RECENZJA: Caroline Polachek “Pang” (2019) (#1381)

Amerykańska wokalistka Caroline Polachek robiła kilka podejść zanim udało jej się skupić na sobie uwagę słuchaczy. Swoich sił próbowała wcześniej w zespole Chairlift oraz solo pod pseudonimami Ramona Lisa i CEP, lecz to właśnie powrót do prawdziwego imienia i nazwiska połączony ze wstąpieniem na popową ścieżkę okazał się strzałem w dziesiątkę. Świat zyskał kolejną artystkę, która wywróciła ten gatunek do góry nogami.

Nawet jeśli – tak jak mi jakiś czas temu – postać Caroline Polachek wydaje się wam być obca, warto rzucić okiem na projekty, w jakie angażowała się Amerykanka. Gościnnie udzielała się w utworach takich wykonawców jak Charli XCX (“Tears”), SBTRKT (“Look Away”) czy Tommy Cash (“X-Ray”), a napisane przez nią piosenki trafiały chociażby do Beyoncé (“No Angel”) czy Travisa Scotta (“SDP Interlude”). Płyta “Pang”, pierwsza wydana dla dużego, komercyjnego labelu, w pełni pozwala nam się skoncentrować na postaci Caroline.

Rozpoczęcie krążka jest dość chłodne, choć zarazem bardzo uspokajające i wprawiające w senny nastrój. Intro “The Gate” jest przeszywającym na wylot, rozmarzonym openerem kontrastującym z pierwszą pełnoprawną kompozycją zatytułowaną “Pang”, w której uwagę zwracają na siebie dźwięki przywołujące skojarzenia z grą video. Jeśli jednak wolicie Polachek w tej eterycznej, balladowej odsłonie, znajdziecie ją w takich nagraniach jak folk popowe “Look at Me Now”; złowrogie “Insomnia”; art popowe “Go As a Dream”, w którym osobnym instrumentem zdaje się być głos artystki (czyżby inspiracją było “Medúlla” Björk?) czy dreampopowe “Parachute”. Z wolniejszych kompozycji moim ulubieńcem jest jednak sentymentalne, patrzące w nowoczesny sposób na doo wop “Caroline Shut Up”.

Inne perełki? Uwielbiam połączenie trapowych bitów z pianinem występujące w melorecytowanym “Hit Me Where It Hurts” oraz ejtisowe “So Hot You’re Hurting Me Feelings”, w którym new wave spotyka pociąganą co jakiś czas za struny gitarę elektryczną. Ciekawszymi utworami są także dość ciężki, ale w intrygujący miks dancehallu, akustycznych dźwięków i hip hopu “New Normal”; rozdygotane “Hey Big Eyes” oraz elegancko chwytające trap “Door”. Jedynie “I Give Up” i “Ocean of Tears” są piosenkami, których słuchanie nie wywołuje we mnie żadnych emocji.

“Pang”, biorąc pod uwagę inspiracje z życia codziennego, wyprzedzało trendy, gdyż Caroline Polachek zdecydowała się nagrać album rozwodowy. To właśnie koniec jej małżeństwa odpowiada za przypływ weny i nagranie płyty, na której amerykańska wokalistka będzie konfrontować się ze swoimi uczuciami. Niewesoła warstwa liryczna połączona została z bitami, które do tańca może i nie zapraszają, ale i którym daleko do wprawiania słuchacza w minorowy nastrój. Jednocześnie jednak daleko mi do euforii, gdyż sądzę, że od Polachek wymagać można więcej. Jak to wyszło w praktyce, można przekonać się już sięgając po jej nowy krążek “Desire, I Want to Turn Into You”.

Warto: Caroline Shut Up & Hit Me Where It Hurts

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *