Powrót Jennifer marnotrawnej. Pod tym stwierdzeniem podpisałam się po premierze piosenki “Same Girl” i teledysku do tego utworu. Lopez zamieniła wieczorowe suknie na wygodnie jeansy i na tle Bronxu, jednej z dzielnic Nowego Jorku, przekonywała nas, że jest tą samą dziewczyną co kilka(naście) lat temu. Na moment uwierzyłam, że Jennifer chce powrócić do czasu takich swych płyt jak “J.Lo” czy “This Is Me… Then” i ponownie stać się słynną “Jenny From the Block”. Jak bardzo się pomyliłam pokazuje jej ósmy już studyjny krążek “A.K.A.”. Kawałek “Same Girl” wylądował gdzieś na edycji deluxe, a sama Jennifer nie do końca chyba wie, kim chce dziś być.
Może ciężko w to uwierzyć (patrząc na okładkę płyty), ale Lopez świętować będzie wkrótce swoje czterdzieste piąte urodziny. Gorzki to wiek dla wokalistek. Mogą albo pogodzić się ze swoim wiekiem i nagrać coś dojrzałego, ale mogą również podjąć próbę odmłodzenia się i robić konkurencję młodszym o połowę koleżankom. Jennifer poszła drogą Madonny i Kylie Minogue i nagrała płytę, której starsi dziś fani raczej nie kupią, ale młodsi będą zachwyceni.
Muzyczna kariera Lopez nie jest usłana różami. Choć kolców na niej co niemiara. Pierwsze cztery płyty artystki (“On the 6”, “J.Lo”, “This Is Me…Then” oraz “Rebirth”) to niezwykle naturalne i przyjemne dzieła. Sypiące przebojami jak z rękawa (“If You Had My Love”, “Waiting for Tonight” czy “All I Have” to tylko wierzchołek góry lodowej). Naprawdę piękny i kobiecy (pierwszy w całości hiszpańskojęzyczny) krążek “Como Ama Una Mujer” i jego taneczny, dyskotekowy następca “Brave” przepadły na listach przebojów. Ratunkiem było nawiązanie współpracy z Pitbullem i nagranie dance popowego, płytkiego “Love?”. Jennifer znów była na szczycie. Dziś, płytą “A.K.A.”, wydaje się z niego schodzić. Ale z podniesionym czołem.
Chociaż krążek Lopez składa się jedynie z dziesięciu kawałków, panuje na nim niezły chaos. Tytuł wydawnictwa jest dość trafny. A.K.A. to skrót od also known as… czyli znana również jako… . Chociaż przez całą swoją karierę Jennifer manewrowała między popem, muzyką taneczną czy r&b, pokazywała nam się z różnych stron. Nowa płyta jest zbiorem wszystkich twarzy wokalistki. Czasem Lopez zabiera nas na klubowy parkiet, innym razem serwuje delikatną balladę. A w międzyczasie śpiewa na tle czarnych brzmień i zaprasza do współpracy raperów. Tylko latynoskich rytmów tu nie doświadczymy. Szkoda.
Jeśli chodzi o gości, to na “A.K.A.” robi się dość tłoczno. Na dziesięć piosenek aż pięć z nich to duety. Czyżby Jennifer bała się, że solo nie jest w stanie zawojować list przebojów? Obok takich piosenek jak synthpopowo-hip hopowe, słoneczne “I Luh Ya Papi” z French Montaną czy electropopowe, wtórne “A.K.A.” z T.I., otrzymujemy utwór z Pitbullem. Która to już ich kolaboracja? Ciężko je zliczyć. Jennifer nagrywa z nim albo świetne przebojowe kawałki, albo takie, których nie da się słuchać. Do pierwszej grupy należy chociażby “Drinks for You (Ladies Anthem)”. Drugą kategorię otwiera “Dance Again”. “Booty” plasuje się jednak gdzieś po środku. Z jednej strony mamy nafaszerowaną komputerami melodię, do której można potupać nóżką, z drugiej słabe wykonanie Jennifer, która przez pół piosenki brzmi jak Lady Gaga i irytujący Pitbull. Kawałek jest encyklopedycznym wręcz przykładem piosenki o dupie Maryni. Tytuł w końcu zobowiązuje.
Warto zwrócić uwagę na efekt współpracy Lopez z australijską raperką Iggy Azalea – “Acting Like That”. To pierwszy duet wokalistki z kobietą. Podoba mi się nieco tajemnicza atmosfera tego kawałka, ale part Iggy wydaje się być doklejony tam na siłę. Najlepszą kompozycją w kategorii “duety” jest rhythm’and’bluesowe, powolne “Worry No More” z Rick Rossem.
Pięć kolejnych piosenek to solowe popisy Jennifer. Nie podoba mi się przebojowa, popowa, ale nieco dziecinna kompozycja “First Love”. Dużo lepiej wypadają pozostałe kawałki. Zaskoczyła mnie ilość ballad. Tak dużej ich ilości Lopez nie miała od czasu hiszpańskojęzycznego “Como Ama Una Mujer”. Może poszyte elektroniką “So Good” nie jest typową balladą, ale należy do spokojniejszych piosenek. Zaciekawiła mnie piosenka “Never Satisfied”. Taki utwór na swojej płycie mogłaby mieć i Nicole Scherzinger. Momentami mam nawet wrażenie, że ją słyszę. Jestem fanką delikatnego, eleganckiego “Let It Be Me”. Jennifer w towarzystwie smyczków brzmi niezwykle. Nieco, niestety, gorzej śpiewa w “Emotions”. Chociaż tytuł tej kompozycji wskazywałby na piosenkę, która mogłaby nam dostarczyć sporo emocji, jest to dość płaskie, jakby wymuszone nagranie.
Po usłyszenie piosenki “Same Girl” bardzo ciekawa byłam, co przygotuje dla nas Jennifer trzy lata po premierze “Love?”. Jednak już po pierwszym przesłuchaniu “A.K.A.” po dawnej euforii nie został nawet ślad. Nowy krążek Lopez jest jej najbardziej różnorodną płytą, ale też, niestety, nieco nierówną. Obok naprawdę dobrych piosenek (“Worry No More” czy chociażby zawarte na edycji deluxe “Troubeaux”) otrzymujemy kilka niewypałów (“Emotions” czy, ponownie odwołam się do rozszerzonej wersji, wulgarne “TENS”).
TENS być może jest wulgarne, ale przy okazji jest fenomenalne. Chyba najlepszy utwór dla mnie z całego albumu.
Mnie zawsze podobały się te kawałki, które nagrywała z Pitbullem 😀 Nie mam pojęcia dlaczego, bo człowieka nie trawię.
pozdrawiam, http://muzyczne-opinie.blogspot.com/
Płyty jeszcze całej nie przesłuchałam, I Luh Ya Papi znam i lubię, ale tak jak napisałaś – stuknie jej 45 lat, a ona zachowuje się, jakby po tych wszystkich latach w szołbizie wciąż nie wiedziała, jaką chce być artystką i jaką muzykę chce tworzyć.
Znam I Luh Ya Papi i tyle mi wystarczy. Płyty na pewno nie przesłucham.
Pozdrawiam, NAMUZOWANI.blog.onet.pl
Ja wciąż nie rozumiem J Lo bo ona wciąż nie wie w jaki kierunek muzyczny ma iść. Co do płyty to wątpię czy po nią sięgnę. Mi również „Same Girl” bardzo się podoba nie to co „ I Luh Ya Papi”, które jest straszne.
U mnie http://muzycznomaniaa.blogspot.com/ NN
Mam zamiar przesłuchać płytę, ponieważ muszę ją ocenić. Tak to bym raczej po nią nie sięgnęła, bo nie przepadam za J.Lo a jeszcze bardziej gdy współpracuje z przereklamowanym Pitbullem. Po twojej recenzji widać, że się nie postarała.
Zapraszam na nową notkę na http://rebelle-k.blog.pl/
jestem wielkim fanem Jennifer Lopez, bylem na jej koncercie, patrzylem jej w oczy, mialem ja na wyciagniecie reki. Jest zdecydowanie GWIAZDA przez duze G. Mnostwo hitow na koncie, dobre plyty i jeszcze lepsze filmy. Widzac JLO na zywo ma sie wrazenie ze to sen na jawie, bo ma sie do czynienia z na prawde Gwiazda SWIATOWEGO formatu. Wychowalem sie na jej piosenkach i to ukierunkowało mój niezywkle wgl mnie gust muzyczny. Nowy album to nowo-staro JLO. Warto obejrzec wywiady promocyjne ten album. Wiele wyjasnia Lopez na temat nowego albumu. LET IT BE ME to przede wszystkim nowy styl spiewania artystki. Odkrycie swojego wokalu. Plyta jest dobra, po prostu. Wysoko notowana w jej dyscografii. Pewnie sie nie sprzeda ale nagrala odwazny i wciagajacy album. Z czystym sumieniem daje 4+. Zdecydowanie lepszy niz poprzedni LOVE? z mega hitem ON THE FLOOR.
// http://www.hot-hit-lista.blogspot.com
Podobają mi się twoje recenzje. 🙂
Mogłabym cię prosić o to, żebyś napisała coś o jakimś zespole metalowym? Sama wybierz jakim. Chętnie bym przeczytała twoją opinię.
Zapraszam cię na mojego bloga.
http://samotna-wisnia.blogspot.com/
to już nie ta sama Jennifer co kiedyś, ale piosenki fajne i szybko wpadają w ucho. ogólnie płyta mi się podoba:)
nowy post
http://thequeen.blog.onet.pl/
Serdecznie zapraszam na pierwszą recenzję na http://muzyczne-opinie.blogspot.com
Przypominam również tutaj, że na moim blogu jest możliwość zamawiania piosenek!
Pozdrawiam, Yayko :3
Świetna recenzja. Super jest ta piosenka.
Zapraszam na nową notkę 🙂 http://magdalenatul.blog.pl
Jennifer wciaz ciekawie wyglada, ale muzycznie to ona skonczyla sie juz kilka lat temu. Mnie ten album pod zadnym pozorem nie zaciekawil, nie znalazlem tam nic godnego uwagi. Niestety…
Mi właśnie podoba się “Let It Be Me”, świetna piosenka. Można przy niej tak po prostu posiedzieć.
Nowy Post na http://www.DuskaB.blogspot.com zapraszam xD
Jest kilka interesujących tracków, ale ogólnie to straszny mess. Dużo zapychaczy, niepotrzebnych kawałków. Kolejny album chcę albo cały w stylu Same Girl, albo zadziorny, imprezowy jak TENS.
Nowa recenzja: “Louder” Lea Michele @ http://Fizzz-Reviews.blogspot.com
Zgadzam się, że JLO nie wiem kim chce być. Cały czas wysyła sprzeczne sygnały. Gdy zobaczyłam, ze nagrała kolejny duet z Pitbullem, od razu pomyślałam, że skoro udało im się nagrać kilka hitów, na siłę chcą to powtórzyć. Chociaż nie przesłucham tej płyty w całości to szczerze powiem, że nie mam ochoty po nią sięgać.
http://musicismybestfiend.blogspot.com/ NN
płyta ma kawałki lepsze i gorsze, mnie najbardziej zachwyciło “Acting Like This” a partia Iggy nie jest doklejona na siłę, tylko właśnie mnie zaskakuje. Utwór nadal pozostaje tajemniczy, rytm się nie zmienia, a tekst przyspiesza ! Słucham w kółko i wciąż mi się nie nudzi
J.Lo była dla mnie obok Britney Spears wokalistka ktora sluchalam w mlodosci.Nadal mam do niej sentyment i do Nrit i do J.Lo Niestety od zawsze sadzilam ze J.Lo nie umie spiewac.Jej proby urozmaicenia piosenki i wspiecia sie ma wyzsza skale koncza sie tym ze wylaczam od raz dana sciezke.No po prostu nie wyrabiam nerwowo.Co do tej plyty…uwazam…ze to najgorsza z jej dotychczasowych krazkow.J.Lo naprawde na sile stara sie udowodnic ze nie dopadla ja starosc i ciagle chce byc wiecznie mloda.Mysle ze J.Lo powinna wrocic do kawalkow z Latynoamerykanskimi pobrzmiewaniami a nie wchodzic w elektronike.