#645, 646 Hurts “Surrender” (2015) & The Neighbourhood “Wiped Out!” (2015)

Dwa różne zespoły z dwóch różnych części świata. Hurts i The Neighbourhood dzieli przepaść. Specjalizują się w innym brzmieniu, stoją za nimi inne doświadczenia, kierują swoją muzykę do różnych grup wiekowych (Hurts chętnie słuchani są przez starszych melomanów. Po The Neighbourhood sięgają głównie nastolatki). Oba zespoły łączy jedno – w przeciągu jednego tygodnia wystąpiły w Poznaniu. Pora zrecenzować albumy, które artyści promowali w kraju nad Wisłą.

 

Życie w ciągłej trasie koncertowej potrafi zmęczyć, ale Theo i Adam, panowie tworzący brytyjski duet Hurts,  długich wakacji sobie nie robili i dwa lata po “Exile” powrócili z trzecim albumem.  Przyniósł on niemałe zmiany, rozpoczynające się na różowej, optymistycznej okładce, a kończące na przepełnionych pozytywną energią tekstach. Zespół na nowo postanowił zdefiniować swoje synthpopowe brzmienie, dodając do swoich bombastycznych melodii nieco słońca.

Hurts rozpoczynają płytę w sposób, jakiego się po nich nie spodziewałam – zahaczającym o gospel intro “Surrender”, które płynnie przechodzi w jeden z najlepszych utworów duetu, “Some Kind of Heaven”. To taneczne, wybuchowe nagranie, którego największym atutem jest klaskany, chóralny bridge.  Inne piosenki, które wpadły mi w ucho? Podoba mi się przypominające czasy “Exile” nieco patetyczne “Rolling Stone”, w którym smyczki budują filmową atmosferę. Czaruje funkujące, zmysłowe “Lights” oraz korespondujące z nim “Slow”, które wprawdzie nie ma tak tanecznego potencjału, ale pochwalić się może mocnym, trudnym do przeoczenia refrenem. Do gustu przypadł mi także balladowy kawałek “Wings”, nieco zbyt pompatyczny, ale za to pełen emocji i uroku. Warto sięgnąć także po inspirowane latami 80. “Kaleidoscope” i spokojne “Wish”, którego brzmienie oszczędzone zostało przez komputerowe zabawki, robiąc z kompozycji niejako ponadczasowe, klasyczne nagranie. Do najsłabszych utworów Hurts należy przygrywane na gitarze, posiadające mało zachwycający refren “Why” oraz “Nothing Will Be Bigger Than Us”, będące romansem z EDM i zerkające w stronę banalnych, irytujących numerów Calvina Harrisa.

Kiedy chwilę po premierze słuchałam “Surrender”, byłam niesamowicie zawiedziona i rozczarowana kierunkiem, w jaki duet podążył. Chociaż brakuje mi tu tak klimatycznych nagrań jak “Wonderful Life” czy wyrazistych, podszytych mrokiem melodii znanych chociażby z “The Road”, przebojowość trzeciego dzieła Hurts wiele mi wynagradza.

 

Kalifornijska kapela The Neighbourhood (znana także jako The NBHD) pewnym krokiem wkroczyła na muzyczną scenę, wydając pochmurny, niepozbawiony młodzieżowej iskry album o potężnym tytule “I Love You”. Przeszło dwa lata później stanęło przed nią trudne zdanie – udowodnienie swojej wartości kolejną płytą. Zadanie nie było proste, bo poprzeczka zawisła wysoko. The NBHD nie starali się na siłę jej przeskakiwać, nagrywając album dojrzalszy, mniej przebojowy, lecz utrzymany w tych samych czarno-białych barwach, które tak bardzo nie pasują do krajobrazów kalifornijskich plaż.

Już na początku swojej przygody z “Wiped Out!” natknęłam się na małą, hmm, przeszkodę. Krążek otwiera bowiem kawałek “A Moment of Silence”, który – dosłownie – jest trzydziestosekundowym, pozbawionym dźwięku nagraniem. Spędziłam kilka minut na zastanawianiu się, czy z moim laptopem jest wszystko w porządku, bo ta cisza wydała mi się być niepokojąca. Nie spotkałam się wcześniej z takim zagraniem ze strony jakiegokolwiek artysty, a przyznam, że mi się spodobało. Dobrze choć na chwilę wyciszyć się przed sięgnięciem po płytę i skoncentrować. Pełnoprawną piosenką jest dopiero indie rockowe “Prey”, które przypomina starsze kompozycje The NBHD. Utwór ten za każdym razem określam jednym zwrotem: bez szału. Przyjemniej słucha się zerkającego w stronę popu “Cry Baby”, którego refren aż nieprzyzwoicie szybko wpada w ucho oraz tytułowej piosenki, z której dałoby radę wykroić trzy różne numery. Wyróżnia się “Ferrari” ze swoim ostrym, wibrującym wstępem. Zaskakuje akustyczna, pełna uroku ballada “Single”, która… kojarzy mi się z Justinem Bieberem.

Do grona moich faworytów zalicza się wzbogacona wyraźną gitarą akustyczna ballada “The Beach”. Uwielbiam także pulsujące, zmysłowe “Daddy Issues” oraz zahaczające o r&b “R.I.P. 2 My Youth”, którego największym atutem jest tekst. Nie ma w końcu osoby, która nie tęskni, nie tęskniła i nie będzie tęsknić za młodzieńczymi latami. Jednak najbardziej moje serce udało się podbić zimnej, nieprzystępnej kompozycji “Greetings From Califournia”.

“Wiped Out!” The NBHD zdecydowanie odradzam osobom, które mają tendencje do jednokrotnego sięgania po dane wydawnictwo i szybko zrażają się do danego artysty. Jest to bowiem płyta, która za pierwszym podejściem w ogóle nie zachwyca i sprawia, że usta otwierają nam się do szerokiego ziewnięcia. Cierpliwe podejście do niej potrafi się nam odpłacić dźwiękami, które nadają się na muzyczny podkład do szarego dnia. Nie irytują, nie odciągają naszej uwagi od innych spraw. Po prostu są, robiąc dobre wrażenie i podpowiadając, że The NBHD warto obserwować. Jest progres.

9 Replies to “#645, 646 Hurts “Surrender” (2015) & The Neighbourhood “Wiped Out!” (2015)”

  1. Surrender dużo zyskuje słuchany w nocy, jak ma się ochotę na coś żywego, ale i tak mam nadzieję, że wrócą do starej stylistyki. Album nie zostaje w głowie i pozostawia marne wrażenie, ale nie zgodzę się, że Why jest jednym z gorszych. Owszem, refren jest cienki, ale Theo przy tej gitarce brzmi genialnie. No i warto wspomnieć o Weight Of The World z bonusów, jest ciekawe.
    Z Wiped Out! lubię A Moment of Silence <3, Ferrari, Greetings From Califournia no i R.I.P. 2 My Youth. W Prey na początku nie widziałem nic niezwykłego, ale teraz cały czas mam je w głowie. Album The Neighbourhood jest całkiem dobry w porównianiu do pierwszego, czego nie można powiedzieć o Hurtsach.

  2. Odstraszają mnie od nich niektórzy fani, głównie tumblerowi hipsterzy…

    Serdecznie zapraszam na nową recenzję na NAMUZOWANI.blog.onet.pl

  3. Jedyna piosenka z Surrender jaka mi się spodobała to Some Kind of Heaven. Reszta jakoś tak bez polotu jest…

  4. Hurts są fajni do posłuchania w samochodzie, od czasu do czasu w domu do popołudniowego chilloutu 🙂

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *