#715 Agnes Obel “Citizen of Glass” (2016)

Czytałam o koncepcji człowieka ze szkła. Sytuacji, w której jednostka traci całą swoją prywatność. To negatywny termin, ale też w pewien sposób coś pięknego i inspirującego. Pomyślałam, że chyba wiem, jakie to uczucie być ze szkła – mówi w wywiadach udzielanych przy okazji premiery nowej płyty duńska wokalistka Agnes Obel. Jej najnowszy, trzeci studyjny album “Citizen of Glass” (w polskim tłumaczeniu “Obywatel szkła”) miał swoją premierę przed paroma tygodniami, pięknie wpisując się w towarzyszącą nam ostatnio szarą aurę. I to nie tylko tę, za którą odpowiedzialna jest już zadomowiona jesień.

Swoje nowe albumy Agnes Obel wydaje systematycznie – co trzy lata po koniec danego roku. Ten pierwszy, pięknie zatytułowany “Philharmonics”, w nasze ręce oddała w 2010, po niemalże sześciu latach pracy nad nim. Jednak to jego następca, “Aventine”, sprawił, że drzwi stanęły przed Obel jeszcze szerszym otworem. To magiczna płyta. Krótko, na temat, ale bez głębi – tę znajdziemy w samych kompozycjach Dunki. Kiedy powoli cichły głosy na temat takich piosenek jak “Dorian” czy “Fuel to Fire” (zobrazowanej, tak na marginesie, jednym z moich ulubionych teledysków), Agnes zaszyła się w studiu, rzeźbiąc w tym swoim wymyślonym szkle kolejne trudne do wyrzucenia z serca utwory.

Można się smucić, że “Citizen of Glass” przynosi nam zaledwie dziesięć premierowych nagrań artystki, ale liczba ta w przypadku takich krążków jest optymalna. Nie ma tu bowiem chwytliwych refrenów, gatunkowych manewrów czy nagłych zwrotów akcji. Trzecie wydawnictwo Agnes jest spójną, równą płytą, na której pop w swoim najszlachetniejszym wydaniu spotyka muzykę klasyczną, i razem podejmują decyzję, że nie będą się nawzajem próbować zdominować.

Piosenka otwierająca zestaw, “Strech Your Eyes”, zachwyca od pierwszych sekund, proponując nam wykonany na wiolonczeli opener, brzmiący jak instrumental wyjęty ze ścieżki dźwiękowej dobrego horroru. Jest więc mrocznie, enigmatycznie, zagadkowo. Taki nastrój towarzyszy słuchaczowi przez ten cały pięciominutowy utwór, przyczyniając się do zrobienia z niego mojego ulubionego premierowego nagrania Agnes. Mimo wszystko bardziej frapuje kolejna propozycja – “Familiar” – w której Obel pozwoliła na niemałą obróbkę swego głosu, dezorientując i każąc myśleć, że mamy do czynienia z muzyczną rozmową między kobietą a mężczyzną. Wokalne, nazwijmy to, zabawy stanowią także o sile przesiąkniętego smutkiem “It’s Happening Again” oraz będącego nieco żywszym kawałkiem “Golden Green”.

Warto sięgnąć po akustyczne “Stone”, w którym najbardziej poruszają wypowiadane parokrotnie słowa

Could I be of stone (PL: Czy mogłabym być z kamienia?)

z których wyczytać można, że ich autorka w wielu chwilach swojego życia chciałaby być jak ten kamień – zimna, nieczuła, niewzruszona, twarda. Pięknymi, nieoczywistymi dopełnieniami płyty są także rozmarzone, mgliste, chętnie uderzające w klawisze fortepianu śpiewane nagrania “Mary”, “Trojan Horses” i “Citizen of Glass”, oraz dwie instrumentalne kompozycje: budzące pewien niepokój, wpisujące się w klimat “American Horror Story: Freak Show” “Red Virgin Soul” oraz pozornie weselsze “Grasshopper”. O ile w pozostałych utworach uwagą obdzielić musimy melodie, wokale i stronę liryczną, tak te dwie dają szansę skupić się jedynie na muzyce i poczuć, jak trafia ona do każdej komórki ciała.

“Citizen of Glass” jest płyta trudną. Cóż, Ameryki tu nie odkryłam – każde wydawnictwo sygnowane nazwiskiem Agnes Obel wymaga przede wszystkim cierpliwości i otwartości. Bez nich szybko zakwalifikowałoby się album taki jak ten do grona usypiających i śmiertelnie nużących. Duńska artystka należy do tego niewielkiego grona twórców, którzy za każdym razem powracają z płytą lepszą i dojrzalszą. Oprócz warstwy muzycznej duże wrażenie robi sama koncepcja wydawnictwa i uczynienie ze szkła metaforycznej podstawy kompozycji. Jaki jest więc ten człowiek ze szkła? Kruchy, wystawiający do świata swoją prywatność, poddany ciągłej kontroli. Do tego czasem nie tak idealnie wygładzony, ale ponaznaczany rysami czy pęknięciami, których usunięcie nie jest możliwe.

7 Replies to “#715 Agnes Obel “Citizen of Glass” (2016)”

  1. Właśnie słucham. Ciekawa muzyka, jednak na razie do mnie nie trafia. Wpadło mi w ucho tylko “It’s Happening Again”.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  2. Oceniłaś na 6/6 więc stwierdziłam, że muszę przesłuchać chociaż jedną piosenkę na próbę. Odpaliłam i “It’s Happening Again” i OJEŻUSZMARYJANJAKIETOJESTCUDOWNEPIĘKNEDZIĘKICIZATOTERAZDOPISZĘKOLEJNEGOWYKONAWCĘKTÓREGOBĘDĘKOCHAĆIWIELBIĆ PRZEZCIEBIETOWSZYSTKOTWOJAWINA KOCHAM CIĘ <3

    Zapraszam na nową recenzję na http://namuzowani.blog.onet.pl

  3. “Grasshooper” brzmi jak podkład do znienawidzonych przeze mnie filmów Burtona.
    Druga dodana przez ciebie piosenka jest przyjemna, ale szału nie robi. Ani to szczególnie poruszające, ani nawet nudne. Przyjazne i tyle.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *