RECENZJA: Lucio Corsi “Volevo essere un duro” (2025) (#1593)

Pomalowana na biało twarz skrywająca się za zasłoną długich, prostych włosów. Rzucający się w oczy sceniczny kostium. Lucio Corsi, reprezentant Włoch podczas tegorocznej Eurowizji, wygląda jak postać z lat 70. z glam rockowego snu. Swoją prezencją i prostą, ale chwytającą za serce piosenką zwrócił moją uwagę. Konkursowej kompozycji towarzyszy cała płyta, która swoją premierę miała przed paroma tygodniami.

Corsi nie wziął się jednak znikąd. Urodzony w Toskanii Włoch swoje pierwsze kroki na scenie stawiał już przed dekadą, kiedy to przedstawił się nam epką “Vetulonia Dakar”. Dziś na koncie ma już cztery studyjne albumy, które początkowo generowały średnie zainteresowanie. Najnowszy, zatytułowany na cześć jego eurowizyjnej propozycji (“Volevo essere un duro”) wywindował go na szczyt listy włoskich bestsellerów. On jednak nie wygląda na osobę, która chciałaby tam być.

Orkiestrowy, utrzymany w średnim tempie utwór “Tu sei il mattino” w ładnym, choć nieco za słodkim stylu rozpoczyna nowy album artysty. Lekki, wiosenny pop rockowy sznyt charakteryzuje “Sigarette”. Pop rock w orkiestrowym wydaniu otrzymujemy w nagraniu “Il Re del rave”, zaś w melodyjnym, całkiem przebojowym w kawałku “Questa vita”. Uwagę zwraca na siebie bluesujące “Francis Delacroix”, które brzmi, jakby Lucio przygrywał sobie gdzieś obok słuchacza na akustycznej gitarze opowiadając przy okazji absurdalne przygody tytułowego Francisa. Oczko puszcza do nas i w zabawnym “Let There Be Rocko” – kompozycji o bogatym instrumentarium przywodzącej na myśl lata 70. That’s entertainment. Po prostu. Nastrojową, niespieszną piosenką jest “Situazione complicata” z zupełnie nieskomplikowanymi przyśpiewkami, które nie stanowić powinny problemu dla publiczności poza włoskimi granicami. Perełkami albumu są jednak ballady “Volevo essere un duro” i “Nel cuore della notte”. Pierwsza z nich, baśniowy glam rock, zachwyca pokrzepiającą warstwą liryczną. Druga zaś celuje w brzmienie skromniejsze (pianino) będąc przy okazji utworem pełnym pięknych, nieco mocniejszych wokali Lucio.

Czwarty krążek Corsiego, “Volevo essere un duro”, kontynuuje jego wycieczki po muzycznych krajobrazach pełnych dźwięków z pogranicza pop rocka, bluesa, folku i glam rocka. To przede wszystkim porcja piosenek, które nie mają daty przydatności do spożycia. Wokalista nie sili się na wymyślanie siebie na nowo, nie ma ochoty na eksperymenty, nie podąża drogą pod prąd. I nawet nie musi tego robić, bo w swojej twórczości jest niesamowicie szczery i bezpretensjonalny. Non sono altro che Lucio (PL: Nie jestem nikim innym, tylko Lucio) cichym głosem śpiewa nam na końcu swojego największego przeboju. I wers ten najlepiej podsumowuje jego tegoroczny album.

Warto: Volevo essere un duro & Nel cuore della notte

Autor

Zuzanna Janicka

Rocznik '94. Dziewczyna, która najbardziej na świecie kocha muzykę. Nie straszny jej (prawie) żaden gatunek, ale najbardziej lubi sięgać po r&b z lat 90. oraz indie/alt rocka. The-Rockferry prowadzi od 2010 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *