RECENZJA: Mazzy Star “So Tonight That I Might See” (1993) (#1373)

Na samym początku lat 90. zespół Mazzy Star przedstawił się słuchaczom jako kapela, która nie chce podążać za muzycznymi trendami, wybierając dla siebie dźwięki, które nawet ciężko przyporządkować do którejś z muzycznych dekad. Ich debiutancka płyta “She Hangs Brightly” nie okazała się być więc komercyjnym przebojem, choć dla mnie jest jednym z tych pierwszych albumów, które najmocniej zapadły mi w pamięci.

O co tyle szumu? “She Hangs Brightly” jest po prostu płytą kładącą podwaliny pod dream pop i jego późniejszy rozwój. Pozbawioną wszelkich kalkulacji, sztuczności czy wyreżyserowanych emocji. O mały włos nie doczekalibyśmy się ciągu dalszego – wytwórnia mająca pod swoimi skrzydłami Mazzy Star upadła. Grupa szybko przejęta została przez Capitol Records i przystąpiła do nagrywania drugiego studyjnego krążka. “So Tonight That I Might See” ukazało się trzy lata później i przyniosło zespołowi rozpoznawalność. Ale stwierdzić, że “So Tonight That I Might See” to tylko znany singiel jest dużą przesadą.

Od niego jednak zaczyna się cała przygoda z albumem. Dream popowa ballada “Fade Into You” o kojących dźwiękach akustycznej gitary i przyjemnych, tajemniczych wokalach Hope Sandoval okazała się być jedną z tych piosenek, które definiowały pierwszą połowę lat 90. Lubię ją, choć płyta skrywa dużo lepsze nagrania. Moim numerem jeden jest powolne, mgliste “Mary of Silence” o psychodelicznym, niesamowicie chłodnym klimacie. Uwielbiam także flirtujące z country, senne “Five String Serenade”, folkowe, delikatne “Into Dust” oraz przeszło siedmiominutowego kolosa “So Tonight That I Might See” będącego piosenką melorecytowaną przy akompaniamencie psychodelicznych, blues rockowych brzmień przywodzących na myśl dokonania The Doors. Podobnie, choć nieco bardziej melodyjnie, prezentuje się “Bells Ring”. Fani przeboju “Fade Into You” zainteresują się z pewnością hipnotycznym, leniwie sunącym “Blue Light”. Z tłumu wyróżniają się i jazgotliwe “She’s My Baby” o podbitym efektem echo śpiewie, oraz akustyczne “Unreflected” – utwór niezwykle prosty, ale nabierający kształtu dzięki dziewczęcym wokalom Hope. Jedynie garażowe “Wasted” niezbyt przypadło mi do gustu. Kompozycja sporo by zyskała, gdyby dopieszczono jej produkcję i wykonanie. Dziś brzmi niedbale, a potencjał tkwi w niej ogromny.

Jeśli “She Hangs Brightly” słuchało się dobrze, obcowanie z “So Tonight That I Might See” jest jeszcze bardziej ekscytującym przeżyciem. Obawiać się można było, że po dołączeniu do rodziny dużego labelu nastawionego bądź co bądź na zyski twórczość Mazzy Star wkroczy na średnio ciekawe, radiowe ścieżki. Tymczasem Hope Sandoval i spółka pozostali wierni swojemu dream popowemu brzmieniu wzbogacanego o elementy bluesa czy alt country. Jest spokojniej w porównaniu do debiutu i bardziej usypiająco, aczkolwiek w kontekście “So Tonight That I Might See” nie traktowałabym tego jak coś negatywnego – grupa po prostu zabiera nas w świat pachnących melancholią snów. Ja przyjmuję to zaproszenie już któryś raz, bo nie doszłam jeszcze do momentu, w którym czułabym znużenie ich kompozycjami.

Warto: Mary of Silence & Five String Serenade & Into Dust

One Reply to “RECENZJA: Mazzy Star “So Tonight That I Might See” (1993) (#1373)”

  1. Ten album podoba mi się bardziej niż “She Hangs Brightly”, lubię sobie go puścić wieczorową porą. Oprócz “Fade Into You” najczęściej wracam do “Five String Serenade”.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *