#197 M.I.A. „Kala” (2007)

Nie musieliśmy długo czekać na nowy krążek szalonej artystki jaką jest M.I.A. W dwa lata po całkiem niezłym (a na pewno wakacyjnym) krążku “Arular” artystka wydała nową płytę zatytułowaną tym razem imieniem matki. Tak więc krążek nazywa się “Kala”. Jego głównym producentem miał być Timbaland. Jednak szczęśliwe zrządzenie losu – a może raczej polityka Stanów Zjednoczonych prowadzona w stosunku do cudzoziemców – szczęśliwie udaremniło te plany. M.I.A. nie dostała po prostu wizy i Timbaland pojawił się gościnnie tylko w jednym utworze pt. “Come Around”. Kto wie, czy nie zrobiłby z M.I.I. drugiej Nelly Furtado. Tak przynajmniej M.I.A. nie zatraciła swojego niezwykłego stylu.

Płyta przyprawia o zawroty głowy. Mamy tu prawdziwą mieszankę wybuchową. M.I.A. znów połączyła dźwięki z różnych części globu. Płytę zresztą nagrywała w takich miejscach jak Indie, Australia czy Japonia. Stąd też w na przykład “Come Around” czy “Jimmy” bollywoodzkie rytmy. Oprócz tego artystka serwuje nam dająca kopa dawkę hip hopu, elektroniki, muzyki tanecznej, dancehallu i dub stepu. Sporo tego, prawda? Zaczyna się od “Bamboo Bunga”. W niektórych momentach M.I.A. ma zniekształcony przez komputer głos. “Bird Flu” ma niesamowicie intrygujący tytuł (PL: Ptasia grypa). Jednak spotkania z piosenką M.I.I. nie musimy się bać tak jak z tą chorobą. Podoba mi się w niej to, że jest taka dzika. Czasami słychać nawet odgłosy przyrody. Coś jakby M.I.A. nagrała dźwięki dżungli. Te dwie piosenki, które znajdują się na początku albumu trochę mnie rozczarowały. Nie są złe, ale do perfekcji tez im sporo brakuje. Nie ratuje też utwór “Boyz”. Jak na M.I.Ę. jest nudny i przewidywalny. Irytują mnie powtarzane często słowa How many no money boyz are crazy? How many boyz are raw? (PL: ilu chłopców bez pieniędzy jest szalonych? Ilu surowych?). Jednak reszta kawałków jest, delikatnie mówiąc, zajebista. Uwielbiam chociażby “Jimmy”. Zaczyna się spokojnie, z powtarzającym się ooo. szybko jednak wchodzi taneczny bit. Utrzymuje się przez cały numer. To M.I.A. tworzy ten kawałek swoim śpiewem. Całość urozmaica melodia grana jakby na skrzypcach. Takie mam przynajmniej skojarzenie. Polecam też “Hussel”. Gościnnie pojawia się w nim Afrikan Boy. M.I.A. dodała do tego ćwierkanie ptaków. Świetnie kontrastuje to z refrenem. To właśnie on jest najmocniejszą częścią utworu. Sprawia wrażenie trochę niebezpiecznego, niepokojącego. Świetny, po prostu. Na początku “20 Dollar” nie zrobiło na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Chociaż na “Arular” mogliśmy znaleźć piosenkę “10 Dollar” to z tą oprócz podobnego tytułu nic nie łączy. Teraz uważam, że “20 Dollar” jest znacznie lepsze. Podoba mi się szczególnie rap M.I.I. i wciągający refren zawierający sample z “Where Is My Mind?” (piosenka Pixie z 1988 roku). Jednak najlepszą z najlepszych jest piosenka ‘paper Planes”. Znalazła się ona na ścieżce dźwiękowej do filmu “Slumdog: milioner z ulicy”. Tam też mogliście ją usłyszeć. Leciała w jednej scenie. Strasznie podobają mi się w niej odgłosy pistoletu oraz pieniędzy (podobne jak w Simsach). To są właściwie najlepsze utwory na “Kala”. Mogłabym jeszcze wyróżnić “XR2” (tytuł utworu tak samo zrozumiały jak w przypadku “U.R.A.Q.T.”) z szeptami w refrenie oraz “Mango Pickle Down River” z chórem dzieci. Ostatnim utworem jest wspominane na początku “Come Around” z Timbalandem. Aż miło popatrzeć, że tym razem to on tańczył tak jak mu zagrano.

Często druga płyta jest największym sprawdzianem w całej karierze. Trzeba przecież udowodnić, że sukces przyszedł zasłużenie. W przypadku M.I.I. następny w karierze krążek jest jeszcze lepszy niż debiut. Może ta mieszanka hip hopu, elektroniki i muzyki z całego świata niezbyt przypadnie komuś do gustu, ale ja to uwielbiam. No i żadna piosenka jeszcze mnie tak nie rozbudziła w poniedziałkowy poranek jak “Jimmy”.


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *