#951 Tom Waits “Small Change” (1976)

Miesiące po premierze rewelacyjnego albumu “The Heart of Saturday Night” Tom Waits spędził w podróży między miastami nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale i Europy. Bynajmniej nie zwiedzając, lecz dzieląc się swoją twórczością z coraz liczniejszą liczbą fanów. Jeden z występów zarejestrował (ukazał się później pod szyldem “Nighthawks at the Diner”), a później rzucił w wir pracy nad nowym studyjnym krążkiem. Wydana we wrześniu 1976 roku płyta “Small Change” uznawana jest za jedną z jego najlepszych.

Zaszła mała zmiana, przekonuje w tytule swego trzeciego albumu Tom. Muzycznie – brak tu jakichkolwiek folkowych inspiracji. Chętniej niż wcześniej przewijają się za to pianino i sekcja smyczkowa. Wokalnie – Waits często pozwala sobie na zastąpienie śpiewu recytacją, a jego głos jest jeszcze bardziej szorstki i zachrypnięty. Amerykanin zbliżył się do Louisa Armstronga. Nawet w warstwie lirycznej jakoś tak bardziej posępnie i gorzko. I chociaż od debiutu Waitsa minęły trzy lata, on sprawia wrażenie, jakby postrzał się o co najmniej dziesięć.

Wydawnictwo rozpoczyna się melancholijnym nagraniem “Tom Traubert’s Blues (Four Sheets to the Wind in Copenhagen)”, będącym jednym z najbardziej znanych kawałków w dyskografii artysty. Mnie ujmuje jego prostota i zmęczony, przygnębiony głos Toma, który kreśli opowieść o samotności w obcym mieście. Po chwili jednak jego nastrój się zmienia, a my otrzymujemy swingujące, wzbogacone trąbkami “Step Right Up”, przy którym nogi same chcą iść w ruch. Innymi żywszymi (choć bez przesady) momentami płyty są wyraźnie akcentujące grę perkusji “Pasties and a G-String (At the Two O’Clock Club)” oraz przegadane, stawiające na pierwszym miejscu saksofon “The One That Got Away”. W podobnym, co druga piosenka, stylu utrzymane jest nagranie tytułowe.

Pozostałe kompozycje to mniej lub bardziej poruszające ballady. Moimi ulubieńcami są pijane “Jitterbug Boy (Sharing a Curbstone with Chuck E. Weiss, Robert Marchese, Paul Body and The Mug and Artie)”; opowieść o niełatwej miłości do kobiety z trudną przeszłością “Invitation to the Blues” oraz zaaranżowana na pianino historia o rozstaniu, które sprawiło, że podmiot liryczny wpadł w alkoholowy nałóg ukryta pod tytułem “Bad Liver and a Broken Heart (In Lowell)” (I drunk me a river since you tore me apart. I don’t have a drinking problem, ‘cept when I can’t get a drink). Warto także sięgnąć po jazzujące retro nagranie “I Wish I Was in New Orleans (In the Ninth Ward)” oraz “The Piano Has Been Drinking (Not Me) (An Evening with Pete King)”, brzmiące jak pełen nonsensownych zdań (the box-office is drooling, and the bar stools are on fire and the newspapers were fooling, and the ash-trays have retired) bełkot pijanego mężczyzny.

“Small Change” pozostawia słuchacza w dziwnym nastroju. Niby przy wielu utworach można się uśmiechnąć (Tomowi Waitsowi wyostrzył się język, a w samych tekstach przemycił większą dawkę sarkazmu), ale nad całością góruje smutna atmosfera. Artysta przedstawia nam się tu jako człowiek, któremu niekoniecznie w życiu prywatnym wyszło, i który przypomina sobie o tym między jedną a drugą szklaneczką whiskey, topiąc co wieczór smutki w alkoholu. Tak chyba właśnie można “Small Change” określić – piosenki znad kieliszka. Waits nagrał album, którego łatwo się nie zapomina, choć mi nadal bliższe są jego dwa poprzednie dzieła. Miałam po nich większego kaca.

Warto: The One That Got Away & Invitation to the Blues

2 Replies to “#951 Tom Waits “Small Change” (1976)”

Odpowiedz na „KarolinaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *