#714 Rebecca Ferguson “Superwoman” (2016)

Superwomen były już Alicia Keys, Shontelle, Vivian Green i Lil’ Mo. W 2016 roku do tego zacnego grona dołączyła brytyjska wokalistka Rebecca Ferguson, która sześć lat temu dała się poznać jako niezwykle utalentowana i obiecująca uczestniczka talent show “X Factor”. Dziś ten telewizyjny epizod jest małym (choć ważnym) wycinkiem jej muzycznej kariery. Artystka wydała właśnie swój czwarty – a zarazem trzeci autorski – studyjny album. Czy Rebecca zostanie tą naszą superwoman czy może odbierzemy jej ten tytuł?
.
Ferguson nie daje sobie dużo czasu na odpoczynek od muzyki. W ubiegłym roku zaskoczyła niezwykłym pomysłem, który szybko przekształciła w nowy, trzeci album. Wokalistka wróciła myślami do czasów “X Factora” i ponownie zmierzyła się z coverami. Jednak zamiast numerów taki sław jak Chris Isaak, Bob Dylan czy The Beatles postawiła na coś starszego. Zebrała orkiestrę i z jej pomocą nagrała jazzową płytę “Lady Sings the Blues”, pełną klasyków datowanych na lata 30.-50. ubiegłego stulecia. W takiej stylistyce dobrze sprawdziłoby się mało współczesnych piosenkarek, lecz Rebecca temat udźwignęła z klasą. To był jednak, jak się okazuje, krótki epizod. Dziś Ferguson nie chce być nową Billie Holiday. Wraca do popu – tego szlachetnego, chętnie wchodzącego we współpracę z r&b czy soulem.
.
“Superwoman” jest wręcz książkowym przykładem wzorowego wydawnictwa. Dwanaście utworów. Nieco ponad czterdzieści minut muzyki. Piosenki szybsze przeplatane spokojniejszymi momentami. Standardowa, niemęcząca długość kompozycji. Czwarty album Rebeki Ferguson jest płytą aż do bólu poprawną, choć zawierającą kilka mocnych pozycji.
.
Do moich ulubionych nowości Brytyjki należą dwa utwory rozbudowujące ten sam pomysł. Zarówno w “Hold Me”, jak i “The Way You’re Looking At Her”, Rebecca daje popłynąć swojemu niezwykłemu głosowi po minimalistycznych, akustycznych falach, tworząc kompozycje nastrojowe, proste i niepozbawione emocji. Pięknie przede wszystkim wypada “Hold Me”, w której do współpracy wokalistka zaprosiła chórek, nadający nagraniu lekkiego patosu na przyzwoitym, znośnym poziomie. Chętnie sięgam także po przebojowe, wpadające w ucho “Bones”; soulujące “Superwoman”; elegancką balladę “I’ll Meet You There” oraz nie mniej szykowne, wsparte smyczkami “Waiting For Me”. Nieźle wypad tandem “Don’t Want You Back” & “Without a Woman”. Obie piosenki są szybsze, nowocześniejsze (choć pierwsza z nich lekko kłania się latom 60.) i niepozbawione dyskotekowego pierwiastka. Łączy je też tematyka i przekaz, będący manifestem kobiecej siły i niezależności.
 
Słabych numerów na czwartym dziele Rebeki nie ma, choć nie brakuje takich, do których z mniejszą chęcią chciałabym w przyszłości wracać. Nie przekonują mnie chociażby “Mistress” i “Stars”, które brzmią podobnie i przewidywalnie. “Pay For It” jest po prostu ładną, utrzymaną w wolnym tempie piosenką z nieco dynamiczniejszym refrenem. Męczy niezdecydowanie “Oceans” i miotanie się od delikatnych, klawiszowych brzmień do podszytych elektroniką melodii.
.
“Superwoman” to dobra propozycja dla osób, które tęsknią za charakterystycznymi (często brytyjskimi) głosami, wyśpiewującymi pozbawione komputerowych obróbek i ulepszeń kompozycje. Tęsknicie za Duffy? Chętnie sięgacie po nagrania Palomy Faith? Miło wspominacie twórczość Dionne Bromfield? Zastanawiacie się, co teraz robi Gabriella Cilmi? A może po prostu nudzi was już muzyka Adele? Na nową Rebekę Ferguson nie trzeba niecierpliwie wyglądać, bo “Superwoman” od pewnego czasu spokojnie czeka na nas w sklepach i serwisach streamingowych. Warto posłuchać, choć nie ma co nastawiać się na porcję przełomowej, zmieniającej świat muzyki.
.

2 Replies to “#714 Rebecca Ferguson “Superwoman” (2016)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *