#968 Kelsey Lu “Blood” (2019)

Amerykańska wokalistka Kelsey Lu wygląda jak skrzyżowanie Beyoncé i Rihanny. I chociaż przypuszczać można, iż pretenduje do bycia nową sensacją nowoczesnego rhythm’and’bluesa, jej twórczość jest sporym zaskoczeniem. Artystka zaczynała bowiem jako wiolonczelistka. Jej grę usłyszeć można na albumach “Pure Comedy” Father John Misty, “Joanne” Lady Gagi i “Take Me Apart” Keleli. Z własną muzyką zadebiutowała w 2016 roku (epka “Church”), ale dopiero wydana w połowie kwietnia płyta “Blood” stawia ją w gronie najlepszych nowych wykonawców.

Intrygują mnie artyści, których brzmienie ciężko jest podsumować jednym słowem, nazwą jednego gatunku. Takie misz masze nie są wprawdzie niczym niespotykanym, ale mało komu wychodzą takie ciekawostki, jak Kelsey Lu. Wiolonczelistka z głową wcisnęła swój instrument do utworów z debiutanckiego longplay’a. Efektem są piosenki kobiece i eleganckie, ale nieprzesadnie poważne czy wytworne. Mamy tu wprawdzie sporo smyczków, ale nie brakuje folkowych czy elektronicznych rozwiązań.

Piosenką, która zachęciła mnie do poświęcenia czasu albumowi niepokojąco zatytułowanemu “Blood”, było “Pushin Against the Wind”. Nadal utwór ten robi na mnie spore wrażenie, dzierżąc tytuł mojego ulubionego momentu wydawnictwa. Zachmurzone, folkowe nagranie jest dla Kelsey okazją do pochwalenia się wieloma wokalnymi barwami. Ale bardzo dobrych kompozycji na jej debiucie znajdziemy znacznie więcej. Daleko szukać nie trzeba – już otwierająca cały zestaw piosenka “Rebel” udowadnia, że mamy do czynienia z wyjątkową postacią. Minimalistyczny podkład nagrania tylko podkreśla krystaliczne wokale Lu. Podobnie zachwycają folkowo-elektroniczne “Why Knock For You” i głośniejsze, zahaczające o r&b “Foreign Car”, w których stworzeniu udział brał Jamie xx.

Utworem, w którym instrument Kelsey słychać najbardziej, jest nostalgiczne “Too Much”. Bardziej klasyczne brzmienie proponują nam także takie kompozycje jak “Atlantic”, musicalowe “Blood” i interlude’a “KINDRED I” I “KINDRED II”. Warto sięgnąć po “I’m Not in Love” i “Poor Fake”. Pierwszy z kawałków jest świetnym coverem piosenki o tym samym tytule z repertuaru 10cc z połowy lat 70. Kelsey nadała tej soft rockowej kompozycji jeszcze więcej głębi i psychodelicznych barw, tworząc numer niezwykle tajemniczy i aranżacyjnie oszczędny. Co ciekawe ilekroć słucham jej wykonania, w mojej głowie pojawia się myśl, że właśnie tak numer ten zinterpretowałaby Florence Welch, z którą Lu miała okazję pracować. A skoro już o latach 70. była mowa… Rozpoczynające się grą wiolonczeli a następnie wbiegające na parkiet “Poor Fake” wydawać się może osobliwym hołdem, który Amerykanka złożyła Giorgio Moroderowi – włoskiemu królowi disco. Innym rozrywkowym numerem jest popowe “Due West” (robota Skrillexa), ale niezbyt przekonuje mnie Lu w takich klimatach. Straciła jakąś część swojej osobowości.

Będzie to porównanie na wyrost, ale Kelsey Lu przypomina mi nieco Kate Bush. Brytyjka także potrafiła złożyć swoje brzmienie z kilku różnorodnych tekstur, bawiła się wokalami czy serwowała poetyckie teksty. Kelsey co prawda dopiero buduje swoją historię, ale ma już stabilne, mocne fundamenty. “Blood” wyróżnia się na tle innych albumów, które wpadły mi w ręce w 2019 roku. Głównie ze względu na ten brak zdecydowania – piosenki Lu ani nie są supernowoczesne, ani nie brzmią archaicznie. Razem tworzą jedną z najbardziej unikalnych płyt ostatnich miesięcy.

Warto: Pushin Against the Wind & I’m Not in Love & Rebel

One Reply to “#968 Kelsey Lu “Blood” (2019)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *