#734 Mary J. Blige “What’s the 411?” (1992)

Girl, I just heard the record, I loved it słyszymy w jednej z wiadomości pozostawionych Mary J. Blige na automatycznej sekretarce. Garść pochwał od znajomych i współpracowników posłużyła za otwierający “What’s the 411?” numer “Leave a Message”. Mamy 1992 rok. Nieznana szerszej publiczności czarnoskóra wokalistka nagrywa debiutancką płytę, bez której twórczość takich sław jak Lauryn Hill, Beyonce czy Jazmine Sullivan mogłaby brzmieć dziś zupełnie inaczej. “What’s the 411?” namieszało i przyniosło Blige przydomek Queen of Hip Hop Soul.

Czym jest, podążając za tytułem, ta liczba 411?, którą Mary J. postanowiła umieścić w tytule swojego debiutu? To numer, pod którym mieszkańcy USA mogą uzyskać informacje dotyczące, np. danych kontaktowych konkretnej firmy. Czyżby w ten sposób artystka uzyskała namiary na wymarzonych producentów? Nad piosenkami czuwali m.in. Sean Combs (znany szerzej jako P. Diddy), Dave Hall i DeVante Swing.

Trzy i pół minutowe intro wprowadza nas w czarny, ciemny klimat płyty. Główna bohaterka siedzi na razie za kulisami, wchodząc w końcu na scenę w “Reminisce” i rozpoczynając utwór swoimi soulowymi, osnutymi melancholią wokalizami, którym w dalszej części piosenki towarzyszą chórki. To jedna z najlepszych pozycji na “What’s the 411?”. Nieco słabiej wypada słodsze, choć różnorodniejsze “Real Love”. Warto zwrócić uwagę na bawiącą się swoim głosem Mary J. Blige. Szkoda, że podkład nie klei się z wokalnymi partiami, przez co mam wrażenie, że z dwóch oddzielnych kompozycji próbowano zrobić jedną. Powrotem na właściwe tory jest hip hopowo-soulowe “You Remind Me”, ciekawie rozpoczęte odgłosami dzwoneczków.

Kolejna propozycja uderza w łagodniejsze, wygładzone melodie, ożywiając ducha lat 70. i serwując nam przeróbkę “Sweet Thing” Chaka Khan. 1992 rok ponownie mamy w jazzującym, śpiewanym przez artystkę niższy głosem “Love No Limit”. Dla zmęczonych Mary J. przygotowano rozwleczone prawie do sześciu minut “I Don’t Want to Do Anything”, w którym pierwsze skrzypce gra K-Ci Hailey, członek rhythm’and’bluesowej grupy Jodeci. Blige jest w tym spokojniejszym nagraniu dodatkiem – świetnie śpiewającym, ale dodatkiem. Balladowe klimaty nie opuszczają zmysłowego “Slow Down”. Do wolniejszych, naznaczonych tematyką heartbreak utworów należą “My Love” i łączące nowoczesny podkład z przebijającymi się dźwiękami pianina “Changes I’ve Been Going Through”. Zamykająca zestaw tytułowa piosenka to kleista, czarna propozycja, w której do głosu dochodzi rapujące alter ego wokalistki, Brooklyn, prowadzące luźny dialog z Grand Puba.

“What’s the 411?” jest jednym z moich ulubionych debiutanckich wydawnictw. Nie tylko lat 90., ale w ogóle. Krążek obchodzić będzie w tym roku swoje dwudzieste piąte urodziny. I chociaż zawarta na nim muzyka się zestarzała, zrobiła to z wdziękiem godnym samej (wówczas) dwudziestojednoletniej Mary J. Blige. Zręcznie manewrujące po rhythm’and’bluesowo-hip hopowo-soulowych drogach kompozycje w świeży i intrygujący sposób łączą słodycz i elegancję Amerykanki z ulicznym klimatem jej debiutanckich nagrań. Bardzo polecam. Dla mnie “What’s the 411?” jest płytą, która jak mało która zasłużyła na miano kultowej.

3 Replies to “#734 Mary J. Blige “What’s the 411?” (1992)”

  1. Genialne brzmienie, choć nie lubię łatki “vintage”, ale ile wspomnień się przy tym uruchamia… Słuchałem tej płyty, mam wrażenie, z wielkim opóźnieniem. Ale rzeczywiście, to był początek takich piosenek, później En Vogue, a potem jeszcze TLC. Z tej “epoki” jednak najpierw poznałem “Best Friend” w wykonaniu kilkunastoletniej wówczas Brandy. Genialny, prosty teledysk, tak na marginesie, a co za piosenka!

Odpowiedz na „RblfleurAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *