RECENZJA: Deradoorian “Ready for Heaven” (2025) (#1594)

Obecne czasy sprawiają, że nową muzykę konsumujemy niezwykle szybko zastępując zaraz jedno wydawnictwo kolejnym. Ja sama stałam się ofiarą tego zjawiska zapominając o albumie “Find the Sun” amerykańskiej wokalistki Angel Deradoorian, który wpadł mi w ucho przed pięcioma laty. Nie wiem jeszcze, jaki los spotka jej trzeci krążek, “Ready for Heaven”, ale nagle nie słuchałam niczego innego.

Trzeci studyjny album Deradoorian rozpoczyna się piosenką, którą uznaję za dźwiękową i wokalną rozgrzewkę. W równym “Storm in My Brain” nie dzieje się na pierwszy rzut ucha wiele. Ciekawszym nagraniem jest “Any Other World”, które łączy w sobie syntezatory i perkusyjny rytm, a którego nowoczesność przeplata się z psychodelicznym klimatem lat 70. Wraz z utworem “No No Yes Yes” kompletnie zmienia się nastrój i lądujemy nagle w klubie, by przy disco-punkowych dźwiękach poczuć, jak parkiet pulsuje tą muzyką. Podobną przebojowością odznacza się elektroniczne “Reigning Down”. Tak brzmiałaby dyskoteka w kosmosie.

Kto chce posłuchać Deradoorian w prostszym wydaniu, nie ma ku temu na “Ready for Heaven” zbyt wielu okazji. Skromną piosenką jest jedynie zaaranżowana na organy ballada “Set Me Free”. Ja jednak wolę, jak wokół artystki panuje większy chaos. Zabieram więc dla siebie krautrockowe “Digital Gravestone” z plemiennym brzmieniem perkusji i grzmiącym saksofonem, który, obok intrygujących, lekko nawiedzonych wokali Angel odpowiada za niepokojący klimat nagrania. Saksofon buduje także odpowiednie napięcie w bardziej melodyjnym, chwilami nawet łagodnym “Hell Island”. Niełatwą do ogarnięcia piosenką jest “Purgatory of Consciousness” – trudna do zrozumienia artystka i istne dźwiękowe kolaże składają się na utwór wywołujący ciarki. Przystępnie wygląda przy nim “Golden Teachers” z ciężkimi uderzeniami w klawisze pianina i instrumentami dętymi w tle.

Nawet jeśli sama postać Deradoorian nie byłaby mi znajoma, do sięgnięcia po “Ready for Heaven” zachęciłaby mnie fotografia zdobiąca okładkę płyty. Jest w niej coś złowrogiego – jakby sama Angel  nie była pewna, czy pójdzie do nieba czy piekła. Póki co niech zostanie razem z nami na Ziemi i nie porzuca muzycznej kariery. Największą zaletą jej najnowszej płyty jest zawartość, która naprawdę przyciągnęła moją uwagę. Każda z piosenek jest mniej lub bardziej zawiła. Każda odsłania przed nami inną część charakteru amerykańskiej wokalistki. Razem tworzą pasjonujący obraz kobiety, która ma w sobie sporo mroku.

Warto: No No Yes Yes & Digital Gravestone

Autor

Zuzanna Janicka

Rocznik '94. Dziewczyna, która najbardziej na świecie kocha muzykę. Nie straszny jej (prawie) żaden gatunek, ale najbardziej lubi sięgać po r&b z lat 90. oraz indie/alt rocka. The-Rockferry prowadzi od 2010 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *