RECENZJA: Jazmine Sullivan “Heaux Tales” (2021) (#1263)

Piętnaście nominacji do nagród Grammy i dotąd ani jednej statuetki – amerykańska wokalistka Jazmine Sullivan mówić może o niezwykłym pechu. Być może będzie miała co postawić na półce już na początku przyszłego roku, gdyż wydana przez nią w styczniu płyta “Heaux Tales” nie przepadła w gąszczu innych albumów i chętnie wymieniana jest w zestawieniach najlepszych krążków 2021 roku. Warto więc przekonać się, o co ten szum.

Długo kazała nam na siebie czekać Jazmine. Kiedy już minęło pół dekady od premiery jej ostatniej płyty, “Reality Show”, powoli zaczęłam tracić nadzieję na ukazanie się jej następcy. Tym bardziej, że już raz z ust wokalistki wyszła groźba, że rzuca śpiewanie. W ostatnich latach chętniej pisała dla innych niż dla siebie (nawiązała współpracę m.in. z Frankiem Oceanem, Mary J. Blige i PJ Mortonem), ale w końcu stwierdziła, że chciałaby być głosem współczesnej kobiety. I jednocześnie ten głos oddawać innym koleżankom.

Tegoroczna nowość od Sullivan, krążek “Heaux Tales”, przybiera formę wydawnictwa koncepcyjnego, którego ważnymi elementami są nie tylko kolejne kompozycje, ale i trafiające między nie przerywniki. Jazmine dała szansę swoim znajomym, by podzieliły się swoimi historiami. Otrzymujemy więc porcję szczerych słów m.in. o poszukiwaniu własnej wartości, pożądaniu, złamanym sercu.

Mnie jednak bardziej interesowały same utwory, bo premierowych nagrań od Jazmine wyglądałam już bardzo długo. Po wykluczeniu opowieści zostaje nam siedem piosenek i jedno śpiewane intro. Minimalistyczny wstęp o klaskanym tle jest zadziornym, wyzwolonym manifestem. Świetnie wybrzmiewa “Pick Up Your Feelings”, które kręci się wokół rhythm’and’bluesowo-hip hopowego wykonania oraz elegantszej aranżacji. Najbardziej jednak podoba mi się przedstawiona w utworze historia – Sullivan miażdży faceta, który ją zdradzał. Innymi perełkami są powolne, zmysłowe “On It” z Ari Lennox oraz ciemne “Price Tags” z Anderson .Paak. Druga z propozycji jest iście uzależniająca, a wchodząca swym wokalem w niższe rejestry Jazmine brzmi intrygująco. Nieźle wypada także ostatni z duetów. W akustycznym “Girl Like Me” słyszymy H.E.R., która u boku Sullivan śpiewa o samotności, mężczyźnie, który zostawił ją dla innej oraz poczuciu winy, że nie była dla niego najlepszą wersją samej siebie. Pod względem tekstu to najsmutniejszy punkt albumu. Sporo smutku przemyca i ballada “Lost One”. Na drugim biegunie ląduje za to nowocześniejsze, niegrzeczne “Put It Down”. Nie przekonuje za to blade “The Other Side”.

Daleko mi do jakiejś wielkiej ekscytacji wywołanej pojawieniem się krążka “Heaux Tales”. Muzycznie Jazmine Sullivan nie odkrywa przed nami nieznanych lądów i ciężko powiedzieć, by odważniej popychała swoją twórczość do przodu. Wszystko jest tu po prostu dobre. Nie rewelacyjnie, nie przełomowe, ale porządnie wykonane. Odpowiada mi za to koncept albumu – pomysł ujęcia kobiecej tematyki w sposób dojrzały, pozbawiony wulgarności, nadmiernej słodyczy czy dramatyzowania.

Warto: Pick Up Your Feelings & Price Tags

One Reply to “RECENZJA: Jazmine Sullivan “Heaux Tales” (2021) (#1263)”

  1. Nigdy nie słyszałam o tej artystce. Sam koncept albumu wydaje się być fajny, ale może przekaz mógłby być inny (albo tracklista szczuplejsza)?
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *