym “Hornylovesickmess” oraz korespondującym z nim klimatycznym, emocjonalnym “Midnight Love” o interesującej, pełnej najróżniejszych detali produkcji.

Bywają płyty, które z każdym kolejnym odsłuchem podobają mi się bardziej i bardziej. W przypadku Girl in Red i jej debiutanckiego krążka “If I Could Make It Go Quiet” zaobserwowałam odwrotne zjawisko. Początkowe oszołomienie i zaciekawienie ustąpiło miejsca najzwyklejszemu znużeniu. Kompozycje Girl in Red są zgrabnie napisane i warto docenić, iż norweska artystka odsłoniła w nich całą siebie, swój świat i swe troski, ale brakuje mi tu momentów, które naprawdę mogę zapamiętać na lata. Odnoszę również wrażenie, iż starsze utwory Marie Ulven Ringheim, nad którymi pochylała się tylko ona jedna, nie były tak jednowymiarowe, lecz można było odkrywać je warstwa po warstwie. “If I Could Make It Go Quiet” polecam, ale wciąż sądzę, iż Girl in Red przeszła pod poprzeczką, którą sobie wcześniej zawiesiła.

Warto: Hornylovesickmess & Midnight Love

* Brat Billie Eilish odpowiedzialny za jej specyficzne brzmienie

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *