RECENZJA: Mallrat “Butterfly Blue” (2022) (#1311)

Amerykański punk rockowy zespół The Orwells nagrał przed dekadą piosenkę “Mallrats (La La La), a kilka lat później pewna australijska nastolatka stwierdziła, że fajnie byłoby wykorzystać ich inwencję. Do życia powołana więc została Mallrat – pod pseudonimem tym skrywa się dwudziestotrzyletnia Grace Kathleen Elizabeth Shaw. Siedem lat po swoim singlowym debiucie (“Sunglasses”) gotowa była na zaprezentowanie pierwszego longplay’a.


W Australii o Mallrat mówiło się już na długo przed ukazaniem się “Butterfly Blue”. Pochodzące z paru epek kompozycje pokroju “Groceries”, “UFO” a przede wszystkim “Charlie” zaznaczyły swą obecność na listach przebojów i przyniosły Grace nominacje do lokalnych nagród muzycznych. I chociaż Australijka posmakowała już sukcesu, słuchając jej pierwszej długogrającej płyty nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż dopiero poszukuje brzmienia, za które pokochałaby ją publiczność pod każdą szerokością geograficzną. Sporo więc na “Butterfly Blue” się dzieje.

Rozmyte, dream popowe “Wish on an Eyelash” robi za ten klucz, który możemy przekręcić w zamku by wkroczyć do świata Mallrat. Krótka kompozycja łączy się z harmonijnym, indie popowym “To You”, które dryfuje sobie po dźwiękowych falach bez większego pośpiechu. W innym kierunku niespodziewanie album skręca za sprawą “Surprise Me”. Podskakujące, flirtujące z hip hopem i elektropopem nagranie jest efektem współpracy z Azealią Banks, której wstawka kompletnie nie skleja mi się z tym, co proponuje nam Australijka. W podobnej kategorii lepiej wypada solowe “Your Love”, którego składający się z powtarzanych tytułowych słów refren zostaje w głowie.

I gdy już pomyślimy sobie, że Mallrat ma ochotę być nową zbawczynią popu, ona zmienia kierunek i zaskakuje czymś zupełnie innym. Taka jest w sumie cała płyta “Butterfly Blue” – nic tu nie jest na stałe. Po zabawie przy popowych dźwiękach “Your Love” nie ma ani śladu, gdy wkraczamy na terytorium klimatycznego, gotycko-elektro popowego “Heart Guitar” czy jazgotliwego “Teeth”, którym artystka daje nam znać, że w przyszłości mogłaby stać się nową gwiazdą alt rockowej sceny. Póki co o rockstar jedynie śpiewa w utworze o takim tytule – spokojniejszym, lekko psychodelicznym, choć skrywającym ostrzejsze outro. Swoją balladową stronę wokalistka odsłania przed słuchaczami w akustycznych numerach “I’m Not My Body, It’s Mine” i “Arm’s Length” czy ciepłym “Obsessed”. Na sam deser zostaje wracające do dream popowych klimatów, pełne dziwnego napięcia “Butterfly Blue”.

Trochę hip hopowych klimatów, nieco popu, za chwilę podbieranie tego co najlepsze z dream popu czy indie. Mallrat na debiutanckim krążku “Butterfly Blue” nie może się zdecydować, z czego chce być przez nas zapamiętana. Można by na to narzekać, gdyby nie fakt, że w każdym z zaproponowanych brzmień odnajduje się naprawdę dobrze. Mi najbardziej do gustu przypadła, gdy pozwoliła, by do jej piosenek wkradła się odrobina psychodelii czy tajemnicy. Te niezdecydowanie przenika i przez tytuł albumu. Połączenie motylków (zapewne tych pojawiających się w brzuchu podczas stanu zakochania) ze smutkiem? Nad jednym za to nie ma co rozmyślać długo – po “Butterfly Blue” choć raz warto sięgnąć.

Warto: Heart Guitar & Rockstar & Butterfly Blue

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *