Kobieta-producent wciąż jest zjawiskiem występującym w muzycznym biznesie bardzo rzadko. Warto więc te najlepsze wspierać i obserwować. Ciekawa postać wyszła z naszego polskiego podwórka. Anna Żmijewska od paru lat działa pod pseudonimem Chloe Martini (inspiracją były perfumy marki Chloe i wino Martini Asti), dzieląc swoje życie między Polskę z Wielką Brytanię.
Pierwszy raz usłyszałam o Chloe w ubiegłym roku, kiedy nie mogłam oderwać się od albumu “Flashback” Rosalie. Zakochana w r&b wokalistka zaprosiła Martini do współpracy, której efektem jest nagranie “Holding Back”. Obie łączy miłość do najtisowych klimatów. A że i ja od dawna jestem w nich zakochana, z ciekawości sięgam po projekty, które mają przywołać ducha tamtych lat. Od paru dni gra więc u mnie epka “Daydream”*.
Otwierająca mini album kompozycja “Love You the Right Way” bardziej zainteresowała mnie samym podkładem aniżeli łagodnym głosem KWAYE’a. Jest upbeat’owo, lekko dyskotekowo, a całości smaczku nadają basy i klawisze. Zauroczyło mnie następne nagranie – “All or Nothing”. Wyśpiewywana przez MAAD piosenka kojarzy mi się z twórczością Janet Jackson. Jest odpowiednio kobieco, kołysząco i pastelowo z zaskakującym plot twist w postaci rapowej wstawki. Świetnie brzmi efekt drugiej kolaboracji Chloe z Rosalie. Polska artystka udziela się w niespiesznym, rhythm’n’bluesowym “Naked”, w którym uwagę zwracają ponakładane na siebie wokalne partie. Balladowe “San Junipero” jest drugim kawałkiem, w którym słyszymy KWAYE’a. Wsparta gitarą kompozycja brzmi niesamowicie oldskulowo i nie pomyślałbym, iż powstałą u schyłku drugiej dekady nowego tysiąclecia. Wydawnictwo wieńczy proste, ale piękne nagranie tytułowe. Brzmi nostalgicznie, ale jednocześnie futurystycznie. Balladowo i kosmicznie. A wytwarzająca w okół siebie magiczną aurę Bessi jest przysłowiową wisienką na torcie.
Mini album “Daydream” jest następcą epki “Never Twice the Same”, która światło dzienne ujrzała w 2017 roku. O ile krążek ten (szczególnie za sprawą takich numerów jak “You Need My Love” czy “Dark Noise”) rozkręcić może niejedną imprezę, tak tegoroczną epkę widzę w roli podkładu do ostatnich kroków na parkiecie nad ranem. Dawno już nie miałam w głośnikach porcji muzyki, która jednocześnie zaskakiwałaby przebojowością, posiadała taneczny szlif i była odprężająca. Dodając do tego naprawdę ładnie odrobione lekcje z klimatów lat 90. powiedzieć mogę tylko tyle, że gorąco polecam. I czekam na więcej.
Warto: All or Nothing & Daydream
*ciekawe czy tytuł jest przypadkowy, czy może to ukryty hołd dla “Daydream” Mariah Carey z 1995 roku.
Nie słyszałam ani o tej artystce, ani o epce, ale zachęciłaś mnie, więc pewnie prędko po nią sięgnę.
Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂
Kwaye najlepszy głos na świecie. Moja subiektywna opinia.