#914 Mariah Carey “Caution” (2018)

Diva powróciła. A może raczej nieuchwytna śpiewaczka jak określiła samą siebie w tytule poprzedniego wydawnictwa. Mariah Carey przydomek legenda zyskała już w latach 90., wypuszczając hit za hitem, sprzedając dziesiątki milionów egzemplarzy płyt i czarując pięciooktawowym głosem. Dziś słuchacze mają nowych idoli a i sama Mariah straciła fragmencik swojego wokalnego talentu. Nową płytą wysyła w świat ostrzeżenie, że nie powiedziała (wyśpiewała) jeszcze ostatniego słowa.

Recenzowanie każdego nowego albumu Carey jest zadaniem niewdzięcznym i trudnym. Czasem zastanawiam się, jak odbierałabym krążki takie jak “Memoirs of an Imperfect Angel” czy “E=MC²” bez znajomości rewelacyjnych “Emotions” czy “Music Box”. Na pewno lepiej, bo wydawnictwa artystki z lat 90. zachwycają mnie od lat. Wtedy wszystko grało. Były hity, były poruszające ballady, były wokale, których wokalistce zazdrościć mógł każdy. Były po prostu dobre i smaczne produkcje z pogranicza soulu, popu i r&b. Z czasem doszły i hip hopowe bity i wersy wtrącane przez wziętych raperów a piękny śpiew zastępowało coś na kształt melorecytacji. Tak samo jest i na “Caution”, ale jakoś dobrze się tej płyty słucha. Magia*.

Otwierające album pościelowe nagranie “GTFO” nadal budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony wygląda świeżo i po prostu przyjemnie, z drugiej trochę ciężko rozpoznać Mariah. W utworze wokalistka odprawia z kwitkiem swojego ukochanego, by za chwilę zmienić kierunek i zaserwować nam sporo miłosnych wyznań w balladowym “With You”. Lepszym spokojnym numerem jest jednak zamykające płytę refleksyjne “Portrait”. Oparta na grze smyczków i pianina kompozycja brzmi jak stworzona do klasycznej animacji Disney’a. Carey w swojej karierze miała wiele lepszych ballad (m.in. “The Wind”, “Looking In”), ale tej także udało się mnie poruszyć.

Do innych piosenek, które bardziej przypadły mi do gustu, należą “Giving Me Life”, “Stay Long Love You” i “The Distance”. Pierwsza zasługuje na miano najciekawszego i najmniej oczywistego utworu na “Caution”. Wyprodukowana przez Blood Orange kompozycja dryfuje gdzieś pomiędzy ciepłym popem a przybrudzonym, ulicznym graniem z lat 90. Wisienką na torcie jest wpleciona w całość gitara. Podobnych piosenek w tamtych czasach diva nie miała, ale już znajomo brzmi “Stay Long Love You”. Ten wpadający w ucho kawałek swoim połączeniem r&b i hip hopu przypomina o przełomowym “The Emancipation of Mimi”. Na tym samym krążku widziałabym utrzymane w szybszym tempie “A No No”. Warto sięgnąć również po bujające, melodyjne “Caution”. Jedynie jednostajne “One Mo’ Gen” i infantylne “8th Grade” są tymi piosenkami, które zdarza mi się pomijać.

Trafiłam na wiele komentarzy dotyczących wydawnictwa “Caution”. Najpoważniejszym zarzutem był brak choćby jednego utworu, który konkurować mógłby na listach przebojów z nagraniami cieszących się obecnie sporą popularnością wykonawców. Takich piosenek wymagało się od Mariah Carey od początku kariery. I takich piosenek oczekuje się i dziś, choć sama diva wysyła komunikat keep calm and enjoy the music. Ona się już nie ściga, nie rywalizuje. Ten luz idealnie słychać w jej nowych kompozycjach, których ilość bardzo mi odpowiada. Na “Caution” brak zapychaczy, każdy utwór zdaje się być oddzielnym rozdziałem historii dojrzałej kobiety. Tegoroczny krążek Carey jest jej pierwszą płytą od 2005 roku, do której naprawdę chce mi się wracać.

Warto: Portrait & Giving Me Life

*Gdybym dodała słówko “świąt”, zaraz wjechałaby mi Mariah ze swoimi christmasowymi utworami i dokończenie tego artykułu zostałoby odłożone w czasie.

5 Replies to “#914 Mariah Carey “Caution” (2018)”

  1. Myślę, że Mariah nie musi już żadnych przebojów nagrywać, bo swoje już nagrała i swoje szczyty już zdobyła. Z Caution zapoznałem się dopiero dzisiaj rano, ale jakże miło mi się tego słuchało. Bardzo dobra płyta, chyba najlepsza od pani Carey w ostatnich latach i jak dla mnie to brak tu nawet jednej piosenki, którą chciałoby się przełączyć. Świetnie się tego słucha!

  2. Nie słuchałam tej płyty, ale muszę się zgodzić ze stwierdzeniem, że Mariah niczego już nie musi udowadniać. Jeżeli nagrała album taki jaki chciała, to to się liczy najbardziej.
    Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂

  3. Nie miałem w planach sięgać po ten krążek, ale po przeczytaniu recenzji jestem nad wyraz ciekawy. Lubię kilka kawałków Mariah i chętnie posłuchałbym czegoś nowego.

Odpowiedz na „KarolinaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *