#998 Tom Waits “Foreign Affairs” (1977)

Chociaż przed paroma laty zdarzyło mi się słuchać pojedynczych kompozycji Toma Waitsa (szczególnie podsłuchanego w jednym z odcinków “The Walking Dead” nagrania “Hold On”), jego pierwszą uważnie przesłuchaną przeze mnie płytą było “Foreign Affairs”. Zaintrygowała mnie ciemna, utrzymana w stylistyce filmów noir okładka oraz bijąca z zawartej na niej fotografii tajemniczość. Ponoć wielu krytyków kręci nosem na czwarte dzieło Waitsa, ale ja mam do niego sporą słabość i najzwyklejszy sentyment.

Zaledwie rok wcześniej wokalista zaprezentował światu album “Small Change”, na którym kompletnie wyzbył się folkowych naleciałości. Jego krążek, na którym dominowały smutne ballady, był jego najbardziej przygnębiającym dziełem. Waits zdawał się dotknąć dna, gdy w jego życiu zaczęły dominować alkohol i niewesołe myśli. Na “Foreign Affairs” zdaje się trzymać lepiej, pozwalając sobie na flirty, zaczepki i jeszcze więcej ironii. A to wszystko w towarzystwie melodii surowszych i jeszcze bardziej jazzujących.

Pierwsze kadry tego nieoczywistego romansu Toma Waitsa rozgrywają się przy instrumentalnej kompozycji “Cinny’s Waltz” – urokliwego, musicalowego kawałka o – jak na standardy Amerykanina – słodkim wydźwięku. W bluesowo-jazzowym tonie utrzymana jest kolejna propozycja artysty. W “Muriel” Waits przepitym głosem śpiewa o swojej tęsknocie do tytułowej kobiety (I still hit all the same old haunts and you follow me wherever I go). Szybko mu chyba mija zauroczenie nią, gdyż już w kolejnym utworze, “I Never Talk to Strangers”, flirtuje z Bette Midler. To piosenka, w której nie do końca kupuję wykonanie (partie Midler bywają momentami wręcz karykaturalne), ale całą otoczkę jak najbardziej – pomysł na dialog między dwoma bohaterami, tematykę, retro klimat.

Świetnie słucha się improwizowanego, jazzującego “Jack & Neal/California Here I Come”. To jedna z najlepszych pozycji “Foreign Affairs”. Do grona moich ulubieńców należą również “Burma-Shave” i “Barber Shop”. Pierwszy z utworów jest zaaranżowaną na pianino gorzką balladą, w końcówce której pojawia się nagle trąbka. “Barber Shop” należy zaś do dynamiczniejszych nagrań. Niemałym popisem umiejętności Toma jest zaś “Potter’s Field” – ośmiominutowe, przegadane dzieło wzbogacane to smyczkami to trąbkami o napiętej, mrocznej atmosferze. Artysta stworzył swoją własną kryminalną historię. Trochę w tym bądź co bądź niewielkim gąszczu kompozycji znikają spokojniejsze piosenki – nostalgiczne, wykonywane przez Waitsa zmęczonym głosem “A Sight For Sore Eyes”, oraz vintage’owe, łagodne “Foreign Affairs”.

Na “Foreign Affairs” znajdziemy mniej kompozycji niż na trzech poprzednich wydawnictwach Toma Waitsa. Dziewiątka nagrań jednak w zupełności wystarczyła, byśmy mogli przekonać się o wszechstronności amerykańskiego artysty i zobaczyć kilka jego twarzy. Jego wydana w 1977 roku płyta brzmi jak soundtrack do filmów, o których wspominałam we wstępie. Jest intrygująco, tajemniczo. A do tego całkiem stylowo, choć zachrypnięty Waits wciąż jest cudownie niechlujny.

Warto: Jack & Neal/California Here I Come & Burma-Shave & Barber Shop

3 Replies to “#998 Tom Waits “Foreign Affairs” (1977)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *