#867 Jessie J “R.O.S.E.” (2018)


To było mocne wejście. Brytyjska wokalistka Jessie J swój pierwszy, hitowy singiel “Do It Like a Dude” napisała dla Rihanny, lecz w ostatniej chwili zmieniła zdanie i zostawiła utwór sobie. Dziś kolejnych przebojów już nie ma, ale jedno się nie zmieniło – Jessie J ponownie myśli o sobie. I przestaje walczyć o popularność, wydając zestaw piosenek, z których może być dumna.

Z “R.O.S.E.” sprawa jest dość ciekawa. Płyta o takim tytule zapowiadana była od co najmniej połowy ubiegłego roku. Ukazały się nawet single, a Brytyjka ponownie stanęła na scenie. Nie zagłębiając się w szczegóły – sukcesów komercyjnych nie było, brzmienie nie zadowalało wytwórni, projekt skończyłby w koszu. Jessie J postawiła jednak na swoim, zaskakując swoich fanów czterema epkami, które złożyły się w szesnastotrackowe wydawnictwo, na którym artystka śpiewa o namiętności, pragnieniach i samorealizacji. A to wszystko w (przeważnie) popowo-rhythm’and’bluesowych klimatach.

I feel trapped and I hate that I’m insecure zawodzi smutnym, to niskim to wysokim głosem Jessie J w akustycznym intrze “Oh Lord”, dzieląc się z nami emocjami, które towarzyszyły jej przez ostatnie lata, i które o mało co nie sprawiły, że dała sobie spokój ze śpiewaniem. Z przeszłością wokalistka zmaga się także w podbitym hip hopowym bitem “Think About That”, kierując słowa utworu (you’re a shark, a cheat, a traitor) do osób, które ją zawiodły i odwróciły się od niej, kiedy najbardziej potrzebowała ich wsparcia. W jeszcze mocniejszym, mocarniejszym, dark-rhythm’and’bluesowym “Dopamine” Jessie J nie skupia się na sobie, lecz wylewa swoje frustracje na świat, w którym żyjemy, krytykując bierną postawę społeczeństwa na szokujące wydarzenia (children being shot, so we hashtag something). Protest songów w ostatnich miesiącach nieźle się namnożyło, ale mało który jest tak przekonujący, co ociężałe nagranie Jessie J. Ładnym punktem jest nowoczesno-oldskulowe “Easy on Me”, traktujące o podążaniu przed siebie we własnym rytmie i tempie.

O ile część zatytułowana “Realisations” celowała w spokojniejsze melodie, tak “Obsessions” otwiera prawdziwy banger – “Real Deal”. Przyznam szczerze, że po jej premierze rok temu bardziej mi się podobała. Dziś w tym żywiołowym, rhythm’and’bluesowym utworze irytuje mnie maniera w głosie Jessie J. Samo nagranie wydaje się być przy pozostałych nieznośnie wręcz puste. Lepiej odbieram zadziorne, nowoczesne “Petty”, które artystka zadedykowała fałszywym przyjaciołom. Mieszane uczucia wywołuje także utrzymane w wolnym tempie “Not My Ex”, którego zwrotki (szczególnie minimalistyczna pierwsza) przypadają mi do gustu, ale całość w dół ciągnie dość banalny refren. To jedna z tych piosenek, która plusuje tekstem. W “Not My Ex” Jessie J zwraca bowiem uwagę na to, że nie da się wejść w nowy związek bez choćby najmniejszego bagażu doświadczeń i przeżyć wyniesionego z poprzedniej relacji. “Obsessions” zamyka delikatne “Four Letter Word”, w którym wokalistka zdradza, że chciałaby już być mamą.

Nie tylko we wspomnianym “Dopamine” Jessie J przedstawia swoje przemyślenia na temat dzisiejszych czasów. Słowa “Queen”, nagrania otwierającego część prowokująco zatytułowaną “Sex”, artystka kieruje do wszystkich kobiet, które wierzą, że to co zobaczą w magazynach czy na Instagramie ulubionych gwiazdek jest prawdą (stop trusting all those fake idiots) i przez to popadają w kompleksy. I love my body, I love my skin I am a goddess, I am a queen zmysłowym głosem śpiewa wokalistka. I chociaż piosenka nie powala, warto sobie te słowa za nią powtarzać. Intryguje “One Night Lover” o fizycznej relacji z drugą osobą, posiadające wpadający w ucho harmonijny, popowy refren, kojarzący mi się z girlsbandami, które robiły furorę na początku XXI wieku. Podszyte tanecznym, lekko klubowym bitem “Dangerous” jest śmiałym wyznaniem wokalistki – będą z tobą kłopoty, ale nie mogę ci się oprzeć. Ostatnia propozycja, zachęcające do potupania nóżką, pozytywne “Play”, brzmi jak kompozycja, którą z myślą o jednej z ostatnich płyt nagrać mogłaby… Mariah Carey.

Welcome to this life, every day and night rozpoczyna Jessie J nerwową kompozycję “Glory”, której aranżacja oparta jest, co zaskakuje, na brzmieniu instrumentów dętych. Całość dzięki temu nabrała lekkiego retro sznytu. To sporo mówi o rozdziale “Empowerment”. O ile w wielu pozostałych piosenkach wokalistka robiła krótsze lub dłuższe wyprawy do lat 90. czy początkowych lat bieżącego stulecia, tak tu swój wehikuł czasu zdała się zaprogramować na kilka dekad wstecz. Instrumentalne “Rose Challenge” równie dobrze powstać mogło w latach 50. Podobnie jak powalająca, teatralna ballada “Someone’s Lady”, w której artystka śpiewa o braku miłości w swoim życiu (nobody’s lovin’ on me lately, I’m just flying without wind, I just want to be someone’s lady, with all my heart). Utwór ten jest moim ulubionym momentem “R.O.S.E.”, udowadniającym dodatkowo, iż Jessie J ma potencjał, by w przyszłości zaprezentować nam się w soulowym repertuarze. Przecięciem lat 50. z 90. jest zamykające “Empowerment” (a zarazem cały projekt) spokojne, eleganckie “I Believe in Love”, będące tym przysłowiowym światełkiem w tunelu.

Należę do osób, które Jessie J polubiły za sprawą “Who You Are”. Wraz z premierą katastrofalnego “Alive” moja wiara w wokalistkę zmalała. Sytuacji wcale nie poprawił wymuszony “Sweet Talker”. Nic więc dziwnego, że przestałam śledzić doniesienia o kolejnych muzycznych projektach Brytyjki, skupiając swoją uwagę na artystkach, które mają coś do powiedzenia i nie boją się stawiać na swoim. Niespodziewanie w 2018 roku do ich grona dołączyła Jessie J. Wydawnictwem “R.O.S.E.” wokalistka odkupiła swoje winy. I chociaż nie zaczęła nagle bawić się w alternatywne brzmienia, zaproponowany przez nią zestaw piosenek wypada nadzwyczaj smacznie. Przede wszystkim dzięki samej zainteresowanej, która zaczęła śpiewać o tym, co jej leży na sercu. Czasem porusza poważne tematy, innym razem puszcza do nas oczko. Ale za każdym razem jest autentyczna. Właśnie tego brakowało mi na jej ostatnich dwóch albumach. Jessie J przekonała się, że da się mocno uderzyć o ziemię i wstać z wdziękiem.

Warto: Think About That & Petty & One Night Lover & Someone’s Lady

4 Replies to “#867 Jessie J “R.O.S.E.” (2018)”

  1. Jestem ciekawa tych epek, więc pewnie szybko je przesłucham. Swego czasu bardzo lubiłam Jessie, dlatego cieszę się, że w końcu zaczęła nagrywać porządne utwory.
    Zapraszam na nowy wpis – po-sluchaj.blogspot.com
    Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz na „TomaszAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *