#261 Amy MacDonald “A Curious Thing” (2010)

\Często mam wrażenie, że jeśli ktoś świetnie zaczyna, wzbudza jednym singlem zainteresowanie słuchaczy, nie zdoła się już później przebić. Miałam tak np. w przypadku Melanie Fiony, która zniknęła na długie miesiące by w końcu, ku mojej uciesze, powrócić z udanym materiałem. Wydana w 2007 roku debiutancka płyta “This Is the Life” sprzedała się w trzech milionach egzemplarzy. Drugi krążek Amy MacDonald, “A Curious Thing”, ukazał się w 2010 roku. Nie dotarł do takiej ilości słuchaczy jak ten pierwszy, ale nie znaczy to, że jest mniej udany i nie warty uwagi.

Amy nie dała się zmanipulować. Sama napisała teksty piosenek. Zagrała również na gitarze. Sprawia to, że te kompozycje są po prostu jej. Nie w tym ani nutki fałszu, tej sztuczności, którą można wyczuć słuchając utworów wielu innych wykonawców. W to, o czym MacDonald śpiewa, zagłębię się później. “This Is the Life” bardzo mi się spodobało. Piosenki miały swój urok, były bardzo dziewczęce. Można nawet powiedzieć – momentami uroczo naiwne. Nic dziwnego, Amy miała wówczas zaledwie 19 lat. Utwory na “A Curious Thing” brzmią dojrzalej, są bardziej dopracowane. Słychać, że artystka włożyła w nie dużo pracy, czasu i serca. Są udaną mieszanką przebojowego popu, rocka oraz folkowych brzmień.

Zaczyna się od singlowego “Don’t Tell Me That It’s Over”. Na tle pozostałych utworów wypada niestety blado. W niektórych momentach ma się wrażenie, że Amy płacze. Cała piosenka jest również zbyt chaotyczna jak na mój gust.  Dlatego znacznie bardziej wolę “Spark”. Zwrotki są spokojne, dopiero w refrenie Amy daje czadu. Zdecydowanym głosem przekonuje I am the match, I am the spark, Don’t worry I’m okay now (PL: Jestem zapałką, jestem iskrą, nie martw się, już jest dobrze). I jak tu jej nie wierzyć? Dodam jeszcze, że “Spark” świetnie łączy to, co znajdziemy na “A Curious Thing” – zarówno ballady, jak i bardziej przebojowe utwory.

Do spokojnych piosenek śmiało mogę zaliczyć wzruszające, delikatne “No Roots”. W połowie nieco się rozkręca. Jest więc różnorodnie i nie nudno, ale cały czas w stylu Amy. Jeśli jednak wolicie coś, co nie zawiera w sobie nagłych zwrotów akcji – sięgnijcie po “My Only One”. Piosenka może nie wpada w ucho tak szybko jak inne, ale ma bardzo ładny refren. Jednostajne, ciche jest również “What Happines Means to Me”. Na uwagę zasługuje muzyka, gdzie gitara Amy usunęła się w cień na rzecz smyczków. Nie wyłączajmy jednak od razu płyty. Zaraz po tym numerze mamy niespodziankę – akustyczne “Dancing in the Dark, będące coverem utworu Bruce’a Springsteena z 1984 roku.

A szybsze utwory? Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na przebojowe “This Pretty Face”, które oprócz charakterystycznych dla Amy brzmień ma w sobie coś z muzyki country. Jeszcze lepsze jest rock’n’rollowe “Love Love”. Nudzić na pewno nie będziemy się przy szybkim, rockowym “Next Big Thing”, które na moment hamuje przy refrenie, by znów zabłysnąć całą mocą.

Za każdym razem, kiedy widzę, że sam artysta przenosił swoje myśli na papier, mam ochotę na poczytanie tekstów. Łatwo przecież zatrudnić osoby, które coś za nas naskrobią niż samemu ruszyć głową. Jednak Amy to nie Rihanna. Co podoba mi się w muzyce brytyjskiej wokalistki? fakt, że nie każda piosenka opowiada o miłości. Ok., zdarzają się tu i takie (“Don’t Tell Me That It’s Over”, “Love Love”), ale cieszę się, że nie jest to główny temat, który zaprząta myśli Amy. Bardzo podoba mi się tekst do “An Ordinary Life”. Jest świetnym wyjaśnieniem, dlaczego tak ciężko zobaczyć artystkę w błysku fleszy: I don’t care about the cameras, I don’t care about the lights, all I wanted was an ordinary life (PL: Nie obchodzą mnie aparaty, nie obchodzą mnie światła, wszystko, czego chciałam, to zwykłe życie). Lubię też “This Pretty Face”, w którym MacDonald wyraźnie daje do zrozumienia, że liczy się dla niech wnętrze, a nie metki na ubraniach.

To, co podoba mi się w muzyce Amy, to jej umiejętność komponowania łatwo wpadających w ucho piosenek, które spokojnie mogłyby być grane co godzinę w radiu. Po raz pierwszy po “A Curious Thing” sięgnęłam w zeszłym roku, zaraz po zapoznaniu się z “This Is the Life”. Wówczas płyta nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. Złościłam się na Amy, że utraciła swój styl. Dobrze się stało, że dałam jej drugiemu albumowi szansę. Zyskałam w ten sposób płytę, do której na pewno będę często wracać. Utwory artystki nabrały charakteru. To, co sprawia, że krążek ten jest warty uwagi, to oprócz zróżnicowanych kompozycji urocze, niegłupie teksty i głos Amy. Świetnie nim operuje. Po prostu, nawiązując do tytuł płyty, ciekawa rzecz.

2 Replies to “#261 Amy MacDonald “A Curious Thing” (2010)”

  1. Znam pierwszą płytę Amy, która jest całkiem w porządku. Z tej znam “Don’t Tell Me That It’s Over” i “This Pretty Face”, które mnie nie powaliły. Mimo tego poznam cały album.1. Adele; 2. RihannaNN (fizzz-reviews.blogspot.com)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *