#474, 475 Linkin Park “Living Things” (2012) & “The Hunting Party” (2014)


Przez wielu kochany, przez innych nienawidzony. Zespół Linkin Park. Chłopaki zadebiutowali w 2000 roku albumem “Hybrid Theory”. Dziś na koncie mają już sześć studyjnych płyt, wiele muzycznych nagród, przebojów oraz rzeszę fanów. Pora przyjrzeć się ich ostatnim studyjnym krążkom.

Jak dobić fanów Linkin Park? Po eksperymentach z elektroniką w roli głównej zespół postanowił kontynuować temat i nagrał jeszcze łagodniejszy album “Living Things”. Poprzednie dwa krążki Amerykanów, “Minutes to Midnight” oraz “A Thousand Suns”, odchodziły od nu metalowych standardów, które grupa wypracowała sobie na “Hybrid Theory” czy Meteora”. O ile “Minutes to Midnight” nieco zalatywało nudą, tak “A Thousand Suns” to płyta, której po Linkin Park się nie spodziewałam. Czaruje posępnym klimatem, intryguje oraz naprawdę uzależnia. A przede wszystkim nie jest luźnym zbiorem kilku piosenek, lecz tworzy spójną całość.

Album “Living Things” ukazał się w 2012 roku, czyli zaledwie dwa lata po genialnym “A Thousand Suns”. Jak zespołowi, który zjechał cały świat z koncertami, udało się tak szybko nagrać nową płytę? Być może właśnie pośpiech jest powodem tego, że krążek ten nie brzmi za dobrze. O ile wiele poprzednich kompozycji grupy czarowało bogatym instrumentarium, tak utwory z “Living Things” brzmią nieco biednie i banalnie. Ponadto słuchacz ma wrażenie, że większość dźwięków wydobywa się nie spod palców gitarzystów czy pałeczek perkusisty, ale, niestety, komputera. Mniej do roboty ma również Mike Shinoda, którego rap zawsze ciekawie urozmaicał piosenki Linkin Park i sprawiał, że zespół ten był nie do podrobienia. Na “Living Things” hip hop pojawia się sporadycznie (m.in. w elektroniczno-rockowym “Lost in the Echo”, kiedy to Mike jest ciekawą alternatywą dla śpiewającego bez energii Chestera, czy w świetnym, ostrym i agresywnym “Lies Greed Mysery”).

Jakie piosenki znajdziemy na piątym albumie Amerykanów? Zaczynające się niemalże popowo “In My Remains”; radiowe, zapadające w pamięć “Burn It Down”; przebojowe “I’ll Be Gone” czy melodyjne, ale za spokojne “Castle of Glass” czy “Roads Untraveled”. Do utworów, które na mnie zrobiły najlepsze wrażenie, zaliczyć można króciutkie “Victmized”, z przerobionymi przez komputer wokalami. Lubię również zróżnicowane “Until It Breaks”. Początek utworu w wykonaniu Mike’a jest cudowny. Jego rap w połączeniu z mroczniejszą muzyką tworzy ciekawy efekt. Nieco później na chwilę włącza się Chester. Dalsza część “Until It Breaks” prezentuje się nad wyraz spokojnie, a nawet sennie. Ostatnie dwie kompozycje – elektroniczne interlude “Tinfoil”, które płynnie przechodzi w nowoczesne “Powerless” robią dobre wrażenie.

Na “Living Things” nie ma piosenek, które brzmiałyby odpychająco. Są tylko takie, które kompletnie nie wpadają w ucho i nie wywołują u słuchacza żadnych emocji. Krążek do tego prezentuje się dość prosto czy nawet ubogo. Gdyby “Living Thing” było pierwszą płytą Linkin Park – pochwaliłabym. Ale od zespołu, który w swojej dyskografii ma takie płyty jak “Hybrid Theora” czy “A Thousand Suns”, wymaga się po prostu więcej.

 

Nie minęły dobre dwa lata od wydania elektroniczno-rockowego “Living Things”, a amerykański zespół Linkin Park prezentuje nam nową płytę. Strach się bać. Wielbiciele zespołu odliczali dni do premiery “The Hunting Party”, ale i oni pewnie czuli niepokój i obawiali się o brzmienie krążka. Tym bardziej, że dopiero co ukazała się pełna EDM płytka “Recharged”, zawierająca podkręcone komputerowym brzmieniem do granic możliwości kawałki zespołu. Remixy remixami, ale album zawierał też zupełnie nowy utwór Linkin Park “A Light That Never Come”, nagrany wspólnie ze Stevem Aokim. Na szczęście, o czym warto wspomnieć już teraz, elektroniczne fascynacje grupa ma już za sobą. “The Hunting Party” robią krok do przodu, ale momentami powracają myślami do czasów “Meteora” czy “Hybrid Theory”. Znów jest więc dynamicznie, żywiołowo i ostro.

Nowy krążek zespołu jest nie tylko bogaty w gitarowe granie. Sporo na nim również gości, co jest nowością na płytach Linkin Park. W szybkim, przebojowym “Guilty All the Same” pojawia się raper Rakim. W niemalże metalowym “All For Nothing” udziela się Page Hamilton. Piosenka ta należy do najjaśniejszych punktów “The Hunting Party”. Dwaj kolejni goście swoje piętno odznaczyli tylko w samej muzyce. W głośnym, ale melodyjnym “Rebellion” na gitarze zagrał Daron Malakian. Za ten sam instrument w “Drawbar” chwycił Tom Morello. Warto zwrócić uwagę na ten instrumentalny kawałek. Mi do gustu przypadła nie tyle spokojniejsza melodia, co nieco tajemnicza atmosfera tej kompozycji.

Jednak duety to nie wszystko. Linkin Park wzbogacili swój szósty krążek o takie piosenki jak zaczynające się gniewnymi krzykami Chestera “Keys to the Kingdom” czy równie agresywne “War”, w którym wokalista pokazuje, że wciąż ma w sobie pokłady młodzieńczej energii. Jest też wpadające w ucho, całkiem dobre “Wastelands” z rapowymi wstawkami Mike’a; “Until It’s Gone” z zauważalnymi klawiszami; łagodniejsze “Mark the Graves” czy za delikatne “Final Masquerade”, które może jest ponad trzy minutowym odpoczynkiem po takich kawałkach jak “Rebellion”, ale zwyczajnie przynudza. “A Line in the Sand”, ostatni utwór na albumie, to niezłe połączenie ostrzejszych momentów, z tymi bardziej nastrojowymi. Cieszy, że na chwilę głównym wokalistą stał się Mike.

Nową płytą zespół pokazał, że wciąż ma talent do pisania i nagrywania przebojowych, mocnych piosenek. Krążek “The Hunting Party” to udany powrót do gitarowego grania. Jedyne, czego mi brakuje, to większej ilości hip hopu.

13 Replies to “#474, 475 Linkin Park “Living Things” (2012) & “The Hunting Party” (2014)”

  1. Nie znoszę ich! Nie mam zamiaru ich słuchać. Uwielbiam Darona Malakina więc przesłuchałam “Rebellion”, ale podoba mi się tam tylko i wyłącznie gitara, Cała reszta jest do bani.

    Zapraszam na nową recenzję (The Pretty Reckless – Messed Up World) na blogu http://namuzowani.blog.onet.pl/

  2. Nawet lubię Linkin Park. Nie zachwycają mnie, ale też nie wadzą. Ich piosenki wpadają mi w ucho. Chociaż ta płyta, którą ostatnio wydali mniej mi się podoba to ta z 2012 roku jest dla mnie fajniejsza. Burn It Down czy Castle Of Glass to były czasy Linkin Park. Bardzo często wtedy ich słuchałem. Z tej nowej były nawet lubiłem ten singiel ze Steve Aokim, ale mi się szybko znudził. Kolejne kompozycje mnie nie porywają. Ale życzę sukcesów chłopakom z Linkin Park. 🙂
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

  3. Z początku kariery utwory zespołu nie przypadły mi do gustu ale z ostatnich dwóch płyt zrobiły na mnie pozytywne wrażenie szczególnie Castle Of Glass.

  4. Niestety nie lubię Linkin Park. Ta muzyka, którą tworzą teraz całkowicie do mnie nie trafia…

    Zapraszam Cię serdecznie na MUZYCZNE-OPINIE.BLOGSPOT.COM gdzie pojawiła się najnowsza recenzja recenzja!

    Pozdrawiam, Yayo. <3

  5. Jak dla mnie ich pierwsza płyta jest arcydziełem, a każda kolejna jest coraz to gorsza… przynajmniej do ich 5 krążka, bo tego ostatniego jeszcze nie przesłuchałam, a na pewno kiedyś to zrobię.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *