#751 Goldfrapp “Silver Eye” (2017)

O tym, że w 2017 roku Goldfrapp wydadzą swoją siódmą studyjną płytę, dowiedzieliśmy się prawie dwa lata temu. O tym, że album ten będzie zawierać żywsze, bardziej elektroniczne utwory, wiedzieliśmy od premiery poprzedniego, “Tales of Us” (2013 rok). Tworzony przez Alison Goldfrapp i Willa Gregory’ego duet jest dość dziwacznym, stojącym w sprzeczności projektem – z jednej strony tworzona przez nich muzyka jest przewidywalna, z drugiej zaś za każdym razem podobnie interesująca i atrakcyjna. Brytyjczycy od lat poruszają się jednym szlakiem, skręcając i trafiając na taneczne melodie, by za chwilę na innym zakręcie znaleźć spokój i brzmienie zbudowane z żywych instrumentów.

Ich poprzednie dziecko to album, w którym mimo upływu lat jestem tak samo zakochana. “Tales of Us” może brzmi niepozornie i skromnie, ale przynosi wiele emocji, kryjących się za poszczególnymi opowieściami. Klimat tego wydawnictwa jest nie do podrobienia. Jak wspomniałam, Alison z Willem nawet nie starali się stworzyć czegoś podobnego, chwytając za swoje elektroniczne zabawki i po raz pierwszy od czasów “Head First” zapraszając do współpracy producentów – The Haxan Cloak, Johna Congletona i Leo Abrahamsa. Wyrwani z różnych dźwiękowych światów muzyczni reżyserzy pokierowali duetem i pomogli w powstaniu płyty jak ulał pasującej do dyskografii Brytyjczyków.

Dziesięciotrackowe wydawnictwo otwiera piosenka, którą raz lubię mniej, a raz bardziej. Na potrzeby recenzji najwygodniej będzie mi napisać, iż “Anymore” plasuje się w drugiej połowie goldfrappowej stawki. Zarówno w całej dyskografii, jak i na “Silver Eye”. Electropopowa, seksowna kompozycja, wybrana przez duet na pierwszy singiel, to powrót do czasów “Supernature”. Osadzony na ciężkim bicie kawałek wpada w ucho. Lepiej wypada nie mniej zmysłowe “Systemagic” (uwielbiam tę grę słów), które charakteryzuje się słodkimi wokalizami Alison i glamowym błyskiem kojarzącym mi się z erą “Black Cherry”. Początkową ofensywą zachęcających do potupania nóżką numerów nagle przerywa mroczniejsze, rozmarzone “Tigerman”, będące jednym z moich ulubionych momentów “Silver Eye”. Inny highlight? Romansująca z ambientem ballada “Faux Suede Drifter”, w której Alison daje swojemu głosowi popłynąć po wysokich rejestrach. Dodatkowo przez cały utwór towarzyszy mi poczucie, jakby artystka komunikowała się z nami z odległej planety. Magia.

Na dłuższą chwilę w świecie mniej rozrywkowych melodii zostajemy także za sprawą przywołującego, z lekką przesadą to przyznam, echa “Seventh Tree” nagrania “Zodiac Black”, oraz jaśniejszego, dream popowego “Beast That Never Was”. Album dopełnia czwórka całkiem niezłych, choć nie wywołujących u mnie okrzyków zachwytów kompozycji. Rytmiczne “Become the One” zwraca uwagę poddanym obróbce wokalem Alison. W numerze tym Brytyjka brzmi nieco… złowrogo. Efekt ten jest największym atutem piosenki. Intryguje i sprawia, że utwór zostaje w pamięci. Żywiołowe, synth popowe “Everything Is Never Enough” jest ukłonem w stronę lat 80. i wydanego siedem lat temu albumu “Head First”. Ciekawie wypada końcówka płyty, w której Goldfrapp zestawili z sobą dwie zupełnie różne piosenki – przenikliwe “Moon in Your Mouth” i niepozbawione nutki dramatyzmu czy nawet agresji “Oceans”.

W akapitach poświęconych samym kompozycjom przemyciłam wiele odwołań do starszych wydawnictw formacji. Nie bez powodu. “Silver Eye”, choć jest kolejnym krokiem w muzycznej podróży Goldfrapp, nie jest płytą do końca oryginalną i nowatorską. To raczej taki… okrojony best of. Duet jakby powrócił do swoich albumów (pomijając jednak “Felt Mountain” i “Tales of Us”), wybierając z nich pomysły i patenty, które, jego zdaniem, warto rozwinąć. Stąd nad niektórymi piosenkami unosi się delikatność i zwiewność “Seventh Tree”, przy innych ożywają wspomnienia electroclashowych, wyrazistych “Black Cherry” i “Supernature”, a gdzieniegdzie odgrzebane zostają energiczne, taneczne, synth popowe pamiątki po “Head First”. Mieszanka niezła, choć mam wrażenie, że Alison i Willa stać na więcej.

10 Replies to “#751 Goldfrapp “Silver Eye” (2017)”

  1. Ich zdecydowanie stać na więcej. Ja po pierwszym przesłuchaniu…, niestety nie znalazłem jeszcze czasu na drugie. I pomimo tego, że ta płyta naprawdę jest lepsza, niż myślałem, tutaj się na razie zatrzymam.

    “The Night We Met” bardzo przyjemne. Przeglądam właśnie całą płytę Lord Huron i zapowiada się całkiem ciekawie. Jeszcze się przysłucham.

    U mnie jeszcze dzisiaj recenzja naprawdę świetnej płyty, którą odkryłem dosłownie przedwczoraj.

          1. Human było u mnie 4. 😉
            Swoją drogą fajnie, że twoje typy różnią się od moich. Wniosek – Goldfrapp mają wiele świetnych piosenek, więc jest w czym wybierać 😉

  2. Moja znajomość z Goldfrapp kończy się na “Felt Mountain”, ale na wszystko jest czas. 😉 Póki co, “Anymore” najbardziej mi się podoba.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *