#769 Nick Murphy “Missing Link” (EP) (2017)

Minęło pół dekady, odkąd zacząłem publikować muzykę jako Chet Faker, a wy wszyscy byliście tego siłą napędową – takimi słowami zaczął swój krótki liścik australijski wokalista i producent, zdradzając w dalszej jego części, że rozpoczyna działalność pod własnym imieniem i nazwiskiem. Nick Murphy narodził się na nowo. I długo na premierowe nagrania nie kazał czekać. Po dwóch singlach przyszła pora na nowy projekt – pięciotrackową epkę “Missing Link”.

Przyznam szczerze, że decyzja artysty o porzuceniu pseudonimu Chet Faker (inspiracją była postać jazzowego trębacza Cheta Bakera) bardzo mnie zaskoczyła. Rzadko się zdarza, by wykonawca, który zdobył sporą popularność w różnych częściach globu, zrezygnował nagle z budowanej przez siebie marki, która gwarantowała mu rozpoznawalność i wysoką frekwencję na koncertach. Nie wydaje mi się, by do wszystkich słuchaczy dotarła informacja o uśmierceniu Fakera. Na pewno znajdzie się ktoś, kto nie skojarzy, że Nick Murphy jest tym gościem od “Gold” czy “Talk Is Cheap”.

Łagodniej niż ze scenicznym pseudonimem Australijczyk obszedł się ze swoim brzmieniem. Choć i na tym polu zaszły zauważalne zmiany. Debiutanckie “Built on Glass” obfitowało w kompozycje spokojne, do pobujania się, chętnie mieszające domową elektronikę z soulem, jazzem czy r&b. Na “Missing Link” (podobnie zresztą jak i w przypadku pominiętych na epce singli “Fear Less” i “Stop Me (Stop You)”) wybrzmiewające elektroniczne dźwięki porażają swą intensywnością i agresywnością.

Po niedawnej premierze kolaboracji z Bonobo (“No Reason”) przyszła pora na duet, który ciekawił mnie jeszcze bardziej i od dłuższego czasu znajdował się gdzieś w sferze moich marzeń. Tak, Nick Murphy i KAYTRANADA. Ich wspólna piosenka “Your Time” jest moim ulubionym momentem epki. Niezwykle podoba mi się wykonanie tej kompozycji – z początku powściągliwe, w dalszej części mocniejsze i silniejsze wokale towarzyszą szorstkiej, ciemnej elektronice i prostej, konkretnej perkusji.

Ostrzejsze gitary pojawiają się w trwającej półtorej minuty krzyżówce rocka z elektroniką. Czy “Bye” jest jakimś zwiastunem nowej płyty Muse? Wokal Nicka powraca w zmiennym “I’m Ready”. Sporo sampli, syntezatorów i do tego pogrywająca w tle gitara akustyczna. Nie mówiąc już o natychmiastowym przechodzeniu od szybszego tempa do niemalże balladowych klimatów. Ciężko ten kawałek od razu polubić, ale warto docenić Murphy’ego za przesuwanie własnych granic. Artysta eksperymentuje także w “Forget About Me”, zestawiając w piosence kosmiczne brzmienia z bardziej epickimi dźwiękami, które już zawsze kojarzyć mi się będą z twórczością Woodkida. Epkę “Missing Link” zamyka mój drugi ulubiony numer. W “Weak Education” spotyka się kilka pomysłów Nicka – trochę funku, nieco klubowych, tropikalnych klimatów, szczypta afrobeat. Jeśli szukacie właśnie jakiejś niebanalnej kompozycji na imprezę, ta będzie idealna.

Mini album “Missing Link” powinien zamknąć usta tym słuchaczom, którzy twierdzili, że po uśmierceniu Cheta Fakera nic dobrego od Australijczyka już nie dostaniemy. Miło się czasem pomylić, prawda? Swoją muzykę Nick Murphy zdefiniował na nowo, dając nam z siebie jeszcze więcej. Strach się bać, co będzie dalej. Na razie wraz ze swoją małą porcją piosenek artysta powraca do grona moich ulubionych męskich twórców.

4 Replies to “#769 Nick Murphy “Missing Link” (EP) (2017)”

  1. Wow, bardzo fajne brzmienie. Rzeczywiście, totalne przeciwieństwo mojego dzisiejszego wpisu 😉

    Po pierwszym, szybkim przesłuchaniu ‘Missing Link’ wydaje się nie mieć słabych momentów, więc chętnie mu się jeszcze przysłucham z większą uwagą, jak tylko znajdę więcej czasu. Fajne znalezisko 🙂

  2. Szczerze to nie kojarzę nawet twórczości Cheta Fakera, ale widzę, że EPkę jest na YouTube, więc sobie przesłucham w wolnym czasie.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „~TimmyAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *