POZNAJ: Gabriella Cilmi | #430 Gabriella Cilmi “The Sting” (2013)

W dzisiejszym wydaniu rubryki “Poznaj” przeniesiemy się do małego kontynentu zwanego Australia. Stamtąd bowiem pochodzi młoda wokalistka Gabriella Cilmi. Choć dwa miesiące temu wydała już trzeci album, przeszedł bez echa. Podobnie jak poprzednie nagrania. To bardzo niedoceniona osoba. A szkoda – warto poświęcić jej chwilę uwagi.

Swoją karierę wokalistka zaczęła od… soundtracków. Już w 2005 na ścieżce dźwiękowej do filmu “Hating Alison Ashley” umieściła dwa kawałki – “Don’t Tell Me” oraz “Sorry”. Dwa lata później nagrała “Sanctuary” do obrazu pt. “Dziewczyny z St. Trinian”. Wtedy też pierwszy raz pojawiła się w telewizji. W brytyjskim programie “Later… with Jools Holland” zaśpiewała singiel “Sweet About Me”. Dotarł na szczyt listy w Australii, natomiast w Europie (lista European Hot 100) zajął 2. pozycję. Otworzył Cilmi drogę do kariery.

Dlatego też dziwne by było, gdyby nie znalazł się na debiutanckim albumie. “Lessons to Be Learned” ukazało się 31. marca 2008 roku. Mimo że dotarł do TOP10 list przebojów w takich krajach jak Australia, Austria czy Szwajcaria, okazał się umiarkowanym sukcesem. Koniec końców uzyskał status złota w Wielkiej Brytanii, Niemczech oraz Szwajcarii, a także platynę w Australii. Otrzymał też różne recenzje od krytyków – jedni pochwalili różnorodność gatunkową, inni poczuli się znudzeni, twierdząc, że “to wszystko gdzieś było”. Sama Gabriella została natomiast porównana do Adele, Amy Winehouse oraz Duffy. Poza “Sweet About Me” płytę promowały kolejne trzy single. “Don’t Wanna Go to Bed Now”, “Save the Lies” oraz “Warm This Water” nie powtórzyły jednak jego sukcesu.

Już rok po wydaniu debiutanckiego krążka Gabriella zabrała się do nagrania drugiego studyjnego albumu. Zaprosiła do współpracy grupę The Invisible Men, a także kilku innych producentów (m.in. Xenomania, Dallas Austin) i razem z nimi stworzyła płytę “Ten”. Krążek, który absolutnie przepadł w otchłani innych albumów. Najwyżej dotarł na liście Belgian Heatseekers Albums Chart – 1. miejsce. Jednak na ogólnym zestawieniu belgijskim była to dopiero 70. pozycja. Nawet w Australii longplay został zignorowany (raptem 17. miejsce). Na albumie (w przeciwieństwie do soulowo-funkowego debiutu) Gabriella połączyła pop, synthpop oraz electropop. Przypadło to do gustu krytykom, jednak nie spodobało się radiosłuchaczom. Trzy single wydane z “Ten” (“On a Mission”, “Hearts Don’t Lie”, “Defender”) bardzo słabo sobie poradziły. Ostatni nie wszedł nawet na ostatnie miejsce UK Singles Chart. Co jednak ciekawe – na płycie znalazły się utwory napisane przez Ellie Goulding (“Love Me Cos You Want To”) oraz Ritę Orę (“Invisible Girl”). Były to dopiero początki ich karier.

Po porażce “Ten” piosenkarka nie płakała długo i już w 2011 zajęła się nagrywaniem jego następcy. Jak sama stwierdziła, chciała spędzić teraz nieco więcej czasu nad dopracowywaniem utworów. Zaczęła także rejestrować pomysły z udziałem zespołu, z którym grała na żywo. Pierwszy efekt pracy zaprezentowała na początku 2012 roku. Umieściła wówczas w internecie akustyczną wersję “Vicious Love”, pierwszej piosenki napisanej na album. Kolejną zapowiedź zaprezentowała w sierpniu. Opowiedziała wtedy o jej inspiracjach, o tym jak czuła się “wykorzystana i zmanipulowana” przy płycie “Ten”, w końcu dała nam też posłuchać instrumentalnego fragmentu kompozycji “Don’t Look Back”.

W końcu krążek “The Sting” zadebiutował na sklepowych półkach. Miało to miejsce 8. listopada 2013. W przeciwieństwie do wytwórni Island, która chciała wydusić z Cilmi ostatnie grosze, Sweetness Tunes daje jej więcej swobody. Dlatego też album brzmi tak, jak wokalistka sobie to wymarzyła. Jest mieszanką alternatywnego popu z soulem i trip hopem. Połączenie to przypadło do gustu krytykom, z których jedni pochwalili dojrzałość Cilmi, natomiast ci, którym album nie przypadł do gustu, w końcu przyznali, że nie jest taki tragiczny. Z płyty dotychczas wydano dwa single: tytułowe “The Sting” z teledyskiem wyreżyserowanym przez Sama Wrench oraz “Symmetry” z klipem w reżyserii Tima Fox, który przypomina nieco ten do “On a Mission”. Zostało ponadto nakręcone wideo do “Sweeter in History”. Numer ten nie stał się oficjalnym singlem, ale jak wypowiada się Cilmi, trzeci kawałek promocyjny zostanie jeszcze wydany.

Jeśli chodzi o nagrody, artystka na koncie ma jedynie sześć ARIA Music Awards. Zdecydowanie zbyt mało. Albumami “Lessons to Be Learned” czy “The Sting” zasłużyła na więcej. No cóż, pozostaje jedynie życzyć należytego sukcesu w przyszłości. Być może trzeci singiel z ostatniej płyty (“I Am Just a Girl”? “Left With Someone Else”? moje typy) okaże się większym przebojem?

Pochodząca z Australii Gabriella Cilmi liczy sobie zaledwie dwadzieścia dwa lata, a na koncie ma już trzy studyjne albumy. Debiutancki, “Lessons to Be Learned” swoją premierę miał przed pięcioma laty. Promujący go soulowo-popowy singiel “Sweet About Me” nucili prawie wszyscy. Drugi krążek wokalistki, “Ten”, okazał się być mniejszym sukcesem. Wcale się zresztą nie dziwię, ale o tym za chwilę. Dziś Gabriella powraca z trzecim studyjnym krążkiem “The Sting”. Jego premierę wielokrotnie przekładano i ostatecznie ukazał się w listopadzie. Czyli okresie obleganym głównie przez popowe wokalistki, które wydają albumy przed świętami, licząc na większą sprzedaż. Czy Cilmi ma szansę przebić się w tym tłumie?

“Lessons to Be Learned” jest albumem bardzo przeze mnie cenionym. Podoba mi się jego różnorodność. Gabriella umieściła na nim nieco rockowe “Save the Lies”, taneczne, ale smakowite “Messy” oraz soulowe “Sanctuary”. Ciężko zapomnieć również o funkowym “Don’t Wanna Go to Bed Now”, pięknym “Awkward Game”, w którym to wokal Cilmi wspaniale rozkwita oraz jazzującym “Sit in the Blues”. Komuś ta rozpiętość gatunków może przeszkadzać, na mnie jednak zrobiła pozytywne wrażenie. Gabriella pokazała bowiem, że żadne dźwięki jej nie straszne. Jej może i nie, ale mi tak. Tym bardziej, że na “Ten” przeszła na ciemną stronę mocy i sięgnęła po… electropop. Pewnie myślała, że zagwarantuje jej to wysoką pozycję na listach przebojów. Przeliczyła się. Jej taneczne utwory przebojowością ustępowały wielu innym.

Na swoim trzecim studyjnym albumie zatytułowanym “The Sting” w pewnym stopniu artystka powraca do korzeni. Porzuca eksperymenty z electropopem i serwuje dawkę bardzo udanych melodii spod znaku alternatywnego popu, jazzu, soulu czy (w mniejszych ilościach) r&b. Jej wokal, którego barwa niegdyś porównywana była do głosu niesamowitej Amy Winehouse, nabrał wyrazu i dojrzałości. Dla kogo adresowana jest nowa muzyka Gabrielli? Proponowałabym ją fanom takich artystek jak Duffy, Emeli Sande czy Rebecca Ferguson. Jednak każda osoba, która ceni niebanalne piosenki wymagające uwagi będzie z pewnością usatysfakcjonowana.

Piosenka “Highway” rozpoczyna moją przygodę z “The Sting”. Już od pierwszych dźwięków uzmysławia mi, że będę mieć do czynienia z albumem ciekawym i zajmującym. “Highway” nazwać możemy mieszanką popu oraz soulu. Siłą utworu jest tajemnicza, nieco filmowa melodia oraz śpiewająca odrobinę zachrypniętym wokalem Cilmi. Bardziej przebojowo robi się w rozpoczynającym się dźwiękami pianina “Symmetry”. Później dochodzą m.in. smyczki oraz miarowe uderzenia perkusji. Spokojniej robi się ponownie przy zagranym głównie na pianinie, nieco surowym “Sweeter in History”.

Do gustu przypadła mi orkiestrowa kompozycja “Don’t Look Back”, która charakteryzuje się melancholijnym klimatem. Lubię również bujające “Not Sorry” oraz szybkie, żywiołowe “Let With Someone Else”, które posiada rockową energię. “The Sting”, tytułowa kompozycja, to świetny wybór na pierwszy singiel. Piosenka jest odpowiednio przebojowa a do tego dynamiczna i taneczna. Przywodzi mi na myśl niektóre utwory Caro Emerald, w których to klasyka świetnie połączyła się z nowoczesnością.

“Vicious Love”, piosenka, w której tle słyszymy m.in. smyczki, zaczarowała mnie od pierwszych dźwięków. Uwielbiam w niej wokal Gabrielli, która śpiewa spokojniejszym i bardziej stonowanym głosem niż w większości swoich numerów. Czaruje i uwodzi. W “Every Memory” Cilmi stopniowo buduje napięcie. Jeśli jednak ktoś spodziewa się refrenu-petardy, może się zawieść. Potrzeba czasu, by piosenka ta została w głowie. Podobnie sprawa ma się z kołyszącym “I Am Just a Girl”, w które wpleciono nieco trip hopowych dźwięków. Balladowe, delikatne “Parallel Universe”, w którym wokalistce towarzyszy nienarzucający się chórek, jest kolejną kompozycją, która potwierdza, że Gabriella dojrzała jako artystka. Prawdziwą ucztę dla uszu Cilmi zostawiła dla nas na sam koniec. Jazzujące “Kill Ourselves” zachwyciło mnie od razu. Ograniczona do minimum muzyka pięknie współgra z Cilmi – kiedy wokalistka przestaje na chwilkę śpiewać, wszystkie instrumenty milkną.

Nie odliczałam dni do premiery trzeciej studyjnej płyty Gabrielli Cilmi. Ba, mało mnie ona interesowała. Bałam się powtórki z rozrywki. Bałam się tego, że artystka ponownie uraczy nas kilkoma mało udanymi, niesamowicie wtórnymi piosenkami w stylu Britney Spears czy Ke$hy. Tak się na szczęście nie stało. Gabriella wyciągnęła wnioski z ostatnich niepowiedzeń i zaliczyła, jak ja to lubię nazywać, back to basics, czyli powrót do podstaw. Nie tylko odkurzyła kilka melodii z debiutanckiej płyty “Lessons to Be Learned”, ale zrobiła krok dalej i… cofnęła się kilkanaście lat wstecz. Taki oksymoron. Jej nowe piosenki, w których często pojawiają się orkiestrowe, klasyczne i bardzo eleganckie dźwięki z pewnością przypadną do gustu również starszej publiczności. “The Sting” nie jest albumem tak różnorodnym jak debiut, ale cechuje go spójność. Nie ma tu typowych wyciskaczy łez, nie ma też piosenek, które od pierwszego taktu porywają do tańca. Może i list przebojów Cilmi nie zawojuje, ale moje serce podbiła od razu. Polecam!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *